– Trudno wyobrazić sobie coś piękniejszego! – powiedziała Anona, idąc obok lorda Selwyna.
Zanim zdążył odpowiedzieć, zatrzymała się.
– Proszę spojrzeć – wyszeptała, wskazując oczami kierunek.
Podążył za jej spojrzeniem i ujrzał wśród zieleni ponad skałami tworzącymi mały wodospad niewielkiego ptaszka, którego rozpoznał od razu. Był to rajski ptaszek. Obydwoje stali w milczeniu i przyglądali mu się uważnie.
Po chwili ptak odleciał i schował się w gęstwinie.
– Rajski ptak! – wyszeptała Anona. – Przyleciał do pana, przynosząc panu błogosławieństwo!
– Jakiemu bóstwu mam podziękować za nie? – zapytał.
Pomyślał jednocześnie, że Anona jest równie urocza jak ten rajski ptaszek. Chciał uklęknąć przed nią jak przed boginią.
– Zapytamy o to pana Tenga – odrzekła Anona. – Malajowie wierzą, że rajski ptak przynosi szczęście. – Uśmiechnęła się i dodała:
– Mają zwyczaj pozostawiać przed domami dla rajskich ptaków jedzenie, które zwykle zjadają wróble.
– Kryje się w tym życiowa prawda – rzekł lord Selwyn ze śmiechem. – Hałaśliwi i chciwi odpychają wybrednych i grymaśnych.
– Czy pan właśnie jest taki? – zapytała.
– Oczywiście – odrzekł. – Czy mógłbym być inny?
Spojrzał na nią, a gdy ich oczy spotkały się, nie mogli już oderwać od siebie wzroku. Wreszcie Anona oblała się rumieńcem.
– Chodźmy zobaczyć ten wodospad – rzekła szybko. – Może kryje się tam jeszcze jakaś niespodzianka.
– A czego się pani spodziewa? – zapytał.
– Jakiejś niezwykłej ryby?
– Z pewnością nad tymi strumieniami mieszkają zimorodki – rzekła. – A może nawet cukrzyki, które podobają mi się najbardziej.
– Więc spróbujemy je odszukać – powiedział lord Selwyn.
Sporo czasu spędzili przy wodospadzie, potem wracali ku domowi, mijając szpalery orchidei.
Lord Selwyn chciał urwać dla niej kwiat, lecz go powstrzymała.
– Niech pozostanie tu, gdzie jest – rzekła.
– Wydaje mi się, że one nie chcą opuszczać raju.
Zawahała się, wypowiadając ostatnie słowo, potem uśmiechnęła się do niego, a jemu się zdawało, że ona sama jest częścią raju. Patrząc na nią, bardzo pragnął ją pocałować, wiedział jednak, że to by ją spłoszyło. Taki postępek wydał mu się niegodny dżentelmena.
– Robi się gorąco – powiedział zmienionym głosem. – Powinniśmy wrócić do domu.
Szła niechętnie, lecz posłusznie przez zielony trawnik. Weszli do domu przez otwarte drzwi na taras. Lord Selwyn był zdumiony, że tak długo zabawili w ogrodzie, bo zrobiło się już wpół do pierwszej.
– Powiem Higginsowi – rzekł – że jesteśmy już głodni. Myślę, że ma już wszystko przygotowane.
Posiłek zabrano ze sobą i lord Selwyn był przekonany, że będą tam same smakołyki.
Pewnego razu, kiedy wychwalał potrawy w obecności Lin Kuan Tenga, gospodarz odezwał się:
– Gdyby chciał pan zamieszkać w swoim domu, powiem mojemu kucharzowi, żeby znalazł dla pana kogoś równie biegłego w tym fachu.
– Nie sądzę, żeby to było możliwe – odrzekł lord Selwyn.
– Doceniam pański komplement – rzekł Lin Kuan Teng uśmiechając się – jednak mój kucharz, który pracuje u mnie już od wielu lat, może nauczyć wszystkiego, co potrafi.
– Jest pan dla mnie niezwykle uprzejmy – oświadczył lord Selwyn. – Już i tak tyle panu zawdzięczam.
Nie zadeklarował się wyraźnie, czy zamierza pozostać w Pinangu czy też nie, gdyż nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji.
– Jeśli mamy iść na obiad – powiedziała Anona – to chciałabym najpierw umyć ręce i zdjąć kapelusz.
– Oczywiście – rzekł lord Selwyn. – Myślę, że pani wie, gdzie na górze znajdują się sypialnie.
– Sypialnie są z pewnością równie piękne jak pokoje na dole – rzekła, uśmiechając się do niego.
Patrzył w ślad za nią, jak mija hol i zaczyna wspinać się po rzeźbionych schodach. Z trudem powstrzymał się, żeby nie pójść za nią i nie lubił, kiedy znikała mu z oczu.
– Cóż za niedorzeczność? – zapytał sam siebie, odwracając twarz do słońca.
Przypomniał sobie, w jakim podłym nastroju opuszczał Anglię, a teraz wydało mu się, że wieki minęły od owego wieczoru, kiedy z furią wracał do swego londyńskiego domu przy Park Lane. Obecnie wszystkie jego dawne myśli i cierpienia rozwiały się niczym mgła. Liczyło się tylko słońce, orchidee, rajskie ptaki i Anona.
– Obiad gotowy! – usłyszał głos Higginsa i odwrócił się.
– To dobrze – rzekł. – Powiedz mi, co sądzisz o moim domu?
– Dom jest w porządku – odrzekł Higgins.
– Moglibyśmy się tu urządzić całkiem wygodnie, gdyby pan sobie tego życzył.
Lorda Selwyna zdumiała ta wypowiedź. Sądził, że Higginsa przerażała perspektywa pozostania dłużej w obcym kraju. Podczas ich dotychczasowych wspólnych podróży, a było ich wiele, gdy tylko pytał Higginsa, co sądzi o odwiedzanym kraju, słyszał tę samą odpowiedź:
– Dobrze tu jest, milordzie, lecz nie ma to jak w domu. Zbyt dużo tu brudasów.
Mówił tak niezależnie od tego czy przebywali w Indiach, Turcji, Afryce, czy też w Europie.
Tym razem lord Selwyn był zaskoczony, chciał kontynuować tę rozmowę, lecz właśnie wróciła Anona. Wraz z jej pojawieniem się wszystkie inne sprawy zeszły na dalszy plan.
– Obiad już na nas czeka – powiedział do Anony.
– Jestem bardzo głodna, a pan z pewnością także – odrzekła. – Mam nadzieję, że Higgins zabrał ten wyśmienity sok owocowy, bo ogromnie chce mi się pić.
Na stole stał sok dla Anony, a lekkie białe wino dla lorda Selwyna. Było tam również wiele smacznych dań, lecz ani lord Selwyn, ani Anona nie byli w stanie ich docenić, tak bardzo byli sobą zajęci. Gdy ich oczy spotykały się, rozmowa rwała się i nie pamiętali, o czym wcześniej mówili.
Skończywszy posiłek, przeszli do bawialni, w której znajdowała się starożytna kolekcja sprzętów chińskich pokrytych laką. Anona przypuszczała, że mają chyba z tysiąc lat.
Wisiał tam również wielki obraz, który chciała dokładniej obejrzeć, lecz wkrótce o tym zapomniała i przeszła do sąsiedniego pokoju, a lord Selwyn podążył za nią. Właśnie zamierzali usiąść na kanapie, kiedy do pokoju przez otwarte drzwi wbiegł Malaj.
– Chodź! Chodź! – zawołał do lorda Selwyna.
– Co się stało? – zapytał lord Selwyn.
– Chodź! – powtórzył mężczyzna.
Teraz Anona w jego własnym języku zagadnęła go, o co właściwie chodzi. Mężczyzna zdziwił się bardzo, słysząc malajski. Opowiedział długo i nieskładnie o jakimś wypadku.
– Co on mówi? – zapytał lord Selwyn.
– Wydarzył się jakiś wypadek – wyjaśniła.
– Nie zrozumiałam, czy ofiarą padł człowiek, czy zwierzę.
– Proszę mu powiedzieć, żeby mnie zaprowadził.
Anona przetłumaczyła Malajowi słowa lorda Selwyna. Mężczyzna wydał okrzyk radości i pobiegł w stronę holu.
– Czy mogę pójść z panem? – zapytała Anona.
– Nie, proszę tu zostać – odrzekł. – Robi się bardzo gorąco.
– Chodź! Chodź! – rozległ się głos Malaja.
Lord Selwyn pospieszył do holu. Wychodząc zabrał ze sobą kapelusz, który zostawił na krześle. Anona poszła za nimi do drzwi frontowych i ujrzała, jak pospiesznie minęli trawnik, kierując się w stronę plantacji. Wpatrzona w szerokie plecy lorda Selwyna kroczącego obok Malaja, nagle doznała uczucia obezwładniającego strachu. Uczucie to było tak realne, że niemal bolesne. Intuicja podpowiadała jej, że powinna pójść za nimi.
Читать дальше