Rustan rozjaśnił się w uśmiechu.
– Viljo! – odpowiedział i zatrzymał się przed Veroniką. – Irsa! Zawsze wiedziałem, że jesteś bardzo piękna! – wykrzyknął. – Wiedziałem!
Irsa jęknęła zdławionym głosem i chciała pójść za pierwszym impulsem, po prostu uciec z tego pomieszczenia, zostawić to wszystko. Armas trzymał ją jednak mocno za rękę, słyszała, że zaklął szpetnie pod nosem, i pojęła, że stoi po jej stronie.
Rustan zwrócił głowę ku niej i widziała, jak radość gaśnie na jego twarzy, jakby coś w nim umierało. Wypuścił Veronikę z objęć, powoli i z bólem, w jego oczach widziała pustkę.
– Na Boga, Rustan – wykrztusił Viljo. – Ty widzisz?
– On widzi! – krzyknęła Veronika. – On widzi! Mamo, Rustan widzi!
Irsa ruszyła ku drzwiom, ale Armas Vuori podbiegł do niej błyskawicznie i nie pozwolił jej wyjść.
– Co wy tu, do licha, robicie? – syknął z wściekłością. – Halonen, dlaczego ją tu przyprowadziłeś?
Viljo stał kompletnie oszołomiony, nie wiedząc, co począć.
Łzy przesłoniły Irsie wzrok. Widziała, że Rustan idzie ku niej chwiejnym krokiem, i starała się coś do niego powiedzieć, ale z jej gardła wydobył się jedynie żałosny pisk.
– Tak się cieszę z twojego powodu, Rustan – wybąkała w końcu. – Tak się cieszę…
I teraz, kiedy Armas już jej nie przytrzymywał, nie była w stanie dłużej znosić tego wszystkiego, wybuchnęła głośnym płaczem. Wybiegła z pokoju. Słyszała jeszcze tylko zrozpaczony głos Rustana:
– O Boże, nie możesz mi tego zrobić! Nie możesz być taki okrutny!
Ktoś dogonił ją na korytarzu i złapał za rękę.
– Irsa! Zaczekaj!
Przystanęła bezradna. Objął ją i przytulił mocno, wstrząsana płaczem stała przy nim bez słowa, z twarzą wtuloną w jego marynarkę.
– No, no, już dobrze – powtarzał uspokajająco. – Musisz po prostu wrócić do własnego życia, zapomnieć o tym. Veronika zawsze go fascynowała, ale przecież sądził, że jest jego siostrą.
– Nieprawda On już od dawna wiedział, że nie jest.
– Rzeczywiście? Nigdy bym nie pomyślał. No nic, a teraz w końcu dowiedział się, jaka ona jest piękna, i myślę, ze oboje pragną poznać się nieco bliżej. Irsa, ja…
– Tak? Co chciałeś powiedzieć?
Viljo wahał się przez chwilę.
– Ze względu na Rustana trzymałem się dotychczas na uboczu. Ale… Ja jestem tobą zainteresowany od pierwszej chwili, kiedy cię tylko zobaczyłem.
Irsa zdołała powstrzymać gwałtowny protest. Jak on może mówić o tym w takiej chwili?
Powoli się uspokajała. A może Viljo mówi prawdę? Nie, to przecież nie do pojęcia, a poza tym jej własne uczucia…
Z wielką ulgą powitała Armasa Vuori, który przerwał tę niezręczną rozmowę i poprosił, by wrócili z nim do pokoju.
Irsa poszła z największą niechęcią. Ocierała po drodze oczy i próbowała jakoś doprowadzić się do porządku, potem kilkakrotnie głęboko wciągnęła powietrze i była gotowa ponownie spotkać Rustana. No, powiedzmy, niemal gotowa. Wciąż czuła się boleśnie zraniona.
Rustan podszedł do niej natychmiast i ujął jej rękę.
– Irso, w jaki sposób mógłbym…
Przerwał mu jednak Armas. Przedtem już odesłał gdzieś Veronikę w towarzystwie policjanta, teraz skierował za nią również Halonena. Irsę i Rustana zabrał ze sobą do jakiegoś gabinetu po drugiej stronie korytarza. Irsa zwróciła uwagę, że towarzyszy im sanitariusz i nie znany jej policjant, zastanawiała się więc, jakie to tajemnice zostaną im ujawnione.
W oczach Armasa dostrzegała niezwykły blask, policjant szedł lekkim, szybkim krokiem, jakby oczekiwał czegoś wyjątkowego.
Ona jednak wciąż była jak ogłuszona rozczarowaniem, jakie dane jej było przeżyć. W głębi duszy wciąż najbardziej bała się właśnie tego, że nie zdoła się opanować w obecności Rustana. Nie ulegało wątpliwości, że Rustan czuje się zawiedziony i gorzko żałuje swojej miłosnej historii z Irsą. Nie wierzyła, że to Veronika wywarła na nim takie piorunujące wrażenie, nie, on doznał po prostu zawodu na widok Irsy. To jej wygląd jest wszystkiemu winien. I nic nie mogło już pomóc, że teraz, kiedy szli korytarzem, wciąż trzymał jej ramię i co chwila mocno je do siebie przyciskał w jakiś żałosny, smutny sposób. Rustan zawsze zachowywał się po rycersku, więc i teraz nie umiał jej tak po prostu zostawić. Ale ona widziała wyraz jego oczu, kiedy wołał: „O Boże, jak możesz być taki niemiłosierny?”, co należało rozumieć: „By postawić na mojej drodze kogoś tak nic nie wartego…”
To, oczywiście, głupie, ale Irsa miała uczucie, że Rustan uważa, iż ona go oszukała.
Armas zatrzymał się przed wejściem do gabinetu z twarzą napiętą, ale równocześnie bardzo stanowczą. Otworzył z wolna drzwi i poprosił, by weszli.
Znaleźli się w pokoju lekarskim, w którym czekała już Edna Garp-Howard i jej syn, Michael Howard.
– Komisarzu, jak długo my tu jeszcze będziemy…? – zaczął Michael, ale urwał. – No, ale przecież mamy i Rustana! Chodzisz już o własnych siłach? W takim razie rana nie musiała być poważna?
Edna posłała Irsie jadowite spojrzenie, które zdawało się mówić: A więc jeszcze tu jesteś, ty wywłoko? po czym skoncentrowała całą uwagę na Rustanie.
– Mój ukochany chłopiec! Znowu napędziłeś nam okropnego strachu! Czy ty zawsze musisz… Ależ, Rustanie, co ty robisz?
Rustan cofnął się, by uniknąć jej wyciągniętych ramion. Oczy miał zmrużone, a twarz wykrzywiał wyraz obrzydzenia.
– Mówisz głosem Edny – rzekł z trudem. – Ale ty nie jesteś moją matką!
Irsa wytrzeszczała oczy. Dostrzegła, że we wzroku Armasa Vuori zapłonął triumf. Więc on na to liczył!
Edna zrobiła się ogniście czerwona.
– Co ty mówisz? – wyszeptała.
– Czy myślisz, że ja nie pamiętam swojej matki, skoro miałem tylko sześć lat, kiedy nas opuściła? Ona miała ciemne włosy, szczupłą twarz i bardzo duże oczy…
– Dziecko drogie, ja od dawna maluję włosy! I chociaż to smutne, od tamtej pory przybyło mi parę kilogramów.
– Nie, nie! Ty nie jesteś moją matką!
Michael już dawno temu pojął, co się stało, i bezradnie osunął się na krzesło, zasłaniając twarz dłońmi. Teraz też prawda dotarła wreszcie do Edny.
Wrzasnęła rozdzierająco:
– Rustan? Ty widzisz!
– Tak jest, Rustan widzi – potwierdził komisarz Vuori. – Wszystkie wasze starania, by nie dopuścić do operacji, poszły na marne.
Edna Garp-Howard była bliska utraty świadomości, ale zdołała się jakoś opanować. Zanim zdążyła odpowiedzieć coś Armasowi, odezwał się Rustan:
– A poza tym przez wiele lat oglądałem fotografie mojej matki i dobrze wiem, jak wyglądała, nie mogę się pomylić. I miała piwne oczy! Teraz rozumiem, dlaczego zmieniliście obraz w salonie. Baliście się, że ktoś mógłby stwierdzić brak podobieństwa…
– Dziękuję, to mi wystarczy – oznajmił Armas Vuori i zwrócił się do sanitariusza: – Teraz nie muszę już dłużej zatrzymywać Rustana. Proszę go jak najszybciej odprowadzić do łóżka! A państwo oboje będą łaskawi pofatygować się z nami na komisariat policji – powiedział do Edny i Michaela.
Irsa stała niepewna, ale Armas dał jej znak, by i ona poszła z nim. Zdążyła tylko pospiesznie szepnąć „Bałam się o ciebie, Rustanie”, a on odpowiedział również szeptem: „Odwiedź mnie najszybciej jak będziesz mogła”. Po czym znalazła się znowu na ulicy, w nierzeczywistym, jak jej się wydawało, świecie, z samochodami, trawnikami, zieleniejącymi wiosennymi drzewami i słońcem świecącym nad tym małym fińskim miasteczkiem.
Читать дальше