– Jeśli interesują pana orchidee – powiedział jeden z Chińczyków – musi pan pozostać dłużej w Pinangu.
– Co ma pan na myśli? – zapytał lord Selwyn.
– Mamy tutaj osiemset gatunków tych kwiatów – odrzekł Chińczyk ze śmiechem. – W tym ogrodzie rośnie ich tylko kilka. Oto jedna z nich!
Wskazał ręką wspaniałe kwiaty zwisające z pnia drzewa.
– Muszę się zatem śpieszyć – zażartował lord Selwyn – bo inaczej spędzę tu resztę życia podobnie jak mój stryj.
Na twarzach słuchających go mężczyzn dostrzegł wyraz świadczący o tym, że bardzo by sobie tego życzyli.
„Niestety, sprawię im zawód!” – pomyślał.
Lecz głośno nic nie powiedział. Musiał przecież wydobyć od nich wiele cennych informacji.
Niech lepiej myślą, że zamierza zamieszkać na plantacji, tak jak jego zmarły stryj. Nie mógłby nawet wprowadzić się do domu natychmiast, ponieważ nie było w nim służby, a tylko dwóch dozorców. Wolał pozostać w wygodnym domu Lin Kuan Tenga.
Zjadł ze smakiem posiłek przywieziony przez Chińczyków. Następnie wysłuchał wszystkiego, co mieli mu do powiedzenia. Wręczył też hojny napiwek dozorcom, czym wprawił ich w doskonały humor. Późnym popołudniem, kiedy upał zelżał, wrócił otwartym powozem do Georgetown, rozkoszując się po drodze pięknymi widokami. Wszystko wydawało mu się nowe i nieznane: drzewa, kwiaty, ptaki. Nawet patrzenie na bawiące się przy drodze dzieci sprawiało mu radość. Starsi chłopcy wspinali się na palmy kokosowe, żeby ściąć potężne owoce.
Rozpierała go duma, że stał się właścicielem tej wspaniałej posiadłości i cieszył się na myśl, że będzie mógł podzielić się swoimi spostrzeżeniami z człowiekiem tak inteligentnym jak Lin Kuan Teng. James Stephen miał rację, że trudno byłoby znaleźć osobliwszego człowieka.
Warto było jechać aż do Pinangu, żeby spotkać kogoś takiego. Lordowi Selwynowi przyszło na myśl, że rozmowa z nim jest równie interesująca, jak rozmowa z premierem Disraelim.
„Obydwaj mają w sobie coś orientalnego – pomyślał. Są bystrzejsi, wrażliwsi i bardziej spostrzegawczy niż zwykli Anglicy”.
Wjechał do bramy i minął ukwiecony ogród otaczający rezydencję Lin Kuan Tenga.
W umyśle kłębiły mu się pytania, które chciał zadać swojemu gospodarzowi. Gdy tylko wysiadł z powozu, przypomniał sobie o młodej kobiecie, którą znaleźli dziś rano nad brzegiem morza. Sądził, że już wiadomo, kim jest. Niewykluczone, że wróciła tam, skąd przybyła. Chciał ujrzeć ją znowu, ponieważ wydała mu się niezwykle piękna. Była podobna do chińskiej bogini wyrzeźbionej z górskiego kryształu, której figurka stała w salonie. Uznał jednak za niepoważne interesowanie się jej osobą. Przecież była kobietą, a postanowił trzymać się od kobiet z daleka.
„Myślę, że gdybym ją teraz zobaczył, gdy odzyskała przytomność, z pewnością byłbym rozczarowany. Może jest nawet zezowata!”
Żartując w myśli wszedł do domu. Służący zaprowadził go natychmiast do Lin Kuan Tenga odpoczywającego na tarasie w otoczeniu rodziny. Taras był zadaszony, a w górze poruszały się wachlarze chłodzące powietrze. Żona i córki Lin Kuan Tenga siedziały na niskich stołeczkach i poduszkach, a on sam na wysokim tronie niczym mandaryn. Wyglądał na nim jak król.
Lord Selwyn dostrzegł, że obok gospodarza na takim samym krześle z wysokim oparciem siedzi młoda kobieta – to właśnie ją dziś rano widział w łodzi. Słuchała bardzo uważnie Lin Kuan Tenga, jej oczy były zwrócone ku niemu, a drobna twarzyczka była otoczona niczym aureolą gęstwiną złocistych włosów.
Przez chwilę lord Selwyn nie mógł oderwać od niej wzroku i zdawało mu się – jak rankiem – że chyba śni. Wprost oczom nie wierzył, że tak urocza istota jest kobietą z krwi i kości, a nie zjawą.
– Witamy naszego szacownego gościa – powiedział Lin Kuan Teng wstając. – Jakże się udała podróż odkrywcza?
Lordowi Selwynowi przemknęła myśl, że jeśli odkrył coś wspaniałego, to jego gospodarz ma obok siebie równie cenny okaz.
– Mam panu wiele do opowiedzenia – rzekł uprzejmie – lecz bardzo jestem rad, że znów przebywam w pańskim pięknym domu wraz z panem i pańską rodziną.
– Chciałbym panu przedstawić, milordzie – powiedział Chińczyk – kogoś, kto równie jak pan zaszczycił mój skromny dom swoją obecnością.
Mówiąc to wskazał w stronę Anony, a ona wstała i skłoniła się przed lordem Selwynem, który wyciągnął w jej stronę rękę.
– Mam nadzieję, że jest pani Angielką – powiedział. – Cieszę się ogromnie ze spotkania z osobą pochodzącą z mojego kraju.
Poczuł, jak jej palce drżą w jego dłoni, i uświadomił sobie, że jest czymś przestraszona.
Nagle zapragnął jej pomóc, choć nie wiedział jak i w czym.
– Nazywam się Selwyn – dodał, ponieważ Lin Kuan Teng nie wymienił jego nazwiska.
W ciszy, trzymając ją wciąż za rękę, czekał aż ona mu się przedstawi.
– Zapomniałam… jak się nazywam – powiedziała cichym głosem w taki sposób, jakby słowa te zostały siłą wyciągnięte z jej ust.
Lord Selwyn uniósł brwi, a Lin Kuan Teng pośpieszył z wyjaśnieniem.
– Ta piękna dama, którą rano znaleźliśmy na mojej plaży, straciła pamięć.
– Straciła pamięć? – powtórzył lord Selwyn ze zdumieniem.
Spojrzawszy w oczy tej fascynującej osoby zauważył, że jest bardzo, ale to bardzo przestraszona.
Intuicja podpowiedziała mu, że jej lęk nie wiąże się z faktem, że utraciła pamięć, lecz że jest jakaś inna tego przyczyna, której odgadnąć nie potrafił.
Siedząc obok Anony w powozie Lin Kuan Tenga, lord Selwyn uświadomił sobie, że już po raz piąty odwiedza Durham House, lecz dopiero pierwszy raz jedzie tam tylko z Anoną.
Do tej pory była zawsze w towarzystwie pani Teng i jej córek, a on mógł tylko przyglądać się, jak rozmawia i żartuje z innymi dziewczętami. Już wówczas uświadomił sobie, że chciałby ją mieć wyłącznie dla siebie, i tylko jej pokazywać skarby znajdujące się w Durham House.
W tym domu i okolicy odkrywał ciągle nowe miejsca, przypuszczał, iż być może miną tygodnie, a nawet miesiące, zanim je pozna dokładnie.
Wiele godzin spędził tam wraz z adwokatami, a także sam. Lecz największym jego pragnieniem było – choć z oporami przyznawał się do tego nawet przed sobą – pojechać do Durham House tylko z Anoną.
Intrygowała go nie tylko uroda dziewczyny i nie tylko fakt, że straciła pamięć. Było w niej coś, czego nie potrafił wyjaśnić ani wytłumaczyć.
Zdawało mu się, jakby od niej płynął ku niemu jakiś tajemniczy fluid. Jej osobowość pociągała go podobnie, jak to było w przypadku wicekróla Indii hrabiego Mayo.
Kiedy w domu Lin Kuan Tenga siedzieli przy stole i prowadzili uczone rozmowy, często spoglądał w stronę Anony i kiedy ich oczy spotykały się, zdawało mu się, jakby porozumiewali się bez słów. Uspokajał sam siebie, że to tylko wytwór jego wyobraźni, szydząc równocześnie, że wywinąwszy się z jednej pułapki, znów popada w drugą.
Jednak nie mógł powstrzymać się od myśli o Anonie, kiedy wieczorem szedł spać. Księżycowe światło sączące się przez otwarte okna przywodziło mu na myśl jej postać. Chciał jej opowiadać o sobie i o swoich planach na przyszłość.
– Chyba oszalałem! – mówił do siebie. – Jak mogę myśleć o kobiecie po tym wszystkim, co mnie spotkało.
Zdawał sobie jednak sprawę, że jego uczucia do Anony są zupełnie odmienne od tych, jakie żywił wobec Maisie. Trudno to było wytłumaczyć, lecz podczas gdy Maisie wydawała mu się czysta, niewinna, niemal infantylna, Anona działała na niego jak kobieta. Podzielał podziw Lin Kuan Tenga dla jej wybitnej inteligencji.
Читать дальше