– Nie. Im szybciej uporamy się z robotą tu i w twojej chacie, tym szybciej wyjedziemy.
– Lecę.
Zanim Linnet zdążyła mrugnąć, Phetna była już w drodze. Doskonale wiedziała, co odczuwa ta biedna kobieta, bo sama czuła się dokładnie tak samo.
Linnet wiedziała, że Devon potrzebuje trochę samotności, której brakowało mu już od tygodnia. Zauważyła, jak bardzo go męczy konieczność dłuższego przebywania w zamkniętym pomieszczeniu, ale gdy nie wrócił do południa, zaczęła się o niego martwić. Weszła w las, spodziewając się zastać go śpiącego pod drzewem. Już obmyślała przemowę, już cieszyła się, że on weźmie ją w ramiona i nie pozwoli dokończyć.
Gdy wróciła do chaty, stwierdziła, że nadal nie wrócił. Podała Mirandzie obiad, sama zbyt zdenerwowana, by jeść. Nieliczne rzeczy należące do niej i córki już dawno zostały spakowane. Wzięła tylko to, co najpotrzebniejsze.
Usłyszała pukanie i otworzyła; zobaczyła Squire'a. Przez chwilę stali patrząc na siebie. Spojrzał ponad jej głową na tobołki i odepchnął ją, by wejść do chaty.
– A więc wyjeżdżasz?
– Tak – odparła; uświadomiła sobie, że zupełnie o nim zapomniała.
– Przypuszczam, że nie masz zamiaru zdradzać mi swoich planów.
– Ja… – Uniosła głowę i popatrzyła mu prosto w oczy. – Moje zachowanie było niewybaczalne i przepraszam za to. Wszystko stało się tak szybko, że nie miałam czasu pomyśleć.
– Ha! Chyba masz na myśli przyjazd tego twojego byłego kochanka i to, że cię znowu trafiło. Żal mi was, dziewczyny. Nieważne, co wam taki zrobi. Jeśli już sobie któraś z was ubzdura, że go kocha, będzie w niego wierzyć do końca.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Naprawdę? No to popatrz na siebie. Spakowałaś się, jesteś gotowa do wyjazdu, a gdzie podziewa się twój oblubieniec? – Uśmiechnął się, widząc, że nie wie, co odpowiedzieć. – Widzisz, Linnet, raz już cię zostawił. Teraz zrobił to ponownie. Nie miał zamiaru się z tobą żenić. Bo niby dlaczego? Po co miałby sobie wieszać u szyi żonę i dziecko, skoro ma u swoich stóp cały świat? Jest miody, przystojny, podoba się kobietom, dlaczego miałby z tego wszystkiego rezygnować?
– Nie chcę tego słuchać. Czy możesz stąd wyjść?
Usiadł przy stole i oparł się plecami o ścianę.
– Wyrzucasz mnie z mojej własnej chaty? Pozwól, że ci przypomnę, że wszystko, co uważasz za swoje, należy właściwie do mnie. Nawet zapłaciłem za narodziny Mirandy. – Jego oczy stały się lodowate. – I co teraz zamierzasz robić, skoro on cię zostawił? Pojechać za nim do Sweetbriar? Gonić za nim jak jakaś dziewka, którą się przez niego stałaś?
– Nie będę więcej słuchać twoich obelg. To prawda, że nie wiem, gdzie się podziewa Devon, ale nie wierzę w twoje insynuacje.
– Wierz w to lub nie, ale to prawda. Dziś rano przyszedł do mnie i przehandlował mi to za zapasy potrzebne na podróż do Sweetbriar.
Pokazał Linnet nóż Devona.
– Nie wierzę ci.
– To zapytaj Nettie, czy koń Macalistera jest jeszcze u niej. Zabrał go, a kilku ludzi ze Spring Lick widziało, jak odjeżdża.
– Nie wierzę ci! – powtarzała to wciąż, nie mogąc wymyślić nic innego.
Roześmiał się.
– To twoje prawo. No, muszę już iść. Przemyśl sobie to, co ci powiedziałem, i zastanów się, czy chcesz, żeby Miranda wychowywała się przy takim ojcu. – Zatrzymał się przy drzwiach. – A tak przy okazji: dostał, czego chciał? – Jego wzrok omiótł jej figurę, ale stała wyprostowana, bez słowa. Śmiejąc się, zamknął za sobą drzwi.
Nie wierzę – powtórzyła Linnet. – Niezależnie od tego, co Devon zdecydował, nie jest kłamcą.
Nettie szczodrze nasypała herbaty do czajniczka.
– Nie znam go na tyle, by cokolwiek powiedzieć. Wiem tylko, że jego koń zniknął dziś rano.
– Nie wykradałby się tak nocą.
A ja wiem, jak bardzo chciałabyś w to uwierzyć, pomyślała Nettie.
– I co teraz zamierzasz zrobić?
– Ja… nie wiem. Muszę iść do Phetny, czeka na mnie od rana. – Popatrzyła przez otwarte drzwi na zachodzące słońce. – Robi się późno, a ja nie wiem, co robić.
Rebeka wbiegła do chaty, nie mogła złapać tchu.
– Dowiedziałam się, mamo. Już wiem.
Linnet patrzyła na nią zaskoczona.
– Dobrze już, siadaj – powiedziała Nettie. – Opowiadaj.
– Nettie, ty chyba nie… – zaczęła Linnet.
– Ależ tak – przerwała jej Nettie, patrząc z durną na córkę. – To dziecko jak żadne inne potrafi słuchać.
Linnet nie podobało się to wszystko, ale za wszelką cenę chciała poznać powód, dla którego Devon tak nagle wyjechał.
– Słyszałam, jak Squire rozmawiał z panią Yarnall. Kłócili się. Pani Yarnall chciała, żeby coś zrobić z panną Tyler i panem Macalisterem, a Squire powiedział, że już się tym zajął. – Popatrzyła na obie kobiety, żeby się upewnić, że nie uroniły ani słowa z tego, co powiedziała.
– I co jeszcze mówił? – dopytywała się Nettie.
– Ze sprzedał pana Macalistera Indianom.
– In…! – zaczęła Nettie z oczyma rozszerzonymi z przerażenia.
Linnet zdawała się być opanowana.
– Co jeszcze powiedział, Rebeko?
– To już prawie wszystko. Powiedział, że złapał jakiegoś Indianina w lesie, obezwładnił go i związał. Mówił, że ten Indianin podglądał pannę Tyler i pana Macalistera, jak się całowali! – Dziewczynka popatrzyła dziwnie na swoją nauczycielkę.
– Co jeszcze? – zapytała Linnet, nie zwracając uwagi na zaciekawienie dziewczynki.
– Powiedział, że gdy go zabrał do domu, dowiedział się, że ten Indianin tropił już od dłuższego czasu pana Macalistera, chcąc go zabić, ale brakowało mu broni i konia, żeby go pojmać.
– A więc Squire pomógł ternu Indianinowi pojmać Devona – dokończyła za nią Linnet.
– Tak, psze pani.
– No tak. – Nettie głośno wypuściła powietrze. – No to już chyba nic nie da się zrobić.
– Możemy za nim jechać – zaprotestowała Linnet.
– Ty i ja? – zapytała Nettie. – Dwie samotne kobiety w lesie? Nikt ci tu nie pomoże, a mój Otis wróci dopiero za tydzień. Kogo możesz poprosić o pomoc?
– Nie wiem. – Linnet wstała. – Jeszcze nie wiem, co zrobię, ale nie pozwolę im zabić Devona. – Zatrzymała się przy drzwiach i popatrzyła na Rebekę. – A nie słyszałaś przypadkiem imienia tego Indianina?
– A tak… to był Szalony Niedźwiedź.
Nettie miała wrażenie, że Linnet zaraz zemdleje. Krew odpłynęła z jej twarzy, oczy stały się szkliste, a kolana ugięły się pod nią.
– Linnet, dobrze się czujesz?
Potrząsnęła głową, by oprzytomnieć.
– Muszę iść. Muszę go odnaleźć.
Nettie chciała zaprotestować, ale Linnet już wyszła, więc Nettie powróciła do zagniatania ciasta na chleb.
– Myślisz, mamo, że panna Tyler pojedzie za tym Indianinem, który ma pana Macalistera?
– Nie, oczywiście, nie – odpowiedziała Nettie. – Będzie miała dość czasu, żeby zrozumieć, że to niemożliwe. Nikt nie przejdzie samotnie przez las, nawet Linnet o tym wie.
– A ja bym to zrobiła – stwierdziła Rebeka. – Pojechałabym za nim. Nie pozwoliłabym, żeby jacyś Indianie więzili mojego mężczyznę!
– Cicho – uspokoiła ją matka. – Nie wiesz, o czym mówisz. Są rzeczy, których kobieta robić nie może, a jazda przez las do obozu Indian jest właśnie jedną z nich. I jeśli nawet Linnet nie zna czasem swojego miejsca na świecie, ma przynajmniej dość rozsądku, by… – Urwała wpatrzona w chleb.
Читать дальше