Nagle od strony domu rozległy się jakieś nawoływania i po chwili z lasu wyłonił się na wpół ubrany Viljo.
– Halo! Jest tam kto?
– Tutaj jesteśmy! – zawołała Irsa i Viljo zawrócił ku nim.
– Słyszałem jakieś wołania i odgłos czyichś kroków, chyba ktoś uciekał – wyjaśniał. – Co się tu stało? Co to jest? O Boże, kto tu leży?
– Rustan – odparł Vuori krótko. – Został napadnięty.
– Napadnięty? – powtórzył Viljo niezbyt inteligentnie. -Tutaj? I czyż to nie komisarz Vuori? Co tutaj robi policja?
Irsę zaczynała ogarniać panika, lecz Armas uratował ich pospiesznym kłamstwem:
– Otrzymaliśmy anonimowy telefon, że jakiś zbiegły więzień schronił się w lasach na wyspie. Panna Folling uprosiła, byśmy ją ze sobą zabrali.
Viljo jakoś nie zwrócił uwagi na to horrendalne stwierdzenie, że jakieś prywatne osoby mogą towarzyszyć policji w akcji tylko dlatego, że o to bardzo proszą.
– Więzień? – zapytał. – To pewnie też on…
– Prawdopodobnie – rzekł komisarz. – Ale teraz musimy jak najprędzej odwieźć Rustana do szpitala. Mój towarzysz, jak widzę, zrobił już nosze.
– Ja zaraz obudzę wszystkich w domu! – zawołał Viljo. – Będziemy mogli przetransportować nosze na nabrzeże.
– Nie, proszę tego nie robić! – zaprotestował Armas. – Mamy własną łódź tutaj w zatoczce.
Policjanci z największą ostrożnością ujęli prowizoryczne nosze z Rustanem.
– Czy on jest ciężko ranny? – zapytał Viljo.
– Na to wygląda, ale nic nie wiemy.
– Ale powinniśmy chyba wyjaśnić…?
– Poinformowanie rodziny będzie twoim zadaniem. Jak tylko Rustan znajdzie się bezpiecznie w szpitalu, wrócę tutaj, żeby was przesłuchać.
– Przesłuchać rodzinę…? – zapytał Viljo najwyraźniej przestraszony.
– Oczywiście – odparł Armas. – Muszę się dowiedzieć, czy ktoś nie widział tego więźnia.
Viljo stał jak skamieniały, ale nikt się nim nie przejmował.
Nosze zostały podniesione. Irsa ze smutkiem patrzyła na złamaną białą laskę leżącą na ziemi. Choć laska nie mogła się już właściwie na nic przydać, Irsa podniosła ją i zabrała ze sobą. Była przecież przez tyle lat wsparciem i jedynym prawdziwym przyjacielem Rustana. Widocznie Viljo pomyślał to samo, bowiem pochylił się niemal równocześnie z nią i roześmiał się widząc, że go uprzedziła. Oboje bardzo dobrze rozumieli Rustana.
Viljo odprowadził ich do łodzi i pomagał nieść Rustana
– Nie rozumiem, co Rustan robił o tej porze w lesie – powtarzał raz po raz.
– Zdawało mu się, że słyszy czyjeś wołania – powiedział w końcu Armas.
Viljo przystanął.
– Tak! Głos kobiecy! Myślałem, że mi się to śni, ale to chyba naprawdę. Czy to ty krzyczałaś, Irsa?
– Oczywiście, że nie! Ale Rustan myślał, że to ja.
Rustan się nie odzywał. Leżał z twarzą zakrytą dłońmi. Ból w dołku najwyraźniej ustąpił, ale Irsa mogła sobie wyobrazić, jak bardzo boli go głowa. Nie mówiąc już o tym, co działo się w jego duszy, wielka nadzieja przechodząca w ostateczne zwątpienie i znowu nadzieja przemieszana z lękiem, rozpacz i radość, jedno po drugim
Dotarli do zatoczki. Tutaj okazało się, że ułożenie noszy w łodzi tak, by nie potrząsać chorym, nastręcza wielkich problemów.
– Pomóż nam, Irsa! – zawołał Viljo. – Rzuć nareszcie tę laskę, z której i tak nie ma już pożytku, i trzymaj nosze z tamtej strony!
Irsa posłuchała i z największą ostrożnością ułożyli nosze w łodzi.
Kiedy Viljo chciał im towarzyszyć do szpitala, komisarz zaprotestował. Halonen jest potrzebny na wyspie, wyjaśnił. Ktoś musi poinformować rodzinę o tym, co się stało, a poza tym na wzburzonym jeziorze przeładowana łódź byłaby niebezpieczna. Rad nierad przyszły doktor musiał ustąpić.
Łódź odbiła od brzegu i Viljo po chwili rozpłynął się w mroku. Wiało teraz dużo bardziej. Irsa klęczała obok Rustana i próbowała ochraniać go przed zbyt gwałtownymi wstrząsami, ale oczywiście trudno było temu zapobiec.
– Irsa – wyszeptał prawie nieruchomymi wargami.
– Tak, jestem tutaj.
– Musiałem się urodzić pod jakąś nieszczęśliwą gwiazdą. Trzymaj się ode mnie z daleka, ja przyciągam nieszczęście!
– Nie, co ty wygadujesz – odparła. – Miałeś po prostu bardzo trudny okres w życiu.
Rustan wzdychał zrozpaczony.
– A poza tym ja ciebie kocham, wiesz, więc nie mogę się trzymać z daleka – powiedziała z przekonaniem. – Ty jesteś moim trwałym punktem oparcia w tym życiu. Całkowicie na tobie polegam…
– Na mnie? – zapytał z goryczą, ale jej słowa najwyraźniej sprawiły mu przyjemność, wyczuwała to.
– No, a jak teraz z twoimi oczami?
– Tak strasznie się boję – odparł. – Że znowu wszystko utracę. A tak bym chciał cię zobaczyć, Irso. Jesteś mi najdroższa w tym życiu.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc tylko mocno, z wielką czułością uścisnęła jego rękę, głęboko wzruszona.
Rustan odsunął rękę od twarzy.
– Wciąż jeszcze jest bardzo ciemno, prawda?
Irsa i Armas wymienili przestraszone spojrzenia. Znajdowali się teraz na otwartym jeziorze i ciemności nie były tu nawet w połowie tak intensywne jak w głębi lasu.
– Tak, rzeczywiście… Jest dosyć ciemno – odparła drżącymi wargami.
Armas spojrzał na Irsę i bez uprzedzenia skierował na środek łodzi światło silnego reflektora. Rustan skulił się gwałtownie i przesłonił oczy.
– Co to było? Mignęło mi jakieś światło?
– To latarka – wyjaśnił Armas. – O ile dobrze rozumiem, to widzisz, ale dość niewyraźnie. Po prostu potrafisz zauważyć światło i różnicę pomiędzy światłem a ciemnością. Wydaje mi się, że to już jest coś, prawda?
Rustan zacisnął powieki i leżał bez ruchu, jakby siły go opuściły.
– O mój Boże – szeptał.
Irsa, która trzymała jego głowę, czuła, że po policzkach Rustana spływają łzy.
W szpitalu Rustana natychmiast zabrano na badania, a Irsa siedziała na korytarzu, trzymając na kolanach splecione mocno dłonie.
Minuty mijały, czas wlókł się nieprawdopodobnie.
Na korytarzu pojawił się Armas Vuori i usiadł obok, by razem z nią czekać.
– Otrzymaliśmy dodatkowe informacje na temat Hansa Lauritssona – powiedział nagle.
Irsa drgnęła. W niepokoju o Rustana całkiem zapomniała o obecności komisarza.
– Jakie to informacje?
– On rzeczywiście pochodził z północnej Värmlandii, ale wcześnie przeprowadził się do Sztokholmu. Stracił kontakt z rodziną i popadł w złe towarzystwo. Jakieś drobne przestępstwa, wódeczka, narkotyki. Był to chłopak słaby, pozbawiony charakteru, ale podobno sympatyczny i stosunkowo spokojny.
– Tak. Rustan go lubił. Powiada, że Hans odnosił się do niego bardzo przyjaźnie.
– Miał włosy ciemne, jak Rustan, ale dłuższe. I był znacznie młodszy. Miał dziewiętnaście lat.
– Dlatego policja norweska się pomyliła i uznała, że zdjęcie jego właśnie przedstawia – przyznała Irsa. – Myśleli też, że znaleźli ciało Rustana.
Jakiś lekarz wyszedł na korytarz i oboje czekający wstali. Lekarz wezwał do siebie policjanta, po czym obaj zniknęli znowu za drzwiami. Irsa wróciła na miejsce rozczarowana, czuła się trochę dyskryminowana. Od długotrwałego niepokoju czuła bolesne ssanie w dołku.
Po nieprawdopodobnie długim czasie Armas wrócił.
– Powinnaś teraz pójść do hotelu i się przespać. Już rano.
– Jeżeli natychmiast nie powiesz mi, co z Rustanem, to zacznę krzyczeć! – syknęła z wściekłością.
Читать дальше