Владимир Короткевич - Czerwona tarcza

Здесь есть возможность читать онлайн «Владимир Короткевич - Czerwona tarcza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: short_story, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czerwona tarcza: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwona tarcza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czerwona tarcza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwona tarcza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

...Był ogień... Było popielisko... Teraz nie ma niczego. Księżycowy krater.

Błękitne rządki po obu stronach ścieżki, gdy się pochylił, okazały się ziemniakami.

- Ogródki działkowe - poinformował Tolik. - Ziemia niczyja, dopiero rok temu zaczęli ją uprawiać.

W bruzdach gdzieniegdzie bielało coś niewyraźnego, Iwar zeszedł ze ścieżki i nachylił się.

- Co tam? - spytała Nika.

- Piszczel - dziwnym, jakiego ona jeszcze nie słyszała, głosem odpowiedział Iwar. - Ludzka.

Była to istotnie kość goleniowa. Iwar uważnie wszedł na ścieżkę, przez jakiś czas panowało milczenie.

- Do diabła! - zawołał Iwar. - Co też oni sobie myśleli, ci wasi działkowicze?!

W jego głosie brzmiała teraz pogarda:

- Tak nie wolno... nie wo-o-olno... Oni ginęli pierwsi... I nie zmartwychwstali... Po mieście nie został ślad nawet... Ziemniaki... Jakby mało im, łajdakom, było innej ziemi... żeby oni zdechli z głodu!

- Oj, to prawda! - poświadczył Tolik. - Tak nie wypada. Ogród sobie zrobili na cmentarzu...

- Podłe to! Przecież tu wszędzie cmentarz. Nie wiadomo, co jest ziemią, co ludzkimi prochami. Szanujcie taką ziemię, dranie! Nie ruszajcie jej... Nie ruszajcie ich spoczynku!

Nie mógł się uspokoić i, jakby to pług wydobył z ziemi nie kości, lecz żywych ludzi, wciąż ciskał słowa, pełne oburzenia.

- Gdyby oni wiedzieli, że to krater tamtych ludzi... przecież dość jeszcze miejsca na ziemi... A tu potrzebny przede wszystkim pomnik, choćby taki zwyczajny, z betonu! Byłby całkiem na miejscu, choć tamci betonu nie znali...

- Tu dzieci trzeba przyprowadzać... - zauważył mrocznym głosem, jakby zawstydzony, Tolik.

Skończyły się zagony z ziemniakami, dalej błękitniały dziewicze trawy, sięgające powyżej kolan.

- Ty, chłopcze, zawiadom o tym sekretarza - powiedział Tolik.

- A żebyś wiedział! - odparł Iwar. - Nie wyjadę stąd, zanim się z nim nie zobaczę.

- Koniecznie pójdź, Iwarze - niespodziewanie, szeptem powiedziała Nika.

Wśród traw przyjemniej się oddychało. Może dlatego, że dywan przykrywał tamto wszystko, co tak bielało wśród kartoflisk.

Iwar jakiś czas szedł w milczeniu. Dopiero potem dotarł do niego sens słów dziewczyny, spojrzał na nią zdziwiony. Cóż, idzie tak, jak i przedtem. "Nadal dla niej nie istnieję."

Zbliżył się do wewnętrznego skłonu wałów.

- Jakie niewysokie - odezwała się Nika.

Weszli na wał i nagle jakby zastygli. Przed nimi otwierała się otchłań. Uładzony przez upływ czasu, przecież wał naraz się urywał i zionął taką straszliwą, szczególnie w ciemnościach, otchłanią, że aż mrówki przebiegły im po grzbiecie. W błękitnym mroku na prawo i w lewo, aż po horyzont, rozciągał się ten straszny, martwy, bezludny jar.

Dopiero teraz i tutaj ich serca odczuły to, co przestało istnieć. Uświadomili sobie wielki trud tych, co do ostatniego polegli, potęgę tego miasta, które zostało zburzone i nigdy potem się nie odrodziło.

Siedzieli długo w milczeniu, jar wyskakiwał niemal spod nóg, jakby chciał ogarnąć sobą całą ziemię.

W kraterze zaczęły w różnych miejscach budzić się mgły, przybierając kształt jakichś ruchomych słupów czy kolumn.

- Spójrzcie na te najwyższe - rzekł Iwar. - Gdzieś tam znajdował się może terem. Gdy młody kniaź pojechał jako poseł do ordy i nie wrócił - jego żona, Jeupraksieja, weszła na najwyższą wieżę teremu i z dzieckiem rzuciła się w przepaść, gdyż wiedziała, że nie da się miasta obronić.

Ów słup począł się rozwiewać, wiatr widocznie rozgarniał mgły.

- Jakie dziwne miejsce - powiedziała ona. - Zupełnie niespodziewany smutek. Ogarniający! Czy jeszcze gdzie może być coś takiego?

- Tylko u nas - oznajmił Iwar. - Druck...

- To bardzo ciekawe - odezwał się Tolik. - Czy może to być, żeby wszystko zupełnie znikło? Taka miłość? Zostało coś z tego czy nie zostało?

- Zostało! - oświadczył Iwar. - Zostało w ludziach.

Po drugiej stronie, za wąwozem, za pustym polem rodziło się jakieś niepewne światło. Pole było bezkresne. Bezkresne i puste. Trwożliwy poblask ogarniał je, jakby tam, za horyzontem wstawała łuna.

Nika poruszyła się - może trochę ze strachu, może z zimna.

I wtedy Iwar wydobył swoje "kniaziowskłe" zapasy.

- Napijemy się trucizny? - zapytał. - Urządzimy tutaj, Toliku, tryznę?

- Oj, trucizna! - odpowiedział były marynarz. - Ale napijmy się! Zobaczyć coś takiego i nie napić się?!

- Wypijemy! - powiedział Iwar. - Za pamięć tego narodu, który...

Marynarz wypił z zakrętki termosu i na skórkę chleba nabrał sobie rybnej konserwy.

- Biedni ludzie - ciągnął swoje rozważania. - Siali zboże, a plewy jedli. Jeździł na ich grzbietach każdy, komu się tylko zachciało. Jaka szkoda! A teraz leżą tutaj... oooch!

Pokręcił tylko głową, gdyż nie starczało mu słów.

Poblask wyraźniał, przeistaczał się w czerwień.

- Za pamięć starego kniazia - oznajmił Iwar. - Jaki był, taki był... I za Fiodora, którego zarąbano w ordzie...

- I za wnuka, który... z matki.... - szeptem powiedziała dziewczyna.

Iwar wypił. Milczało troje ludzi.

- Wiecie co - odezwał się Tolik - czy możecie na mnie poczekać jakieś pół godzinki!

- A bo co?

- Chcę do Szatrów, do kuma. To nie potrwa długo. Chcę go zaprosić na jutro. - I dodał z dumą: - Syn ma już dwa miesiące.

- Dobrze - powiedział Iwar. - Koniecznie trzeba go zaprosić...

Tolik ruszył zboczem wału, zniknął w ciemnościach.

- Krzepa! - powiedziała ona. - Żyje sobie wśród tych rumowisk, korzeniami rozsadza kamienie.

Iwar milczał. Nie bardzo go to poruszyło.

Poblask był coraz wyraźniejszy. Wkrótce wyjaśniło się, co było jego źródłem. Nad bezkresem pola wytoczył się skądś z daleka olbrzymi, jak tarcza, czerwony księżyc. Czerwony jak rana, zatrważający, jakby wieścił jakieś nieszczęście, wyjrzał od "tatarskiej" strony, oświetlał teraz całe pole, majestatycznie spoglądał na wał, na ludzi, na ziemię.

- "Lisy szczekają na czerwone tarcze" - powiedział Iwar.

- Czy tak było "wczoraj"?

- Nie, tak było wczoraj, jest dzisiaj i tak będzie jutro. Tak jest zawsze... Jesteśmy kość z kości... I Tolik. I jego syn. Jutro przyjdzie do nich kum, napiją się wódki... Ach, co tam! Będą wspominać, jak płynęli...

Księżyc tężał czerwienią, ale jakby tracił swoją złowieszczość. Może dlatego, że wszystko było i wszystko będzie... Boże, jacy oni leżeli kiedyś na tych polach: w kłębowisku, jeden drugiego chwytający za gardła... Z ich piersi wysterczały drzewca dzid... A Tolik ma jasnowłosą żonkę, jutro sobie podchmieli. Wszystko w porządku, tylko jego, Iwara życie, ma w dnie dziurę... Ale cóż, skoro nie można inaczej... Zgiń, przepadnij życie bez dobrych ludzi, którzy byli, są i będą, bez ich prawdy, bez szlachetności, bez walki o to wszystko. Inaczej nic, tylko się marnie zdechnie!

- Gdzieś ty? - zapytała Nika.

- Gdzieś tam... - odpowiedział.

Nad polem płynął jaskrawy księżyc.

- Zrozum - ciągnął Iwar - jestem zwykłym, prostym człowiekiem. Nie zostawię po sobie pamięci. Nie wierzę w Boga. I dlatego właśnie nie potrafię żyć inaczej, niż odczuwając całego siebie, niż czując się... cząstką wszystkiego, co było, co jest i będzie. Inaczej zmarnieję, przestanę istnieć. Podobnie jak dla ciebie tamci... w kraterze. A przecież gdyby nie oni, gdyby nie nasi białoruscy chłopcy w Kryczawie i pod Krutahoriem - cała ziemia stałaby się czymś takim.

Odwrócił głowę ku popielisku, zastygłemu w ciemnościach.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czerwona tarcza»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwona tarcza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Владимир КОРОТКЕВИЧ
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
Отзывы о книге «Czerwona tarcza»

Обсуждение, отзывы о книге «Czerwona tarcza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x