Zastanawiała się, czy wpaść do niego teraz, czy lepiej będzie, jeśli odłoży wizytę do wieczora. Na razie wszystko układało się po jej myśli. Jeszcze sześć tygodni temu niemal ze sobą nie rozmawiali, a teraz jedzą wspólne kolacje i piją wino u niego w mieszkaniu. Zmiękczanie go okazało się jednak trudniejsze, niż sądziła. Dlatego wymyśliła historię z nowym facetem Jo. Bo jeśli Dan czuł coś do Jo – a było oczywiste, że jeszcze nie otrząsnął się po jej odejściu – to należało podsunąć mu coś, co pomoże mu stanąć na nogi.
Podjęła błyskawiczną decyzję, że na razie zostaje w domu i włączyła telewizor. W tym stanie nie można zbyt mocno go przyciskać. Trzeba dać mu trochę czasu i dopiero gdy dotrze do niego, że Jo jest z kimś innym, zrobić następny krok. Z drugiej strony nie wolno czekać zbyt długo – nie wtedy, kiedy w okolicy kręci się Aisling. Na szczęście Aisling gdzieś wyjechała i Libby mogła spokojnie odczekać jeden dzień.
Kiedy z pilotem w dłoni sadowiła się wygodnie w fotelu, rozległ się dzwonek telefonu. Szybko ściszyła telewizor. Miała nadzieję, że to Dan. Włączyła go do niewielkiej grupy wybrańców, którym podała swój prywatny numer, licząc, że zadzwoni do niej, jeśli będzie mu do czegoś potrzebna. Od chwili przeprowadzki do Leeds, Libby bardzo ostrożnie zawierała znajomości. Oprócz Dana jej telefon znali tylko ludzie z jej biura (ale oni rzadko dzwonili do domu) i… Właśnie. Westchnęła z rezygnacją. Znała go Joanna.
Cholera!
– Halo? Libby?
Trudno. Rozczarowanie rozczarowaniem, ale musiała grać swoją rolę. Zmusiła się do uśmiechu.
– Joanna! – wykrzyknęła. Och! Jakże ucieszył ją ten telefon! – Co u ciebie?
Na pewno nic dobrego, bo w przeciwnym razie nie zadawałaby sobie trudu, żeby ze mną rozmawiać, pomyślała. Kiedy Joanna mieszkała z Danem, nie wykazywała żadnego zainteresowania kontaktami z Libby. Teraz odzywała się tylko dlatego, że zależało jej na informacjach. Martwiła się, że Dan jej nie szuka. Głupia gęś. Należało zrobić wszystko, żeby nie próbowała się z nim spotkać. Dlatego właśnie Libby co chwilę wyrywały się uwagi o Aisling.
– Dziękuję, w porządku – odpowiedziała Joanna i na chwilę zawiesiła głos. – A właściwie nie – nic nie jest w porządku, skoro już o to pytasz. Firma, w której pracowałam, padła wczoraj i jestem bez pracy.
– To przykre – Libby udała współczucie. – Ale przecież podczas naszej ostatniej rozmowy wspominałaś, że spodziewacie się czegoś podobnego.
– Sytuacja nie jest najgorsza, bo mam tymczasową pracę. Zastępstwo za kolegę we włoskiej knajpce. Takie miejsce na Carlton Lane, gdzie podają dobre spaghetti – znasz je?
Nie. Libby go nie znała. Przynajmniej na razie.
– To zawsze coś – mruknęła.
– A co u ciebie? – zapytała z kolei Joanna.
– Tam, gdzie pracuję, też nie dzieje się zbyt dobrze – Libby niechętnie mówiła o sobie, ale dzisiaj miała ochotę wylać swoje żale.
– Naprawdę? – Jo była zaskoczona. – Przykro mi. A gdzie ty pracujesz, Libby?
Oczywiście. Dzwoni do mnie od dwóch miesięcy i nigdy wcześniej jej to nie obchodziło. Libby musiała dobrze panować nad głosem, żeby stłumić urazę.
– Bennet Associates. Wiesz, firma rekrutująca pracowników dla różnych instytucji. Pisus korzystał czasami z naszych usług.
– Czy wspólniczką u Benneta nie jest przypadkiem Nicola Dick?
– Tak. Od niedawna pracuję w jej dziale. Czy to twoja znajoma? – zapytała Libby ostrożnie.
– Niekoniecznie. Chodziłyśmy razem do szkoły i, prawdę mówiąc, nigdy jej nie lubiłam.
– Wobec tego w porządku, bo ja jej nie znoszę.
– Słyszałam, że ostatnio zrobiła się bardzo pobożna – podtrzymywała rozmowę Jo.
– Jeśli pobożność polega na ostentacyjnym noszeniu krzyżyka, to tak. Mówi się, że robi to tylko dlatego, że rodzice jej narzeczonego są bardzo religijni. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że robi to szczerze.
– To dużo wyjaśnia – stłumiła chichot Jo. – A co u Dana?
Nie dało się dłużej uniknąć rzeczywistego powodu rozmowy. Libby ze złośliwą satysfakcją słuchała, jak Jo stara się, żeby zabrzmiało to obojętnie.
– Myślę, że dobrze. Całymi dniami pracuje nad książką.
– A, u hm… Aisling? Wciąż są razem?
– Niestety tak – westchnęła Libby, bawiąc się sznurem od telefonu.
– Jesteś tego pewna, Libby? Bo widziałam dzisiaj Dana. Wyglądał trochę… Wyglądał nieszczególnie, jakby…
– Chyba stosujesz myślenie życzeniowe – przerwała jej szybko Libby bardzo zaniepokojona. – Ale nie rozmawiałaś z nim, prawda?
– Nie. Mignął mi z daleka. W miejskiej bibliotece.
Co za ulga! Libby była pewna, że ze spotkania tych dwojga – nawet przypadkowego – nic dobrego nie wyniknie. Nie chciała, by którekolwiek z nich zorientowało się, że jej małe, zgrabne opowiastki są wyssane z palca. Przyszykowała się do uderzenia.
– Nie chciałam ci tego mówić – zaczęła łagodnym głosem – ale słyszałam, że Dan zabiera ją do swojej matki. W tę niedzielę.
Po drugiej stronie słuchawki rozległ się jęk.
– To naprawdę coś poważnego?
– Wszystko na to wskazuje.
– Czy nie wydaje ci się, że Dan z nią kręcił, zanim się wyprowadziłam? – zapytała Jo po chwili wahania. – Robił sobie z niej wtedy żarty, ale coś mi się wydaje, że mógł kłamać.
Libby rozkoszowała się swoją siłą. Mogłaby teraz wmówić Joannie wszystko. Przez chwilę miała ochotę powiedzieć coś, czego Jo na pewno nie chce usłyszeć, ale postanowiła być wspaniałomyślna.
– Nie – odpowiedziała pewnym głosem. – Jestem pewna, że nie. Sama wiesz, jaka natarczywa potrafi być Aisling. Ugiął się pod jej naporem.
– To prawdopodobne – odpowiedziała Joanna z wyraźnym westchnieniem ulgi. – Dzięki, Libby. Jesteś prawdziwą przyjaciółką.
Libby, której nie zdarzało się słyszeć podobnych słów, powściągnęła pełen wyższości uśmiech i odłożyła słuchawkę.
– Co ty, u diabła, tu robisz, mamo? – jęknęłam, otwierając drzwi. Miałam straszną noc. Prawie wcale nie spałam i jej pojawienie się w moim mieszkaniu o godzinie jedenastej piętnaście było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę. Co gorsza – o tej porze zastała mnie w piżamie.
– Piękne przywitanie od córki jedynaczki – odpowiedziała, prawie muskając mój policzek wymalowanymi jaskrawoczerwoną szminką ustami, po czym wyminęła mnie i powędrowała prosto do kuchni. Zrezygnowana poszłam za nią.
Swoją wielką torbę na ramię rzuciła na jedną z kuchennych szafek i zaczęła nalewać wodę do czajnika.
– Cytryno-woimbirowa będzie dobra? – zapytała, sięgając do torby.
Chodziło jej o herbatę, bo od pewnego czasu nie ruszała się nigdzie bez zapasu pakiecików o różnych smakach.
– Wolę kawę – odpowiedziałam zrezygnowana. Wszystkie moje plany na dzisiaj musiały ulec zmianie. Nie miałam wprawdzie żadnych planów, ale nie o to chodzi. Moja matka z góry przyjęła, że to ja muszę dostosować się do jej zamiarów. Nagle uświadomiłam sobie coś dziwnego.
– Skąd wiedziałaś, mamo, że nie jestem w pracy?
Wyjęła z kredensu dwa kubki, zajrzała do nich, żeby sprawdzić, czy odpowiadają jej standardom czystości, i zmarszczyła nos z dezaprobatą. Dopiero potem odwróciła się do mnie.
– Barbara zatelefonowała do mnie wczoraj wieczorem. Nicola opowiedziała jej, co stało się z Pisusem.
– A skąd, do cholery, Nicola wie, co stało się z Pisusem? – warknęłam.
Читать дальше