W sypialni włączyła lampkę i stała przez chwilę przy łóżku, dygocząc jak w febrze.
Jeżeli nie zdoła zdobyć pieniędzy na zabieg, jeżeli będzie musiała powiedzieć o wszystkim matce, nie może liczyć na to, że ojciec opowie się po jej stronie. Nie tym razem. Będzie na nią zły i zgodzi się na każdy rodzaj kary, jaki wymyśli dla niej Ellen.
Paul Harper był prawnikiem; powodziło mu się niezgorzej. Na sali sądowej brylował, natomiast w domu zniżał się do roli pokornego, cichego pantoflarza. Wszelkie decyzje związane ze sprawami domowymi podejmowała Ellen, a Paul był w sumie zadowolony z takiej sytuacji.
Gdyby Ellen uparła się, że Amy ma urodzić to dziecko, Paul Harper poparłby jej decyzję. A mama będzie na to nalegać, pomyślała ze smutkiem Amy. Spojrzała na święte obrazy, które matka powiesiła w jej pokoju. U wezgłowia łóżka wisiał krzyż, a drugi nieco mniejszy znajdował się nad drzwiami. Na nocnym stoliku znalazło się miejsce dla figurki Matki Boskiej. Dwie kolejne statuetki stały na toaletce. Jeden z obrazów przedstawiał Jezusa; Chrystus wskazywał na swe Najświętsze Serce, odsłonięte i krwawiące.
Amy usłyszała w myślach głos matki: NIE ZAPOMNIJ O MODLITWIE.
– Pieprzę to – powiedziała Amy na głos buńczucznym tonem.
O co mogła poprosić Boga? Co chciała, aby dla niej zrobił? Zesłał jej pieniądze na zabieg? Było raczej mało prawdopodobne, aby TA modlitwa doczekała się spełnienia.
Rozebrała się. Przez kilka minut stała przed lustrem, przyglądając się swemu nagiemu ciału. Nie zauważyła jak dotąd żadnych oznak ciąży. Brzuch miała płaski.
Stopniowo te lekarskie oględziny nabrały bardziej intymnego, zmysłowego charakteru. Zaczęła przesuwać wolno dłońmi w górę, aż do piersi; ujęła je delikatnie, drażniąc palcami sutki. Spojrzała na figurki stojące na toaletce. Sutki jej stwardniały.
Powiodła dłońmi wzdłuż boków w dół i ku tyłowi, zaciskając palce na jędrnych, krągłych pośladkach. Spojrzała na obraz Jezusa.
Nagle nie wiedzieć czemu stwierdziła, że wykonując te nieprzyzwoite gesty przed wizerunkiem Chrystusa rani swoją matkę naprawdę głęboko. Amy nie rozumiała, skąd wzięło się u niej to wrażenie. Było absurdalne. Przecież obraz to tylko obraz. Tak naprawdę Jezusa nie było w tym pokoju i wcale się jej nie przyglądał. Mimo to jeszcze przez chwilę wyginała się przed lustrem niczym wąż, w lubieżnym tańcu dotykając swojego ciała.
Wreszcie przypadkiem zwróciła uwagę na odbicie swoich oczu w lustrze i to krótkie wejrzenie w głąb własnej duszy wprawiło ją w zaniepokojenie i zakłopotanie. Pospiesznie włożyła flanelową koszulę nocną.
Co jest ze mną nie tak? – zastanawiała się. Czy naprawdę jestem wewnętrznie zła, jak mówi mama? Czy jestem zła?
Skonfundowana uklękła przy łóżku i mimo wszystko pomodliła się.
Kwadrans później, kiedy miała już się położyć i odkryła koc, zobaczyła, że na poduszce siedzi ogromna tarantula. Amy wstrzymała oddech, odskoczyła w tył – i nagle zorientowała się, że ów odrażający stwór jest po prostu gumową zabawką. Westchnęła ciężko, włożyła gumowego pająka do szuflady nocnego stolika i położyła się.
Jej dziesięcioletni brat, Joey, nigdy nie przepuścił okazji, by zrobić jej jakiś kawał. Zazwyczaj, gdy wyciął jej kolejny numer, zaczynała go szukać, udając strasznie zagniewaną i grożąc całą litanią poważnych konsekwencji, z rozległymi uszkodzeniami ciała włącznie.
Naturalnie nie byłaby w stanie go skrzywdzić. Bardzo go kochała. Jednak ten udawany gniew stanowił część gry, którą Joey lubił najbardziej. Przeważnie, w formie odwetu za żart, Amy po prostu unieruchamiała brata na łóżku i łaskotała go, dopóki nie obiecał jej, że już będzie grzeczny. Teraz leżał w łóżku i pomimo późnej pory prawdopodobnie jeszcze czuwał, czekając aż Ellen wtargnie do jego pokoju. Tej nocy jednak siostra go rozczaruje. Nie miała nastroju, by zrobić to, co zwykle, a poza tym czuła się zmęczona.
Położyła się i zgasiła światło.
Myślała o Jerrym Gallowayu. Mówiła prawdę, kiedy drwiła z jego umiejętności jako kochanka. Rzadko miała orgazm. Był niezdarnym, nieudolnym i egoistycznym partnerem. Mimo to pozwoliła, by dotykał jej praktycznie każdego wieczoru. Z tego związku nie miała wcale, albo bardzo niewiele przyjemności, ale pozwalała, by wykorzystywał ją, gdy tylko miał ochotę. Dlaczego? Dlaczego?
Nie była złą dziewczyną. W głębi serca nie była zbuntowana ani zepsuta. Nawet kiedy Jeny się z nią kochał, nienawidziła samej siebie za to, że jest taka łatwa. Kochając się z chłopakiem w zaparkowanym samochodzie czuła się nieswojo; zakłopotana i zażenowana, jakby udawała kogoś, kim nie jest.
A przecież była ambitna. Planowała pójść do Royal City Junior College, a potem do Hio State, na wydział sztuk pięknych. Chciała pracować jako grafik reklamowy, a wolny czas – wieczory i weekendy poświęcić własnej twórczości. Gdyby okazało się, że ma prawdziwy talent i jest w stanie wyżyć z malowania, porzuci codzienną pracę i zajmie się tworzeniem wspaniałych obrazów, które będą wystawiane na sprzedaż w galeriach. Zamierzała prowadzić udane, ciekawe życie.
Ale teraz była w ciąży. Jej marzenia obróciły się w niwecz. Może nie zasługiwała na szczęście? Może istotnie w głębi serca była zła, przeżarta do cna zgnilizną?
Czy dobra dziewczyna rozkłada nogi na tylnym siedzeniu samochodu swojego chłopaka, aby pieprzyć się z nim prawie każdego wieczoru? Czy dobra dziewczyna zachodzi w ciążę będąc jeszcze w liceum?
Mroczne minuty nocy rozwijały się jak czarna nić, podobnie jak myśli Amy – ponure, pogmatwane i niepokojące. Nie wiedziała, co ma sądzić o sobie – nie potrafiła zdecydować, czy w rzeczywistości jest dobra, czy raczej zła.
Znowu usłyszała w myślach głos matki:
MASZ W SOBIE MROK. TKWI W TOBIE COŚ ZŁEGO I MUSISZ Z TYM STALE WALCZYĆ.
Nagle Amy przyszło do głowy, że jej zachowanie, wszystko, co uczyniła było próbą zrobienia na złość matce.
Ta myśl nie dawała jej spokoju.
Rzuciła półgłosem w ciemność:
– Czy pozwoliłam Jerry'emu, aby zrobił mi dziecko, bo wiedziałam, że to wstrząśnie mamą? Czy niszczę własną przyszłość tylko po to, by dopiec tej jędzy? – Tylko ona znała odpowiedź na to pytanie. Będzie musiała wejrzeć w głąb siebie.
Leżała w łóżku przykryta kocem, rozmyślając.
Na zewnątrz wiatr kołysał koronami rozłożystych klonów. W oddali rozległ się przeciągły gwizd przejeżdżającego pociągu. Skrzypnęły otwierane drzwi, a deski pod dywanem zaskrzypiały, kiedy ktoś wszedł do pokoju.
Hałas obudził Joeya Harpera. Otworzył oczy i spojrzał na budzik widoczny w słabym blasku nocnej lampki. Dwunasta trzydzieści sześć.
Spał tylko półtorej godziny, ale nie czuł się oszołomiony ani otępiały. Umysł miał jasny i czujny, bo przewidział, jaka będzie reakcja Amy na tarantulę w łóżku. Ustawił budzik na pierwszą, spodziewając się, że właśnie o tej porze Amy wróci do domu. Najwyraźniej wróciła wcześniej. Kroki. Miękkie, zbliżające się, jakby ktoś się skradał. Joey zesztywniał pod kocem, ale w dalszym ciągu udawał, że śpi.
Kroki ucichły; ktoś stanął przy łóżku.
Joey poczuł, jak narasta w nim chichot. Przygryzł język, aby powstrzymać śmiech. Wyczuł, jak nachyla się ku niemu. Była już oddalona zaledwie o kilka cali. Zamierzał odczekać jeszcze kilka sekund, a potem, kiedy wyciągnie ręce, aby zacząć go łaskotać krzyknie: Buu! – prosto w twarz siostry, aby ją wystraszyć.
Читать дальше