Владимир Короткевич - Czerwona tarcza
Здесь есть возможность читать онлайн «Владимир Короткевич - Czerwona tarcza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: short_story, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czerwona tarcza
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czerwona tarcza: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwona tarcza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czerwona tarcza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwona tarcza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Okazało się, że jest inaczej, że są ludzie, dla których istnieją tylko chwile, teraźniejszość. I że wśród podobnych ludzi znajduje się ona, którą kochał nazawsze, podobnie jak przeżywał radość i smutek za wszystkich. Głupia, nie przeczuwając nawet istnienia takich związków uczuciowych, zubożała samą siebie!
- To romantyczność - powiedziała wtedy, nie szczędząc ironii swojemu głosowi.
To było na trzy dni przed jego ucieczką, w czasie wspaniałego i jednocześnie tak strasznego dnia jego życia.
Przez cały ów dzień jeździli gazikiem z zarządu miejskiego, przemierzając łęgi nad Oką. Trawy uderzały w szkło wozu, pieszczotliwie ocierały się o ludzkie plecy. Całe to morze czerwieniło się koniczyną, bielało dzięcieliną, unosiła się woń miodownika, lepiła się smółka - łagodnie brzęczały pszczoły - morze to odurzało, przyprawiało o zawrót głowy. Wiodły przez to bogactwo triumfującego życia dróżki tak wąskie, że ich nogi w gaziku całe były osypane mimo woli zrywanymi kwiatami. Trawy były tak gęste, iż wydawało się, że leżąc na nich wcale nie leży się jeszcze na ziemi.
- Iwar! - zawołała.
Imię miał cokolwiek dziwne. Trochę nawet nim się szczycił, na pytanie skąd się wzięło, powołał się na tradycje, sięgające jeszcze Waregów.
- Iwar! - tak więc zawołała - miły mój, cóż to się dzieje?
Powiedziała w ten sposób po raz pierwszy. Wiedział, że niezbyt jej się podoba, nazbyt był skromny w porównaniu z innymi, dowcipnymi i sprytnymi. Może tylko to jego imię było niezwykłe?
- To po prostu radość - odparł i dodał, nieoczekiwanie dla samego siebie: - To ty!
Nie zaskoczyło to jej.
- Nie! - zaprzeczyła. - To ten wspaniały dzień. Mój Boże, jaki wspaniały dzień!
Był to rzeczywiście jeden z najlepszych dni w życiu. Iwar spochmurniał tylko jeden raz, gdy zobaczył dna jezior, spuszczonych do Oki. Widziało się jedynie czarne, spękane i łuszczące się błota. Coś niedorzecznego, przecież one i tak nie zarosną dobrą trawą, zniszczą ją wiosenne i jesienne deszcze, poprzedniej zaś urody nikt i nic już nie przywróci.
- Jaki dzień! - powtórzyła.
W trawach w których trudno było odszukać ziemię, migali jeźdźcy. Nawet końskich nóg nie było widać. Jeźdźcami tymi byli kołchozowi stróże, ale równie dobrze mogli nimi być. Zaporożcy w stepie lub scytyjscy zwiadowcy.
- Jaki wspaniały dzień!
Dzień był jak płomień. W górze słońce, na dole - barwne dywany traw. Jeden ze stróżów minął wóz. Za koniem, niemal przy samych jego kopytach biegły dwa psy.
- Jakie to są psy? - zapytała Nika jeźdźca.
- Szpiegujące!
- Wyszpiegowywują pożywienie - uzupełniła siedzącego na koniu "scyta", podtrzymując jego żart. Scyt roześmiał się, chlasnął konia nahajką, znikł razem z psami w kwiatach, w czerwonym morzu.
...Czas jakiś Iwar prowadził samochód w milczeniu. Wokół szumiały, omdlewały w upale, sucho dzwoniły, szeleściły wilgocią łęgi.
- Czy ty naprawdę wierzysz, że to radość? - zadała pytanie. - Czy ta radość to ja?
- Od dawna!
- Miły mój! - szepnęła, jak gdyby naraz wszystko zrozumiała.
Owiewał ich ciepły, dyszący woniami i brzęczeniem, wietrzyk.
Iwar spojrzał na nią. Oczy były przymknięte, u brzeżków warg błądził smutno-radosny uśmieszek, nozdrza regularnego noska wdychały pachnące powietrze, piły je.
- W oczach mam ogniste kręgi słoneczne, zatrzymaj się na chwilę, Iwar!
Trawy były tak gęste, że wydawało się, że leżącego na nich utrzymają nad ziemią.
To było złudzenie. Dokoła nich, nad nimi, na nich napierał, toczył się groźny, gorący i wilgotny ocean traw.
Bielały olbrzymie rumianki, dzwoniły liliowe dzwoneczki, śpiewały trzmiele, wgłębione w malinowe kłębuszki koniczyny i pięły się, wiły się jak chmiel, oplatając ręce i nogi, białoróżowe powoje.
Ale widział to tylko on. Kwiaty i ziemię widział tylko on. Ona zaś w tym czasie mogła widzieć jedynie przesłonięte mgiełką niebo, w którym, trzepocząc, zastygł na chwilę czujny sokół.
...Zamiast dwóch pokojów w hotelu, wynajęli mały narożny pokoik w małym domu nad samą Oką. I za dnia, i w nocy widzieli niebo. Za dnia było to niebo błękitne, w nocy - kobaltowe, jakby opryskane fosforyzującym, rozrzedzonym srebrem księżycowym.
W pokoju, oddzielonym od pokoju gospodyni korytarzykiem, skrzypiała podłoga, z miednicy spadały na nią dźwięczne krople wody. Na ścianie wisiała fotografia nieznajomego mężczyzny w wysokim gutaperkowym kołnierzyku (trzeba było, ze względu na jego surowe spojrzenie, odwracać go co jakiś czas) oraz dwa oleodruki: Böcklina. Wyspa umarłych i Dziś źle się czuję. Ten drugi przedstawiał białego kotka z czerwoną kokardą w czarne grochy na szyi. W pokoju znajdowała się pękata komoda i szerokie, staroświeckie łóżko.
- Jakie to wszystko idiotyczne! - orzekł Iwar po obejrzeniu pokoju.
- To głupstwo. Za to jakie powietrze aż z łęgów tu przypływa!
Zgodził się z Niką. Czuł się bezwstydnie, bezgranicznie szczęśliwy. I to właśnie poczucie sprawiło, iż nie zauważył, że przez cały następny wieczór Nika była jakaś obca czy nieobecna. W nocy zbudziły go dziwne, przygłuszone dźwięki. Nie próbując cokolwiek zrozumieć, objął ją, ramieniem odczuł wilgoć na jej policzku.
- Mój duży wróblu, co ci jest?
- Czy pamiętasz tamtego sokoła, co to wtedy?
- Nic nie pamiętam... - zaciął się. - Ach, tak... Ale o co chodzi, o co ci chodzi?
- Zawisł nieruchomo nad głowami i nagle runął w dół, w kwiaty. Wiadomo, coś upolował!
I nieoczekiwanie dodała zduszonym głosem:
- Czyż nie tak właśnie było?
Chłopak milczał, ona zaś westchnęła i mówiła dalej:
- Ty wiesz, że byłeś pierwszy, Iwarze. Wybacz, ale póki nie za późno... Otóż obudziła mnie myśl: nic takiego się tu nie zdarzyło. Były tylko łąki, kwiaty, jeźdźcy, smółki, powoje.
- Ale ja przez całe te lata byłem w tobie zakochany!
- Na mnie to spadło jak piorun z jasnego nieba. I teraz jest mi strasznie. Czyżby to już wszystko? Zaczęło się i skończyło, choć obok jesteś ty?
Objął ją ostrożnie, jak chorą. Czuł się za wszystko odpowiedzialny, winny.
- Ze mną nic nie będzie mieć końca...
- Jak to pospolicie wszystko wypadło!
Odsunął się od niej z oburzeniem. Jej szczerość wywoływała, co prawda, szacunek - jednocześnie jednak jakże go krzywdziła. Powiedziała to, co nie każda kobieta potrafi powiedzieć, jednak nie powinna była tego czynić.
- Kwiaty. Słońce. Nagły przypływ wdzięczności dla tego wszystkiego, radość, że mogę dzielić się tym z tobą... I oto patrzę w noc...
Noc była jasna. Księży c ukośnymi promieniami przenikał przez firanki.
- Skąd ci to przyszło do głowy? Czy ja?..
- Tak, ty. Po wszystkim tym wściekałeś się w gabinecie przewodniczącego rejonowej rady na temat tych spuszczonych jezior. On twierdził, że to uczyniono przed nim jeszcze. Usprawiedliwiał się, a ty byłeś niepogodzony, ostry - nie poznawałam ciebie. A ty tak się zachowywałeś, jakby mnie przy tobie nie było. Dla ciebie były ważniejsze te jeziora, nie zaś... Upolowałeś zdobycz jak ten sokół... Jesteś mi teraz zupełnie obcy.
- Ważne są dla mnie jeziora, ważna jesteś dla mnie ty. Czy potrafisz zrozumieć, że w tamtym jeziorze przeglądali się ludzie z dalekiej przeszłości? Że mogliby w nim przeglądać się zakochani, podobni do nas, i za lat tysiąc? W nim pluskały ryby, na nim gnieździły się kaczki. I kaczki, i ryby mogłyby tam być jeszcze i za tysiąc lat. Zniszczono urodę, coś zabrano tobie, memu zachwytowi dla ciebie...
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czerwona tarcza»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwona tarcza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czerwona tarcza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.