– Powinnam była to zrobić od razu – powiedziała do siebie.
Nie była pewna ani dokąd prowadzono lorda Selwyna, ani po co, lecz instynkt ostrzegał ją, że kryje się za tym jakieś niebezpieczeństwo. Rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu kapelusza, lecz przypomniała sobie, że zostawiła go na górze.
„Musi tu gdzieś być jakaś parasolka” – pomyślała.
Lecz nigdzie w holu jej nie było. Otworzyła jedne drzwi myśląc, że są do garderoby. Za drzwiami panowały ciemności, domyśliła się więc, że prowadzą do piwnic. Właśnie chciała je zamknąć, kiedy z dołu dobiegły ją głosy.
Jacyś ludzie mówili po chińsku.
– Czy już poszedł? – zapytał męski głos.
– Ling prowadzi go we właściwym kierunku – padła odpowiedź. – Wkrótce miną most i dotrą do lasu.
– Czy już ruszamy? – zapytał pierwszy.
– Nie, poczekajmy, aż znikną z oczu – odrzekł drugi mężczyzna. – Gdy dojdą do lasu, przejdziesz przez strumień, dopadniesz go i zabijesz. Nie zajmie ci to wiele czasu.
– Wang Yen znaczy Ukryte Ciało.
– Tak jest – rzekł mężczyzna. – Właśnie to zrobisz. Przygotuj się. Zaraz dojdą do mostu.
Anona uświadomiła sobie grozę sytuacji i pojęła znaczenie podsłuchanej rozmowy.
Przez chwilę stała porażona strachem. Przecież ci mężczyźni chcą zabić lorda Selwyna!
Potem, jakby czując obecność ojca, zaczęła rozumować chłodno i spokojnie. Zamknęła drzwi od piwnicy i pobiegła do kuchni.
Zastała tam, jak się tego spodziewała, Higginsa oraz małżeństwo dozorców, a także Chińczyka woźnicę. Siedzieli właśnie przy stole i bardzo ich zdumiało nagłe wtargnięcie Anony.
– Pan znalazł się w niebezpieczeństwie! – krzyknęła do Higginsa. – Pospiesz się! Biegnijmy mu na ratunek!
Higgins skoczył na równe nogi, złapał okrycie powieszone na poręczy krzesła i włożył je na siebie. Tymczasem Anona zwróciła się po chińsku do stangreta:
– Zaprzęgnij konie i przygotuj wszystko do natychmiastowego odjazdu.
Odwróciła się i skierowała się wraz z Higginsem w stronę drzwi frontowych, następnie zbiegła schodami do ogrodu. Z daleka dostrzegła, że lord Selwyn zbliża się właśnie do drewnianego mostku nad strumieniem. Na drugim brzegu aż do samej granicy majątku rozciągał się gęsty las. Dystans dzielący ją od lorda Selwyna był zbyt duży, żeby mógł usłyszeć jej wołanie. Biegła, jak mogła najszybciej, przeskakując bruzdy ziemi obsadzone roślinami.
Uprawy bardzo utrudniały i opóźniały bieg. Pędząc bez tchu, usłyszała z tyłu głos Higginsa:
– Proszę się nie niepokoić, panienko. Zabrałem ze sobą pistolet.
Chciała mu odpowiedzieć, że pistolet na nic się nie zda, jeśli nie zdążą na czas.
Mężczyzna, którego Wang Yen wyznaczył, żeby zabił lorda Selwyna, mógł to zrobić, zanim przybędą na miejsce. Sądziła, że posłuży się w tym celu tradycyjnym w tych stronach długim ostrym nożem. Biegła co sił naprzód, jednocześnie błagając lorda Selwyna, żeby na nią zaczekał. Widziała, jak przy moście zatrzymał się, patrząc na przepływający strumień. Była przekonana, że Malaj wciąż go popędza słowami: „Chodź, chodź!” Wyczuwała, że intuicja lorda Selwyna podszeptuje mu, że coś jest nie w porządku.
Jednak ponaglany przez Malaja zaczął iść w stronę lasu.
– Milordzie, milordzie! – zawołał Higgins.
Jego głos rozległ się donośnie, mimo to Anona nie była pewna, czy lord Selwyn go usłyszy. Biegnąc modliła się rozpaczliwie.
„Panie, zatrzymaj go! Nie pozwól, żeby zginął! Błagam Cię, ocal go!”
– Milordzie, milordzie! – wołał Higgins z całych sił.
Lord Selwyn odwrócił się i ze zdumieniem ujrzał złociste włosy Anony na tle zieleni roślin uprawnych. Przeszedł przez most i ruszył w stronę Anony, choć Malaj nie przestawał go wołać: „Chodź, chodź!”
Lecz lord Selwyn na jego ponaglenia nie zwracał najmniejszej uwagi, bo zdyszana Anona nagle znalazła się obok niego, chwytając go rękami, jakby za chwilę miała upaść.
– Co się stało? – zapytał.
– Grozi… panu… niebezpieczeństwo! -powiedziała przerywanym głosem.
Lord Selwyn podtrzymywał ją, żeby nie osunęła się na ziemię.
– Wszystko jest w porządku – powiedział spokojnie. – Jestem tutaj i nic mi nie zagraża.
– Nawet gdyby panu ktoś groził, już ja się nim zajmę – rzekł Higgins, wyjmując z kieszeni pistolet.
– Oni tam w lesie… chcą pana zabić – wyszeptała Anona.
– Skąd pani o tym wie? – zapytał lord Selwyn.
– Podsłuchałam… przypadkowo rozmowę… dwóch mężczyzn… w piwnicy!
Lord Selwyn odwrócił się i spojrzał w stronę lasu. Malaj wciąż stał w miejscu, lecz wyglądał niepewnie, jakby się zastanawiał, co powinien uczynić. Higgins patrzył na niego groźnie, zbliżył się w stronę mostu, wymachując pistoletem.
Na ten widok Malaj wydał okrzyk przerażenia i zaczaj uciekać, nie oglądając się za siebie i wkrótce zniknął z oczu. Anona stała oparta o lorda Selwyna, jej oddech był nierówny, a piersi unosiły się gwałtownie pod cienką sukienką.
– Już wszystko dobrze – powiedział delikatnie.
– Uratowała mnie pani przed jakąś niemiłą przygodą. Im szybciej wrócimy do domu, tym lepiej.
– Tak się bałam… że nie zdążymy na czas… i że pan zniknie w lesie!
– Ale przecież ostrzegła mnie pani! – starał się ją uspokoić.
– Oni mogą strzelać do pana – mówiła rozglądając się.
– A więc wracajmy do domu – rzekł lord Selwyn.
Objął ją, pomagając jej iść w stronę plantacji.
Higgins postępował za nimi, odwracając się raz po raz w stronę lasu i trzymając pistolet w pogotowiu. Kiedy znaleźli się w ogrodzie, zobaczyli powóz stojący przed głównym wejściem.
Gdy do niego doszli, lord Selwyn pomógł Anonie wejść do środka.
– Pani w jednej z sypialni na górze zapomniała kapelusza – zwrócił się do Higginsa.
– Zaraz go przyniosę – odezwał się Higgins i ruszył ku domowi.
Lord Selwyn stanął obok powozu i patrzył w kierunku lasu, jakby w oczekiwaniu, że ujrzy mężczyzn, którzy zamierzali go zabić. Dostrzegł tylko ptaki, motyle i gęstwinę świerków. Kiedy Higgins wrócił z kapeluszem Anony, odebrał go od niego i wsiadł do powozu. Nie oddał jej kapelusza, ale go rzucił na przeciwległe siedzenie.
Gdy Higgins ulokował się obok stangreta, ruszyli z kopyta. Wówczas lord Selwyn objął Anonę i przycisnął ją do siebie.
– Teraz, kochanie, powiedz mi dokładnie, co podsłuchałaś i dlaczego tak ci zależało, żeby mnie ratować.
Te czułe słowa wprawiły ją w zdumienie.
Lord Selwyn uśmiechnął się i rzekł:
– Kocham cię, ale nie odważyłem się tego wcześniej powiedzieć.
– Pan… mnie… kocha?
Dostrzegł jakby w jej oczach zapaliło się tysiąc gwiazd.
– Kocham cię! – powtórzył. – I nic na to nie mogę poradzić. Jesteś nie tylko najpiękniejszą dziewczyną, jaką dotychczas widziałem.
Wzbudziłaś we mnie uczucia, jakich nigdy jeszcze nie doznawałem wobec żadnej kobiety.
Przerwał na chwilę, a potem dodał: – Jesteś cząstką mojego ciała, żyć bez ciebie nie mogę!
– Nie mogę wprost uwierzyć… że to… prawda! – wyszeptała z uniesieniem, a po chwili dodała: – Jak pan może mnie kochać, skoro pan nawet nie wie… kim jestem?
– A jakie to ma znaczenie? – odrzekł lord Selwyn uśmiechając się. – Liczy się tylko, że cię spotkałem, a już myślałem, że nie ujrzę nigdy kogoś takiego jak ty.
– Gdy tylko pana zobaczyłam – wyznała – poczułam, że jest pan inny od mężczyzn, których widywałam dotychczas.
Читать дальше