– Ścisnąłbym cię tak mocno w pasie, że zamknąłbym wokół ciebie dłonie i zmusił cię do otwarcia oczu. Miałyby kolor whiskey, którą przywożą mi z Anglii, kolor ciemnego złota. Patrzyłyby tylko na mnie, świeciły tylko dla mnie.
Przesunął zębami po jej szyi.
Dotknąłbym twoich żeber, delikatnych jak u ptaka, a potem… mmm…; potem twoich piersi. Są słodkie. Powoli dotykałbym ich z każdej strony, przebiegając palcami po soczystej, miękkiej skórze i powoli, powoli, tak wolno, że zaczęłabyś jęczeć, dotknąłbym małych różowych wzgórków. Lynna – szepnął. – Lynna. – Dotknął wargami jej ust, a ona chwyciła go za włosy i przyciągnęła ku sobie. Piła z jego ust zachłystując się, spragniona.
Przylgnęla do niego wyginając się w błagalnym geście. Chwycił ją za włosy, odchylił jej głowę i sycił się oślepiającym pożądaniem.
Drzwi chaty otworzyły się nagle, uderzając o ścianę. Linnet odwróciła się, lecz zobaczyła, że na zewnątrz nikogo nie ma i że tylko wiatr wdarł się do chaty.
Zerwała się, pobiegła zamknąć drzwi, ale przystanęła na chwilę, by rześkie, wiosenne powietrze ostudziło jej twarz i pomogło się uspokoić. Zdziwiła ją siła własnego uczucia – do tej pory doznała go zaledwie raz w życiu.
Devon przewrócił się na brzuch. Nie patrzył na Linnet, zmieszany, zaskoczony gwałtownością własnych uczuć.
Wybiegła z chaty, by dojść do siebie.
– Linnet!
Ucieszyła się na widok przyjaciółki.
– Nettie, tak dawno cię nie widziałam. – Uścisnęły sobie ręce.
– Co z nim? – zapytała Nettie.
– On… on. – Linnet pochyliła głowę zawstydzona.
– Wygląda na to, że ma się coraz lepiej – powiedziała Nettie uśmiechając się domyślnie.
Linnet roześmiała się.
– To jeszcze mało powiedziane.
– Dobrze. Przejdźmy się kawałek. Nastawiłam w stodole dzban barwnika, ale może poczekać, a ja sobie odpocznę. Linnet, martwią mnie tutejsi ludzie.
– Co masz na myśli?
– Jest dziwnie spokojnie. Poza tym dziś rano wszyscy zebrali się w sklepie Butha. Siedzieli tam długo, a Rebeka widziała, że gdy wychodzili, byli uśmiechnięci. Gdy oni się uśmiechają, ja zaczynam się bać.
– Na pewno dyskutowali o tym, jaką jestem hańbą dla ich społeczności, jakich to niemoralnych rzeczy uczyłam ich dzieci, tak jakby w ogóle można je było czegokolwiek nauczyć.
– Nie, to chyba coś więcej i jestem przerażona, że nie wiem, o co im chodzi. Rebeka chciała pójść na przeszpiegi, ale jej zabroniłam. Teraz tego żałuję.
– Nettie! Nie każ Rebece robić czegoś takiego. Jestem pewna, że gdy tylko wyjadę…
– Wyjedziesz! – przerwała jej Nettie. – Chyba nie masz zamiaru stąd wyjeżdżać?
Linnet popatrzyła na nią zaskoczona.
– Ależ tak. Wyjadę. Wrócę do Sweetbriar.
– Z nim – stwierdziła Nettie.
Linnet uśmiechnęła się.
– Tak, z nim. Nie jest ideałem, nigdy nie układało się między nami dobrze, często się kłóciliśmy. A jednak tyle rzeczy w nim kocham. – Popatrzyła rozmarzona na skraj lasu. – On zawsze wszystkim pomaga. Narzeka, ale pomaga im i przyjmuje ludzi takimi, jakimi są, czy są biali czy żółci, biedni czy bogaci. Nie kieruje się kolorem skóry ani majątkiem. I jest odważny. Zaryzykował dla mnie życie, chociaż wtedy nie znał nawet mojego imienia. A w drodze do osady.;.
Przerwał jej śmiech Nettie.
– Brzmi to tak, jakby miał niedługo opuścić ten padół lez i powiększyć grono aniołów. Taki dobry.
– O nie! – Zapewniła szybko przyjaciółkę. – Jest bardzo ludzki. Bez przerwy jest na mnie zły, często narzeka na Gaylona i Dolla.
– Linnet!
Tym razem roześmiały się obie.
– Czuję, jak się zmieniam. Chyba za długo jestem w Kentucky. Dawniej nie opowiadałam tyle o swoich uczuciach. Niania uczyła mnie, że lepiej to zatrzymywać dla siebie. Wtedy nikt nie może nas skrzywdzić, bo nie zna naszych sekretów.
Nettie poklepała ją po ramieniu.
– Musisz zostać w Spring Lick tak długo, aż opowiesz mi wszystko o niani i życiu w Anglii, ale teraz pójdę już farbować wełnę. Może pomożesz mi ją wykręcać
– Dobrze, ale nie wiem, czy potrafię – odparła szczerze Linnet i spojrzała jej prosto w oczy.
– Mimo wszystko każę Rebece rozglądać się uważnie i zawiadomić nas, gdyby coś się działo.
– Ja się nie boję. Ci ludzie potrafią tylko plotkować.
– No to bardziej im ufasz niż ja. – Nettie oddaliła się śpiesznie.
Linnet zauważyła, że Phetna i Miranda wróciły właśnie do domu.
– No, chłopcze – zaczęła Phetna. – Przyniosła to jakaś dziewczyna. powiedziała, że znalazła to na twoim koniu. – Podała Devonowi parę mokasynów. – Zawsze jakoś ochronią twoje stopy.
Devon posłał jej promienny uśmiech i Linnet zauważyła, że Phetna odwróciła się zarumieniona jak młoda dziewczyna.
– Najuprzejmiej dziękuję, panno Phetno.
– Żadna tam panno… – Urwała.
Linnet zabrała się do obierania ziemniaków.
– Phetna znała twego ojca, Devonie powiedziała, nie patrząc mu w oczy, Ponieważ wciąż jeszcze pamiętała jego słowa i dotyk jego ust.
– Coś słyszałem, ale moja pamięć… – spojrzał na Linnet, lecz odwróciła się -…płata mi figle. Poznałaś go w Północnej Karolinie?
Phetna usiadła na krześle obok łóżka Devona.
– Bardzo jesteś do niego podobny. Gdyby mi nie Powiedziano, kim jesteś, Pomyślałabym, że to on.
– Cord też jest do niego podobny – wtrąciła się Linnet. – Inaczej się porusza, jest inaczej zbudowany, ale jest pewne podobieństwo
Kim jest Cord?
Gdy Linnet podniosła wzrok i zobaczyła twarz Devona, zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała Od tak dawna wie, że Cord jest przyrodnim bratem Devona, że już niemal o tym zapomniał
– Ja… przepraszam Nie powinnam była tego mówić. – Wstała I wrzuciła obierki do kubła – zbierała je dla świń Nettie.
– Linnet! – zawołał cicho. – Chcę, żebyś mi to wyjaśniła.
Usiadła na ławce I Opowiedziała im historię Corda. Oznajmiła, że Cord i Devon są braćmi. Gdy skończyła, Devon zamknął oczy.
– Ależ głupiec z niego – powiedział cicho.
– Slade – zapytała Phetna, gotowa bronić dobrego imienia Slade'a.
Nie – Otworzył oczy. Ojciec Pokochałby go; przyjąłby go, gdyby tylko wiedział, że to jego syn. Zawsze cierpiał z powodu straty Kevina. Jeśli przyjechał do nas jakikolwiek wóz czy samotny jeździec, zawsze przesyłał list do Kevina i jego matki. Tata często powtarzał, że kiedyś do nas wrócą. Zjawienie się. Corda bardzo by go ucieszyło.
Linnet wyczuła w jego glosie głębokie uczucie dla ojca. Devonowi ważne wydawało się jedynie to, co Cord mógłby zrobić dla ojca.
– Cord byłby inny, gdyby mógł z nami mieszkać.
Linnet uśmiechnęła się.
– Skoro już jesteśmy przy problemie ojcostwa, pamiętasz, że i ty masz dziecko?
Devon przeniósł wzrok na Mirandę bawiącą się na podłodze z czarno-białym kotkiem.
– Trudno mi się do tego przyzwyczaić. Jest taka mała i… Mirando, możesz mi pokazać tego kotka?
Córeczka popatrzyła na niego zdziwiona. Ten dziwny mężczyzna spal w łóżku mamy i skupiał na sobie uwagę całego domostwa. Wstała i popatrzyła na niego błękitnymi oczyma. Wyciągnął do niej rękę, a ona cofnęła się, by ukryć się w fałdach spódnicy Phetny. Ale uśmiechnęła się do ojca.
– Podoba mi się. Jest śliczna.
– Cieszę się, że ci się podoba – skwitowała to z sarkazmem Linnet. – Nie chciałabym musieć zwracać jej do sklepu.
Читать дальше