W przeciwieństwie do innych dziewcząt myśl o wymianie obrączek i chodzeniu z jednym, stałym chłopakiem napawała ją odrazą. Lubiła odmianę, która zdawała się jej siłą napędową.
Była złą dziewczyną, miała w liceum fatalną reputację, a niektóre z jej wyczynów przeszły wręcz do legendy.
Liz bynajmniej nie przejmowała się tym, co o niej gadają. Amy wyjęła z automatu dwie schłodzone puszki piwa korzennego, gdy Liz podeszła do kontuaru i odezwała się:
– Cześć, mała, co słychać?
– Jestem skonana – wyznała Amy.
– Niedługo kończysz?
– Za pięć minut.
– Jesteś potem zajęta?
– Nie. Cieszę się, że wpadłaś. Muszę z tobą pogadać.
– Brzmi tajemniczo.
– To ważne – dodała Amy.
– Mamy szansę na malinową colę na koszt firmy?
– Jasne. Tam jest wolny stolik. Zajmij go, a ja przyjdę do ciebie, jak tylko skończę zmianę.
W kilka minut później Amy przyniosła colę do stolika i usiadła naprzeciw Liz.
– Co się stało? – spytała Liz.
Amy pomieszała swoją colę słomką.
– Widzisz… potrzebuję…
– Tak?
– Muszę… pożyczyć trochę pieniędzy.
– Jasne. Jak chcesz, pożyczę ci dziesiątaka. To cię urządza?
– Liz… Potrzebuję dużo więcej. Trzy, cztery setki. Może nawet pięć.
– Mówisz serio?
– Tak.
– Jezu, Amy, znasz mnie. Jeżeli chodzi pieniądze, przeciekają mi przez palce jak woda. Po prostu się rozpływają. Starzy dają mi szmal, kiedy ich o to poproszę, ale nim się obejrzę, trzask prask i już nie mam grosza przy duszy. To chyba cud, że została mi jeszcze ta dziesiątka. Jeżeli chcesz, to ją weź. Ale trzy, cztery paczki… zapomnij!
Amy westchnęła i pokiwała głową.
– Obawiałam się, że to powiesz.
– Posłuchaj, pożyczyłabym ci, gdybym miała.
– Wiem.
Pomimo swoich wad, a było ich dość sporo, Liz z całą pewnością nie należała do osób skąpych.
– A co z twoimi oszczędnościami? – zwróciła się do Amy. Amy pokręciła głową.
– Nie mogę tknąć pieniędzy z konta bez aprobaty mojej mamy. I mam nadzieję, że się o tym nie dowie.
– O czym? Po co ci tyle forsy?
Amy chciała jej powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. Wahała się ujawnić swój straszliwy sekret drugiej osobie, nawet jeśli była nią Liz. Upiła łyk coli grając na czas i zastanawiając się, czy powinna podzielić się kłopotami z przyjaciółką.
– Amy?
W „Dive" panował potworny hałas – dzwonienie i brzęczenie elektrycznych bilardów, jazgoczące tony rockowych piosenek płynące z szafy grającej, gwar głosów, salwy śmiechów.
– Amy, co się stało?
Amy, czerwona jak burak, odpowiedziała:
– Pewno uznasz, że to absurdalne, ale widzisz… jestem zbyt… eee… zakłopotana, aby ci powiedzieć.
– Faktycznie, to absurd. Możesz powiedzieć mi wszystko. Przecież jestem twoją najlepszą przyjaciółką, prawda?
– Tak.
Rzeczywiście Liz Duncan BYŁA jej najlepszą przyjaciółką, ściślej mówiąc, jedyną przyjaciółką. Nie spędzała wiele czasu w towarzystwie innych swoich rówieśniczek. Przyjaźniła się głównie z Liz i jeśli zastanowić się nad tym dłużej, było to doprawdy nad wyraz osobliwe. Ona i Liz diametralnie różniły się od siebie. Amy pilnie się uczyła i w szkole szło jej raczej nieźle. Liz kompletnie nie zależało na ocenach. Amy chciała pójść do college'u, Liz absolutnie sobie tego nie wyobrażała. Amy była introwertyczką, cichą, spokojną i często nieśmiałą; Liz cechowała odwaga i hardość, która często przeradzała się w otwartą bezczelność. Amy lubiła książki, Liz wolała filmy i czasopisma poświęcone plotkom o gwiazdach Hollywoodu. Amy, chociaż nastawiona negatywnie do ogarniętej fanatyzmem religijnym matki, nadal wierzyła w Boga, Liz natomiast twierdziła, że cała koncepcja Boga i życia po śmierci jest jednym wielkim stekiem bzdur. Amy nie przepadała za alkoholem i trawką i piła lub paliła jedynie po to, aby sprawić przyjemność Liz, zaś Liz twierdziła, że jeśli Bóg faktycznie istnieje – po czym zwykle starała się przekonać Amy, że tak nie jest – to należałoby go czcić jedynie za to, że stworzył whisky i marihuanę. Mimo wszystko ich przyjaźń kwitła. Działo się tak głównie dlatego, że Amy za wszelką cenę starała się ją utrzymać. Robiła to, czego chciała od niej Liz, i mówiła to, co jej koleżanka spodziewała się usłyszeć. Nigdy nie krytykowała Liz, zawsze ją rozbawiała, śmiała się z jej żartów i prawie zawsze zgadzała się z jej opiniami. Amy poświęcała ogromnie wiele czasu i energii, by ich przyjaźń przetrwała, ale nigdy nie zadała sobie pytania, dlaczego tak bardzo zależało jej, aby być najlepszą przyjaciółką Liz Duncan.
Zeszłej nocy leżąc w łóżku Amy zaczęła podejrzewać, czy podświadomie nie pragnęła, aby Jeny Galloway zrobił jej dziecko na złość matce. To była zdumiewająca myśl.
Zastanawiała się teraz, czy również z tego samego paskudnego powodu tak usilnie starała się podtrzymać związek z Liz Duncan.
Liz cieszyła się (i chlubiła) najgorszą opinią w całej szkole. Miała niewyparzony język, aroganckie maniery i lubiła „te rzeczy". Przyjaźń z nią mogła być dla Amy jeszcze jednym przejawem buntu wobec tradycyjnych wartości i postaw moralnych wpajanych jej przez matkę.
Tak jak poprzednio, Amy zaniepokoiła się na myśl, że mogła niszczyć własną przyszłość tylko po to, by dopiec własnej matce. Jeśli faktycznie tak było, jej uraza i niechęć musiała być dużo głębsza i dużo mroczniejsza niż się jej wydawało. Jednocześnie oznaczało to, że nie panowała nad własnym życiem, że kierowała nią ślepa nienawiść i niepohamowana, wszechogarniająca, zjadliwa gorycz. To było potworne; nie była w stanie się nad tym dłużej zastanawiać – czym prędzej odegnała od siebie przerażające myśli.
– No więc? – spytała Liz. – Powiesz mi, co się dzieje? Amy zamrugała.
– No… wiesz… zerwałam z Jerrym.
– Kiedy?
– Wczoraj wieczorem.
– Po tym jak wy szliście z balu? Dlaczego?
– Bo to głupi, podły gnojek.
– Zawsze był taki – stwierdziła Liz. – Ale wcześniej cię to nie ruszało. Czemu tak nagle zmieniłaś zdanie? I co to ma wspólnego z tym, że potrzebujesz trzech lub czterech setek?
Amy rozejrzała się wokoło zaniepokojona, że ktoś mógłby podsłuchiwać. Siedziały przy ostatnim stoliku, tak więc za sobą nie miała nikogo. Po drugiej stronie za Liz czterech futbolistów dziarsko siłowało się na ręce. Przy sąsiednim stoliku para domorosłych intelektualistów zażarcie dyskutowała na temat nowych filmów – nazywali je „obrazami" i mówili o autorach, jakby od lat pracowali w Hollywood i wiedzieli wszystko na temat sztuki reżyserskiej. Nikt nie podsłuchiwał.
Amy spojrzała na Liz.
– Ostatnio rano miewam mdłości. Liz zrozumiała wszystko w lot.
– O, nie! A okres?- Nie miałam.
– Cholera.
– Teraz już widzisz, po co mi ten szmal.
– Na aborcję – powiedziała półgłosem Liz. – Powiedziałaś Jerry'emu?
– Właśnie dlatego zerwaliśmy. Powiedział, że to nie jego dziecko. Nie pomoże.
– Podły sukinsyn.
– Jestem w kropce.
– Cholera! – rzuciła Liz. – Czemu nie poszłaś do tego lekarza, którego ci poleciłam? Czemu nie załatwiłaś sobie recepty na pigułki?
– Bałam się pigułek. Tyle się słyszy historii o raku i zakrzepach…
– Kiedy tylko skończę dwadzieścia jeden lat – stwierdziła Liz – poddam się zabiegowi. Ale póki co, pigułki są niezbędne. Co jest gorsze – ryzyko zakrzepu krwi czy zajście w ciążę?
Читать дальше