– Wyłącz to! – wrzasnął ktoś z okna na piętrze.
– Nie mogę, do cholery! – odwrzasnęła Magda, szarpiąc za maskę samochodu. – Jerrers! – wydarła się do komórki. – Jerrers, ty pieprzony dziwkarzu! Jak się otwiera maskę saaba?
Magda ma bardzo wytworny akcent. Nasza ulica nie jest wytworna. Należy do tych, gdzie nadal wiszą w oknach plakaty „Wolność dla Nelsona Mandeli”.
– Nie wrócę do ciebie, draniu! – ryczała Magda. – Powiedz mi tylko, jak się otwiera tę cholerną maskę!
Siedziałyśmy z Magdą w samochodzie, szarpiąc wszystkie możliwe dźwignie, a Magda pociągała od czasu do czasu z butelki Laurent-Perrier. Wkrótce nadjechał z rykiem silnika Jeremy na harleyu-davidsonie. Ale zamiast zgasić alarm, zaczął wywlekać dziecko z fotelika, więc Magda rozdarła się na niego. Nagle Dań, Australijczyk, który mieszka pode mną, otworzył okno.
– Hej, Bridgid – krzyknął. – Woda leje mi się przez sufit.
– Cholera! Wanna!
Poleciałam na górę, ale pod moimi drzwiami odkryłam, że zatrzasnęłam je, wychodząc, a klucz zostawiłam w środku. Zaczęłam walić w nie głową, wrzeszcząc: „Cholera!”
W korytarzu pojawił się Dan.
– Chryste – powiedział. – Lepiej sobie zapal.
– Dzięki – odparłam i prawie zjadłam papierosa, którym mnie poczęstował. Po długich manipulacjach kartą kredytową, podczas których wypaliliśmy jeszcze z pół paczki fajek, dostaliśmy się do mieszkania, gdzie woda stała już po kostki i nie dawała się zakręcić. Dan pobiegł do siebie i wrócił z kombinerkami i butelką szkockiej. Udało mu się zakręcić krany i zaczął mi pomagać zbierać wodę mopem. W pewnym momencie alarm ucichł i dopadliśmy okna w samą porę, aby zobaczyć, jak saab odjeżdża, z harleyem na ogonie. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem – wypiliśmy już całkiem sporo whisky. I nagle – nie wiem, jak to się stało – zaczął mnie całować. Z punktu widzenia savoir- vivre'u sytuacja była dość niezręczna, bo zalałam mu mieszkanie i zepsułam wieczór, więc nie chciałam wydać się niewdzięczna, ale z drugiej strony nie dawało mu to prawa do molestowania mnie seksualnie. W sumie jednak było to całkiem przyjemne, po wszystkich tych dramatach i równowadze wewnętrznej itd. Wtem w otwartych drzwiach stanął facet w motocyklowej skórze i z pudełkiem z pizzą.
– O cholera – powiedział Dan. – Zapomniałem, że zamówiłem pizzę.
Więc zjedliśmy pizzę i wypiliśmy butelkę wina i jeszcze trochę szkockiej, i wypaliliśmy jeszcze kilka papierosów, po czym Dań znów wziął się do całowania, na co wybełkotałam:
– Nie, nie powinniśmy – a wtedy on zrobił się dziwny i zaczął mamrotać:
– O Jezu, o Jezu.
– Co się stało? – zapytałam.
– Mam żonę – odparł. – Ale chyba cię kocham, Bridged.
Kiedy wreszcie wyszedł, osunęłam się roztrzęsiona na podłogę pod drzwiami i zaczęłam dopalać pety. „Równowaga wewnętrzna”, powiedziałam bez przekonania. Nagle zadzwonił dzwonek. Zignorowałam go. Zadzwonił ponownie. A potem już dzwonił bez przerwy. Podniosłam słuchawkę domofonu.
– Kochanie – odezwał się inny znajomy pijany głos.
– Zjeżdżaj, Daniel – syknęłam.
– Nie. Pozwól mi wyjaśnić.
– Nie.
– Bridge… Wpuść mnie.
Cisza. O Boże. Dlaczego Daniel nadal tak mi się podoba?
– Kocham cię, Bridge.
– Zjeżdżaj. Jesteś pijany – powiedziałam z przekonaniem, którego nie czułam.
– Jones?
– Co?
– Mogę skorzystać z ubikacji?
29 kwietnia, sobota
Jedn. alkoholu 12, papierosy 57, kalorie 8489 (wspaniale). Dwadzieścia dwie godziny, cztery pizze, jedno hinduskie danie na wynos, trzy paczki papierosów i trzy butelki szampana później: Daniel nadal tu jest. Jestem zakochana. Jestem też prawdopodobnie:
a) znów w szponach nałogów,
b) zaręczona lub
c) głupia
d) i w ciąży.
11.45 wieczorem.
Przed chwilą wymiotowałam i kiedy pochylałam się nad klozetem, usiłując robić to dyskretnie, Daniel ryknął z sypialni:
– Pozbywasz się swojej równowagi wewnętrznej, tłuścioszku. Moim zdaniem to najlepsze dla niej miejsce.
Przyszła matka
1 maja, poniedziałek
Jedn. alkoholu O, papierosy O, kalorie 4200 (jem za dwoje). Poważnie myślę, że jestem w ciąży. Jak mogliśmy być tacy głupi? W euforii, że znów jesteśmy razem, zapomnieliśmy o rzeczywistości, a kiedy się… Och, nie chcę o tym pisać. Dziś rano zdecydowanie miałam poranne mdłości, ale powodem mogło być to, że kiedy Daniel w końcu wczoraj wyszedł, byłam tak skacowana, że, próbując się ratować, zjadłam następujące rzeczy:
2 paczki ementalera w plasterkach,
1 litr świeżo wyciśniętego soku z pomarańcz,
1 pieczonego ziemniaka,
2 kawałki cytrynowego sernika na zimno (bardzo lekki, a poza tym być może jem za dwoje),
1 Milky Way (tylko 125 kcal.; entuzjastyczna reakcja organizmu na sernik sugerowała, że dziecko potrzebuje cukru),
1 czekoladowy deser wiedeński z kremem (dziecko niesamowicie żarłoczne),
brokuły na parze (próba zapchania dziecka czymś zdrowym, żeby nie wyrosło rozpieszczone),
4 frankfurterki (jedyna puszka w szafce – zbyt zmęczona ciążą, żeby jeszcze raz wyjść do sklepu).
O Boże! Zaczyna mi się podobać wizja siebie jako matki w ciuchach od Calvina Kleina, krótko ostrzyżonej, promiennie uśmiechniętej i podrzucającej dziecko do góry na reklamie kuchenek gazowych, romantycznej komedii czy czegoś takiego. Dziś w pracy Perpetua dała prawdziwy popis, 45 minut dyskutując przez telefon z Desdemoną, czy do żółtych ścian pasują różowo szare rolety, czy też powinni wybrać z Hugonem krwistoczerwone z motywem kwiatowym. Przez 15 minut mówiła tylko: „Absolutnie… tak, absolutnie…”, a na koniec stwierdziła: „Ale w pewnym sensie te same argumenty przemawiają za czerwonymi”. Zamiast jednak chcieć walnąć ją w głowę zszywaczem, uśmiechałam się anielsko, myśląc, że już wkrótce wszystkie te sprawy będą dla mnie zupełnie nieważne, ponieważ będę się troszczyć o drugą, maleńką istotę ludzką. Potem odkryłam nowy świat fantazji o Danielu: Daniel noszący dziecko w nosidełku, Daniel spieszący się z pracy do domu, gdzie zastaje nas obie lśniące i różowe w wannie, i, parę lat później, Daniel robiący furorę na szkolnych wywiadówkach. Ale wtedy Daniel się zjawił. Nigdy nie widziałam go w gorszym stanie. Mogłam to wytłumaczyć tylko tym, że wczoraj po wyjściu ode mnie poszedł dalej pić. Spojrzał na mnie przelotnie z miną sadystycznego mordercy i moje fantazje zostały wyparte przez obrazy z filmu Ćma barowa, gdzie para bohaterów jest cały czas pijana w trupa i rzuca w siebie butelkami, oraz serialu Flejtuchy: Daniel woła: „Bridge, dzieciak się dźe”, a ja odpowiadam: „Daniel, daj mi wypalyć fajkę”.
3 maja, środa
58 kg (Yyy. Dziecko rośnie w monstrualnym, nienaturalnym tempie), jedn. alkoholu O, papierosy O, kalorie 3100 (ale głównie ziemniaki). Muszę znów pilnować wagi dla dobra dziecka.
Ratunku. Przez poniedziałek i większą część wtorku myślałam, że jestem w ciąży, ale w to nie wierzyłam – uczucie podobne do tego, kiedy wracasz późnym wieczorem do domu i myślisz, że ktoś za tobą idzie, ale w to nie wierzysz. Aż nagle dostajesz w głowę… a teraz okres spóźnia mi się dwa dni. W poniedziałek Daniel ignorował mnie cały dzień, a potem złapał mnie o szóstej wieczór i powiedział: „Do końca tygodnia będę w Manchesterze. Zobaczymy się w sobotę wieczorem, dobrze?” Dotąd nie zadzwonił. Jestem samotną matką.
Читать дальше
Конец ознакомительного отрывка
Купить книгу