– Czego jednak nienawidzę – zaperzyła się Natasha, jakby przemawiała w klubie dyskusyjnym Oksfordu czy Cambridge – to tego aroganckiego indywidualizmu, który wyobraża sobie, że każde następne pokolenie może stworzyć świat od nowa.
– Kiedy naprawdę go stwarza – zauważył łagodnie Mark Darcy.
– No cóż, jeśli chcesz to rozpatrywać na tym poziomie…- obraziła się Natasha.
– Na jakim poziomie? – zapytał Mark. – To nie poziom, to słuszna uwaga.
– Nie. Nie. Wybacz, ale specjalnie udajesz, że mnie nie rozumiesz – odparła Natasha, stając w pąsach. – Nie mówię o ożywczej dekonstrukcjonalistycznej świeżości wizji. Mówię o ostatecznej wandalizacji struktur kulturowych.
Mark Darcy zrobił taką minę, jakby miał wybuchnąć śmiechem.
– Chodzi mi o to, że jeśli ktoś zajmuje takie milusie, moralnie relatywistyczne stanowisko typu „Randka w ciemno jest świetna”… – ciągnęła Natasha, spoglądając z urazą w moją stronę.
– Nie zajmuję żadnego stanowiska – wpadłam jej w słowo. – Po prostu naprawdę lubię Randkę w ciemno. Chociaż uważam, że byłoby lepiej, gdyby kandydaci mogli sami odpowiadać na pytania, zamiast odczytywać te głupie gotowe odpowiedzi pełne gier słów i aluzji do seksu.
– Tak jest – wtrącił Mark.
– Ale nie znoszę Gladiatorów. Kiedy ich oglądam, czuję się gruba – dodałam. – Miło było was spotkać. Pa!
Czekałam w szatni na płaszcz, rozmyślając o wpływie nieobecności swetra w romby na męską atrakcyjność, gdy poczułam, że czyjeś dłonie obejmują mnie lekko w talii. Odwróciłam się.
– Daniel!
– Jones! Dlaczego uciekasz tak wcześnie? – Pochylił się i cmoknął mnie w policzek. – Mmmmmmm, ładnie pachniesz – dodał, podsuwając mi papierosy.
– Nie, dziękuję, odnalazłam równowagę wewnętrzną i rzuciłam palenie – wyrecytowałam niczym zaprogramowana stepfordzka żona, pragnąc, żeby Daniel nie był taki atrakcyjny, kiedy kobieta znajdzie się z nim sam na sam.
– Co ty powiesz? – Uśmiechnął się złośliwie. – Równowaga wewnętrzna?
– Tak – odparłam sztywno. – Byłeś na przyjęciu? Nie widziałam cię.
– Wiem. Ale ja widziałem ciebie. Rozmawiałaś z Markiem Darcym.
– Skąd znasz Marka Darcy'ego? – zapytałam zdumiona.
– Z Cambridge. Nie znoszę kretyna. Cholerny mięczak. Skąd ty go znasz?
22 kwietnia, sobota
54 kg, jedn. alkoholu O, papierosy O, kalorie 1800.
To historyczny i radosny dzień. Po osiemnastu latach starań, żeby zejść na 54 kilogramy, wreszcie osiągnęłam cel. Waga nie oszukuje, potwierdzają to dżinsy. Jestem chuda. Nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. W zeszłym tygodniu byłam dwa razy na siłowni, ale nie był to żaden ewenement. Jadłam normalnie. To cud. Zadzwoniłam do Toma, który powiedział, że mogę mieć tasiemca. Aby się go pozbyć, mam sobie podstawić pod usta miskę ciepłego mleka i ołówek. (Podobno tasiemce uwielbiają ciepłe mleko.) Otworzyć usta i kiedy tasiemiec wystawi główkę, owinąć go ostrożnie wokół ołówka.
– Posłuchaj – odparłam – ten tasiemiec zostaje. Kocham mojego tasiemca. Nie tylko jestem chuda, ale nie mam już ochoty palić ani żłopać wina.
– Jesteś zakochana? – spytał Tom podejrzliwym, zazdrosnym tonem. Zawsze jest taki. Oczywiście nie chodzi o to, że chciałby być ze mną, bo jest gejem. Ale kiedy jesteś samotny, nie chcesz, żeby twoja najlepsza przyjaciółka znalazła partnera. Zastanowiłam się chwilę i wstrząsnęło mną nagłe, niesamowite odkrycie. Nie jestem już zakochana w Danielu. Jestem wolna.
25 kwietnia, wtorek
54 kg, jedn. alkoholu O (wspaniale), papierosy O (bdb!), kalorie 995 (tak trzymać). Grr! Bardzo z siebie dumna poszłam dziś wieczorem na imprezę do Jude w obcisłej małej czarnej, żeby pochwalić się figurą.
– Boże, dobrze się czujesz? – spytała Jude, gdy tylko weszłam. – Wyglądasz na bardzo zmęczoną.
– Czuję się świetnie – odparłam zbita z tropu. – Zrzuciłam trzy kilo. Bo co?
– Nic, nic. Pomyślałam tylko…
– Co?
– Może zrzuciłaś je trochę za szybko, zwłaszcza z… twarzy – dokończyła, patrząc na mój, przyznaję, nieco spłaszczony biust. Simon był taki sam.
– Bridgiiiiiit! Masz fajki?
– Nie, rzuciłam.
– O rany, nic dziwnego, że wyglądasz tak…
– Jak?
– Trochę… mizernie.
I tak cały wieczór. Nie ma nic gorszego od słuchania, że sprawiasz wrażenie zmęczonej. Mogliby się już nie szczypać i powiedzieć, że wyglądam jak zmora. Byłam zadowolona z siebie, że nie piję, ale kiedy wszyscy się wstawili, poczułam się o tyle od nich lepsza, że drażniło to nawet mnie samą. Nie chciało mi się rozmawiać na żaden temat i po prostu siedziałam, kiwając – głową z obojętną wyższością.
– Możesz mi zaparzyć rumianku? – poprosiłam w pewnym momencie Jude, która przechodziła koło mnie chwiejnym krokiem, czkając radośnie, po czym dostała ataku śmiechu, objęła mnie ramieniem i rąbnęła na podłogę. Stwierdziłam, że lepiej już pójdę. W domu położyłam się do łóżka, przytknęłam głowę do poduszki… i nic. Przekładałam głowę z miejsca na miejsce, ale nie mogłam zasnąć. Normalnie już bym chrapała i śniła o czymś koszmarnym. Zapaliłam światło. Było raptem wpół do dwunastej. Może powinnam coś zrobić, na przykład… napić się? Równowaga wewnętrzna. Zadzwonił telefon. Był to Tom.
– Dobrze się czujesz?
– Tak. Doskonale. Dlaczego?
– Byłaś dziś jakaś taka… drętwa. Wszyscy stwierdzili, że nie byłaś sobą.
– Czułam się świetnie. Zauważyłeś, jak schudłam?
Cisza.
– Tom?
– Uważam, że przedtem wyglądałaś lepiej, kochanie.
Teraz czuję się pusta i oszołomiona – jakby ziemia usunęła mi się spod nóg. Osiemnaście lat poszło na marne. Osiemnaście lat liczenia kalorii i jednostek tłuszczu. Osiemnaście lat noszenia długich bluzek i workowatych swetrów i wychodzenia z pokoju rakiem w intymnych sytuacjach, żeby ukryć tyłek. Miliony nie zjedzonych serników i tiramisu, dziesiątki milionów plasterków ementalera. Osiemnaście lat zmagań, poświęceń i wysiłków – i po co? Wyglądam na „zmęczoną i drętwą”. Czuję się jak naukowiec, który odkrył, że dzieło jego życia było kompletną pomyłką.
27 kwietnia, czwartek
Jedn. alkoholu O, papierosy O, zdrapki 12 (b.b. źle, ale za to się nie ważyłam i nie myślałam o odchudzaniu; bdb). Muszę przestać kupować zdrapki, ale problem w tym, że naprawdę dość często wygrywam. Zdrapki są dużo lepsze od totolotka, bo nie podają już wyników losowania w trakcie Randki w ciemno (nie leci w tej chwili), a poza tym zwykle się okazuje, że nie wytypowałaś trafnie ani jednego numeru, przez co czujesz się bezsilna i oszukana, i możesz co najwyżej podrzeć kupon na strzępy. Natomiast zdrapki są grą, w której bierze się czynny udział – musisz odsłonić sześć kwot pieniężnych, co jest nierzadko ciężkim i wymagającym wprawy zadaniem – i nigdy nie masz uczucia, że nie miałaś szans. Trzy takie same kwoty dają wygraną i wiem z doświadczenia, że często jest się bardzo blisko. Odsłaniałam już nawet po dwie pary na sumy rzędu 50 tysięcy funtów. Poza tym nie można sobie odmawiać wszystkich przyjemności. Kupuję tylko cztery czy pięć zdrapek dziennie, a niedługo w ogóle przestanę.
28 kwietnia, piątek
Jedn. alkoholu 14, papierosy 64, kalorie 8400 (bdb, dopóki nie policzyłam. Ciężka obsesja dietetyczna), zdrapki 0.
Wczoraj wieczorem o 8.45 nalewałam sobie wodę do wanny na relaksującą aromaterapeutyczną kąpiel i sączyłam rumianek, gdy nagle zawył jakiś alarm samochodowy. Prowadzę na naszej ulicy kampanię przeciwko alarmom, które są nie do zniesienia i odnoszą wręcz odwrotny skutek, bo prędzej włamie ci się do samochodu wściekły sąsiad chcący draństwo wyłączyć niż złodziej. Tym razem jednak, zamiast wpaść w szał i wezwać policję, zrobiłam tylko głęboki wdech i wymamrotałam: „równowaga wewnętrzna”. Zadzwonił dzwonek. Podniosłam słuchawkę domofonu. Bardzo wytworny głos zabeczał: „On ma pieprzony romans”, a potem rozległ się histeryczny szloch. Zbiegłam na ulicę, gdzie zalana łzami Magda gmerała pod kierownicą saaba kabrioletu, który wydawał przeraźliwie głośne „dołii-dołii-dołii” i migał wszystkimi światłami, a mały Harry darł się na tylnym siedzeniu, jakby zagryzał go kot.
Читать дальше
Конец ознакомительного отрывка
Купить книгу