- A ja?
- Kocham ciebie... Ale cóż mi z tego jednego tylko dnia?! Gdybyś była ze mną na zawsze, jak ten cały świat, tę łęgi, te wały... jak Białoruś!
Po chwili milczenia dodał:
- Nawet, kiedy mnie nie stanie... Ale ty myślisz inaczej... Więc idź sobie...
Wypowiedziawszy wszystko, co mu tak ciążyło, poczuł się jakiś spokojniejszy: - Postaram się zapomnieć...
Siedziała, kryjąc kolana pod sukienką, obejmując je rękami. Całą ją - razem z kurtką, narzuconą na ramiona, razem z dużymi oczami i zsuniętymi brwiami - oblewała poświata od czerwonej tarczy, która czuwała nad ziemią, ta olbrzymia tarcza czerwona.
- Nalej! - poprosiła cicho.
- A za co wypijemy?
- Za kniaziową i jej syna.
Wypili resztę wódki. Iwar wstał, chwycił butelkę za szyjkę, jak chwyta się granat, stanął na skraju urwiska - ciemniał na tle czerwonej tarczy.
- Co robisz?
- To ku Tatarom - odkrzyknął z niezwykłą wesołością. - Trzymajcie się, diabły wędzone!
I, przechylając się, cisnął butelkę... Oświetlona poblaskiem, leciała nad wąwozem, długo wydawało się, że końca temu nie będzie. Przeleciała ponad wąwozem i upadła gdzieś daleko od nich, spadła na krwawe pole.
- Wstawaj, podaj mi rękę!
Patrzyła ku niemu pytającym, dziwnym w tych odblaskach wzrokiem.
- Usiądź! - powiedziała.
Głos brzmiał tak, że usłuchał.
- A więc oni minęli, nieprawdaż?
- A no.
- I my?... I ja przeminę, i wszyscy... Wszystko takie krótkie? Minęli, zostawiając kości wśród ziemniaków?
Iwar milczał.
- Iwar!
Milczał.
- Ja jeszcze wielu spraw nie rozumiem. Ale ja... nie mogę bez ciebie. Cóż ja bez ciebie znaczę? A ty... Ja, musisz to zrozumieć, widocznie jestem słaba... A ty, w tobie jest coś takiego... trwałego, silnego... Nie wiem, co to, ale ono przetrwa.
W jej głosie słyszało się drżenie.
- Ty mi o tym mówiłeś, ale ja nie zrozumiałam... Chyba bardzo ciebie skrzywdziłam... Ty dla mnie... jesteś jak pierwszy krok do tej twojej prawdy. Boję się zostać bez ciebie...
Iwar milczał. Nie wierzył jej po tym wszystkim, co zaszło.
- Ledwie odjechałeś i ja to pojęłam... Bądź taki dobry i nie zostawiaj mnie...
Wyciągnął do niej rękę, jeszcze nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje.
- Nagle poczułam, że bez ciebie nie mogę ani chwili...
Płacz nagły usłyszał jar, pusty krater, pole, nad którym płynęła dostojnie czerwona i groźna tarcza. Jej płacz był tak zaskakujący, że przytulił ją do siebie.
- Co ci jest?
- Byłam głupia... Nic nie rozumiałam... Jeśli potrafisz, wybacz mi, Iwarze.
Wolno płynęła nad nimi czerwona tarcza...