Helen Fielding - Dziennik Bridget Jones
Здесь есть возможность читать онлайн «Helen Fielding - Dziennik Bridget Jones» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dziennik Bridget Jones
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dziennik Bridget Jones: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dziennik Bridget Jones»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
„Przekomiczna książka. Nawet mężczyźni będą się śmiać” – Salman Rushdie.
„Wciągająca lektura… Przezabawny Dziennik Bridget Jones bezbłędnie pokazuje niedole niezamężnej kobiety” – Sunday Express.
„Szalona humoreska… bezlitosny rozbuchany dowcip… niezwykle zabawna książka” – Sunday Times.
Dziennik Bridget Jones — читать онлайн ознакомительный отрывок
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dziennik Bridget Jones», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
4 maja, czwartek
58,5 kg Jedn. alkoholu O, papierosy O, ziemniaki 12.
Poszłam do drogerii, żeby dyskretnie kupić test ciążowy. Podsuwałam już pudełko kasjerce, ze spuszczoną głową i żałując, że nie przełożyłam pierścionka na palec serdeczny, gdy sprzedawca ryknął:
– Chce pani test ciążowy?
– Szszsz – syknęłam, oglądając się przez ramię.
– Ile się pani spóźnia? – zagrzmiał. – Lepszy będzie test niebieski. Wykazuje ciążę już w pierwszym dniu po terminie miesiączki.
Złapałam test, zapłaciłam cholerne osiem funtów dziewięćdziesiąt pięć pensów i wybiegłam ze sklepu. W pracy przez pierwsze dwie godziny wpatrywałam się w torebkę, jakby był w niej niewypał. O 11.30 nie wytrzymałam, chwyciłam ją i zjechałam windą do toalety dwa piętra niżej, by nie narażać się na to, że ktoś znajomy usłyszy podejrzany szelest. Nagle pomyślałam o Danielu z nienawiścią. On też za to odpowiadał, a nie musiał wydać prawie dziewięciu funtów, chować się w kiblu i sikać na plastikową pałeczkę. Z furią rozpakowałam test, wepchnęłam pudełko i papiery do kosza i zrobiłam to, co trzeba, a potem, bez patrzenia, położyłam pałeczkę wierzchem do dołu na spłuczce. Trzy minuty. Nie miałam najmniejszej ochoty przyglądać się, jak mój los zostaje przypieczętowany przez rysującą się powoli niebieską linię. Jakoś przetrwałam te sto osiemdziesiąt sekund – ostatnie sto osiemdziesiąt sekund mojej wolności – wzięłam test do ręki i omal nie krzyknęłam. W małym okienku widniała cienka niebieska linia, wyraźna jak cholera. Aaaaa! Aaaaa!
Po 45 minutach wpatrywania się tępo w komputer i udawania, że Perpetua jest rośliną doniczkową, kiedy pytała, co mi się stało, wypadłam z pokoju i poleciałam do budki telefonicznej, żeby zadzwonić do Sharon. Cholerna Perpetua. Gdyby ona zaszła w niechcianą ciążę, ma takie poparcie angielskiego establishmentu, że znalazłaby się przed ołtarzem w dziesięć minut i to| w ślubnej sukni od Amandy Wakeley. Na ulicy był taki hałas, że Sharon nie mogła mnie zrozumieć.
– Co? Bridget? Nic nie słyszę. Kto miał wypadek drogowy?
– Nikt – chlipnęłam. – Wyszedł mi test c i ą ż o w y.
– Jezu! Będę w Cafe Rouge za piętnaście minut.
Chociaż była dopiero 12.45, uznałam, że w tak krytycznej sytuacji mogę sobie pozwolić na wódkę z sokiem pomarańczowym, ale potem przypomniało mi się, że dziecko nie powinno pić wódki. Czekałam na Sharon, miotana biegunowo sprzecznymi uczuciami mężczyzny i kobiety jednocześnie, niczym jakiś dziwaczny hermafrodyta albo dwugłowiec z menażerii doktora Dolitle. Z jednej strony byłam rzewna i liryczna w stosunku do Daniela i dumna z tego, że jestem prawdziwą kobietą – płodną jak królica! – i wyobrażałam sobie różowiutkie dziecięce ciałko, maleńką istotkę do kochania w uroczych kaftanikach od Ralpha Laurena. Z drugiej strony myślałam: Boże, moje życie się skończyło, Daniel jest szalonym alkoholikiem i jak się dowie, zabije mnie, a potem rzuci. Koniec wyjść z dziewczynami, zakupów, flirtów, seksu, wina i papierosów. Stanę się ohydnym skrzyżowaniem inkubatora z mleczarnią, które nie będzie się nikomu podobać i nie wejdzie w żadne moje spodnie, zwłaszcza w nowiutkie wściekle zielone dżinsy od Agnes B. To rozdwojenie jest zapewne ceną, jaką muszę zapłacić za to, że zostałam nowoczesną kobietą, zamiast jak Pan Bóg przykazał w wieku lat osiemnastu poślubić Abnora Rimmingtona, kierowcę autobusu z Northampton. Kiedy przyszła Sharon, smętnie podałam jej pod stołem test ciążowy ze zdradziecką niebieską linią.
– To to? – zapytała.
– Jasne, że to – mruknęłam. – A myślałaś, że co? Telefon komórkowy?
– Bridget – powiedziała – bijesz wszelkie rekordy. Nie przeczytałaś instrukcji? Powinny wyjść dwie linie. Ta linia pokazuje tylko, że test działa. Jedna linia znaczy, że nie jesteś w ciąży, głuptasie.
W domu zastałam na sekretarce wiadomość od mamy: „Kochanie, natychmiast do mnie zadzwoń. Mam nerwy w strzępach”. Ona ma nerwy w strzępach!
5 maja, piątek
57 kg (chrzanię to, po tylu latach nie odzwyczaję się od ważenia, zwłaszcza po stresie ciążowym – pójdę w przyszłości na jakąś terapię), jedn. alkoholu 6 (hura!), papierosy 25, kalorie 1895, zdrapki 3. Spędziłam ranek w żałobie po straconym dziecku, ale poweselałam, kiedy zadzwonił Tom z propozycją lunchu i Krwawej Mary na dobry początek weekendu. W domu zastałam wiadomość od obrażonej mamy, że wyjechała do ośrodka odnowy biologicznej i zadzwoni do mnie po powrocie. Ciekawe, o co chodzi. Pewnie dostała za dużo biżuterii Tiffany'ego od schnących z miłości wielbicieli albo ofert pracy prezenterki od konkurencyjnych stacji telewizyjnych.
11.45 wieczorem.
Daniel zadzwonił przed chwilą z Manchesteru.
– Miałaś dobry tydzień? – zapytał.
– Świetny, dziękuję – odparłam pogodnie. Świetny, dziękuję. Uch! Czytałam gdzieś, że najlepszym darem, jaki kobieta może ofiarować mężczyźnie, jest spokój, więc nie mogłam się przyznać, na samym początku naszego bycia razem, że jak tylko zniknął z horyzontu, dostałam histerii z powodu urojonej ciąży. Mniejsza z tym. Jutro wieczorem go zobaczę. Hura! Lalalala.
6 maja, sobota: początek obchodów Dnia Zwycięstwa w Europie
57,5 kg Jedn. alkoholu 6, papierosy 25, kalorie 3800 (czciłam rocznicę końca racjonowania żywności), trafione numery totolotka O (kiepsko). Obudziłam się w zupełnie niemajowym upale i próbuję wykrzesać z siebie entuzjazm w związku z końcem wojny, wolnością w Europie itd., itd. Prawdę mówiąc, czuję się okropnie przygnębiona. „Wyrzucona poza nawias” może być wyrażeniem, którego szukam. Nie mam żadnych dziadków. Tata jest przejęty imprezą w ogrodzie Alconburych, na której, z jakichś tajemniczych powodów, będzie brał udział w konkursie podrzucania naleśników. Mama jedzie do Cheltenham, gdzie się wychowała, na festyn uliczny, prawdopodobnie z Juliem. (Dobrze, że nie ma romansu z jakimś Niemcem.) Nikt z moich przyjaciół niczego nie urządza. Byłoby to w pewnym sensie niewłaściwe jako próba podstępnego zaanektowania czegoś, co nie ma z nami nic wspólnego. Kiedy wojna się skończyła, prawdopodobnie nie byłam nawet komórką jajową. Byłam niczym, podczas gdy oni walczyli i smażyli marmoladę z marchwi czy co tam się wtedy robiło. Nie podoba mi się ta wizja i mam ochotę zadzwonić do mamy, żeby spytać, czy kiedy wojna się skończyła, już miesiączkowała. Czy komórki jajowe giną, czy też są magazynowane, póki nie zostaną zapłodnione? Czy wyczułabym koniec wojny jako zmagazynowana komórka? Gdybym miała dziadka, mogłabym wziąć udział w świętowaniu pod płaszczykiem bycia miłą dla niego. Och, chrzanić to, idę na zakupy.
7 wieczorem.
Daję słowo, od upału moje ciało dwukrotnie zwiększyło objętość. Nigdy więcej nie wejdę do wspólnej przymierzalni. W Warehouse sukienka utknęła mi pod pachami, gdy próbowałam ją zdjąć, i szarpałam się z nią dłuższą chwilę, mając wywrócony na lewą stronę materiał zamiast głowy i pokazując uda oraz falujący brzuch gromadzie rozchichotanych piętnastolatek. A kiedy pociągnęłam głupią kieckę w dół, żeby się z niej wydostać drugą stroną, nie chciała mi przejść przez biodra. Nienawidzę wspólnych przymierzalni. Wszyscy gapią się ukradkiem na cudze ciała i nie patrzą sobie w oczy. Zawsze są tam dziewczyny, które wiedzą, że wyglądają fantastycznie, cokolwiek na siebie włożą, więc tańczą rozpromienione dookoła, trzepią włosami i wyginają się przed lustrem jak modelki, mówiąc: „Czy nie jestem w tym gruba?” do swoich obowiązkowo tęgich przyjaciółek, które wyglądają we wszystkim jak indyjskie bawoły. Cała ta wyprawa była zresztą katastrofą. Wiem, że powinnam kupować wybrane artykuły w Nicole Farhi, Whistles i Josephie, ale tamtejsze ceny tak mnie przerażają, że wracam z podkulonym ogonem do Warehouse'u i Miss Selfridge, grzebię w stertach sukienek po 34,99, które nie chcą mi przejść przez głowę, a potem kupuję parę rzeczy u Marksa i Spencera, bo nie muszę ich przymierzać. Wróciłam do domu z czterema rzeczami, których nigdy nie włożę. Jedna przeleży dwa lata za krzesłem w sypialni w torbie M &S. Trzy pozostałe wymienię na kupony kredytowe Boulesa, Warehouse'u itp., które następnie zgubię. W ten sposób przepuściłam 119 funtów, za które mogłam kupić coś naprawdę ładnego w Nicole Farhi, na przykład bardzo mały T-shirt. Zdaję sobie sprawę, że jest to kara za moją płytką, materialistyczną obsesję na punkcie zakupów, kiedy powinnam nosić całe lato jedną kieckę ze sztucznego jedwabiu i malować sobie kreski na łydkach; jak również za to, że nie świętuję Dnia Zwycięstwa. Może powinnam zadzwonić do Toma i zorganizować uroczą imprezkę na poniedziałkowy Bank Holiday? Czy można urządzić kiczowate, ironiczne przyjęcie z okazji DZ, jak z okazji ślubu w rodzinie królewskiej? Nie, nie można ironizować na temat poległych. Poza tym byłby problem z flagami. Kumple Toma należą do Ligi Antyfaszystowskiej i mogliby pomyśleć, że obecność Union Jacka oznacza, że spodziewamy się skinheadów. Ciekawe, co by było, gdyby wojna wybuchła za życia naszego pokolenia? No dobrze, czas na małego drynia. Niedługo przyjdzie Daniel. Muszę zacząć się szykować.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dziennik Bridget Jones»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dziennik Bridget Jones» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dziennik Bridget Jones» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.