Яцек Дукай - Starość aksolotla

Здесь есть возможность читать онлайн «Яцек Дукай - Starość aksolotla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, Издательство: Allegro, Жанр: sf_postapocalyptic, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Starość aksolotla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Starość aksolotla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Starość aksolotla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Starość aksolotla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie chcesz mnie wypuścić, bo boisz się, że skończę jak inni zajesowani cheatami Uraloczka Team — Arkon, Fergusson, siedemset kopii Pereza — wszystkich połknęła ta sama pustka, sen, nie sen, Dolina Cienia Śmierci.

— Wróć, dzieci tak cię lubią!

Nie. Sam sam sam muszę sam.

Musi. Pani Spiro mimo wszystko pośle za nim swoje dzieci, nie może Grześ legnąć tu tak u bram Raju. O zmroku staje wreszcie na nogi. Światła San Francisco wskazują mu drogę. Kuleje mocno, utracił wszystkie swoje obłości i gładkości, nie dla niego też już lśnienie szklanego cynobru, kuleje i po stu krokach odpada mu prawe przedramię. Most Golden Gate stoi nad pustynią jak trampolina na Księżyc w pełni, znudzone życiem aksolotle skaczą z niego w burzliwy nurt rzeki kamieni.

Zew Pani Spiro rwie się i łamie, to kres jej możliwości.

— Od czego uciekasz? Czego szukasz? Człowieka? Naprawdę? Przyznaj się! — przede mną możesz się przyznać — najbardziej przeraża cię ta możliwość cicha, że w istocie nic, nic, nic się nie zmieniło. Że n i e m a ż a d n e j r ó ż n i c y — wskroś ajesów, transformacji, mechów i rozklepanych epigenetyk i epikultur — i to, to właśnie jest naga prawda egzystencji: hardware dzwoniący o hardware, echo pustego złomu pod niebem nieskończoności. Nie uciekniesz, od tego nie ma ucieczki.

Złom zatacza się, upada, wstaje, zatacza, brnie dalej w sen i pustkowie. To nie może być prawda, pamięta, chociaż nie potrafi nazwać, ale pamięta tę różnicę, ma pewność, że coś bezpowrotnie stracił. Co? Co?

— Nie ma żadnej różnicy, miły, nie ma żadnej różnicy…

Mętne ślepia ambystomy błądzą po widnokręgu. Wszystko się chwieje, pustynia to jedyna constans. Na rzymskim bruku upadł i stracił pokrywę pleców; coś szwankuje w bateriach iguarte. Musi czekać świtu, napić się słońca; dopiero wtedy podnosi się na wyższą krzywą energetyczną i rusza naprzód.

I znowu noga za nogą, kulejąc, przez Grenady, Gothamy, Nessusy, wszystkie bezludne i martwe, przez Florencje i Szanghaje, i przez wyschnięte Morza Sargassowe z milionami okrętów wody, powietrza, ziemi i próżni. Krokomierze pokazują absurdalne liczby, dotarłby już przecież na drugi koniec kontynentu. Dociera do linii połamanych elektrowni wiatrowo-solarnych i tu pada pod białym słupem niczym pod kłem prehistorycznego smoka wybitym spod spękanej ziemi, kłem, żebrem lub szponem, w dzień drapie on lukrowy błękit, w nocy wydziobuje nowe kratery w tarczy Księżyca. Coś poważnie szwankuje w bateriach iguarte, nie utrzymują energii przez noc i nie ładują się do pełna, systemy naprawcze także już nie zaradzą zniszczeniu, pozostało w gruchocie tylko tyle mocy, by podtrzymać pracę procesora; każdy ruch żelastwa to jedna myśl mniej. Już się więc nie rusza. Oparty o wyszlifowaną do kryształu kość starożytnej bestii, spoczął tu naprzeciw rozłożystego ołtarza Afryki. Maszyna nieuchronnie traci na sprawności, entropia podgryza wydajność podzespołów i nie ma wyjścia, trzeba stopniowo schodzić na coraz niższe profile energetyczne, spowalniać się i wychładzać. Przestał zauważać obrót dni, przeskakując niekiedy całe pory słońca i mroku. Nakrywają go na przemian sezony zabójczej spiekoty i monsunowych ulew. Diuny drobnoziarnistego piasku to podchodzą mu do piersi, to spływają z bezwładnych kończyn. Obroty gwiazdoskłonu także przyspieszyły, Znaki Zodiaku i Znaki Hardware’u pędzą niczym na modlitewnym kołowrotku. Rozbłyskują między nimi coraz to nowe iskierki, Rozety i nie-Rozety, radioteleskopy, habitaty, zwierciadła solarne, windy orbitalne i akceleratory cząstek, zacząłby się zastanawiać, co też tam buduje się w kosmosie, ale po takich myślach musiałby przeletargować rok, więc nie zastanawia się, tylko pozwala się obmywać nurtowi czasu, nurtowi snu, nurtowi technologii, nurtowi przyrody, też już nie potrafiąc ich odróżnić, promieniste metropolie ustępują miejsca równie efektownym kataklizmom, erupcjom wulkanów, upadkom meteorytów, przemarszom wielonożnych piorunów, pożarom i powodziom, potem następują inwazje karnawałowego Życia, zarastają pustynię coraz to dziwniejsze flory i maternice, metaliczne trawy, stada wędrownych kwiatów, bibułowe lasy eozynowej fotosyntezy, manga mać dżungle, kolibrowe aniołki o fraktalowych skrzydełkach polują w nich z minitrójzębami i harpunami, obsiadły złom zasadzony pod żebrem smoka i jego także pokłuły i podziobały, krusząc ostatnie cynobrowe pancerze głowy i piersi, potem nastaje pora Życia Miyazakiego i równinę opanowują roje nieśmiałych duszków, ciągną pochody kami i bogów, a między niskimi chmurami przesuwają się armady drewnianych statków powietrznych, potem znowu pustynia i ugór i martwe fatamorgany, potem znowu ruch materii samoożywionej, kamienie przemawiają do diun, diuny szepczą do Księżyca, piasek skręca się w tornada i wieże i termitiery i poetyckie biomechy, nieziemsko barokowe krajobrazy Życia bez życia, tymczasem brak już energii choćby na zdziwienie, tak szybko przemykają wektory, przyrody, sny i cywilizacje, 200K, 300K, milion dni po Zagładzie, i kolejny, i 5M, 10M, i nikt pewnie już nie pamięta Zagłady, nikt pewnie już nie pamięta człowieka, brak mocy i zasobów na tę pamięć, zresztą czy warto, nie warto, tak naprawdę nie ma przecież żadnej różnicy, nie ma żadnej różnicy, wiesz to z pewnością absolutną, only hardware remains . 100M, 200M, 300M, bije radosny zegar pustki, a w popękanych obiektywach przerdzewiałego mecha wschodzą i zachodzą galaktyki i wszechświaty.

I tak, po krótkich kilkuset tysiącach lat, pełnych chwały i udręki, Siedemnasty ustąpił miejsca Osiemnastemu — i, jak się okazuje, Ostatniemu — gatunkowi Człowieka.

…W istocie jedynie poprzez taką literacką sztuczkę mogę oddać przekonanie, że cała nasza współczesna kultura jest niczym więcej niż chaotycznym i zacinającym się pierwszym z eksperymentów.

Ostatni i pierwsi ludzie

W. Olaf Stapledon

lipiec — grudzień 2013

G

ILDIE I ALIANSE

BULL&BULL ALLIANCE

ROYAL ALLIANCE

BLACK CASTLE

SMALL CASTLE

G.O.A.T.

DWARF FORTRESS

PATAGONIA RIDERS

TYRANNOSAURUS REX

N.O.R.A.D.

FIRST PARADISE

RANDOMICI

WIECZNE CESARSTWO

SALAMANDRY

INSOUL3

MIT

STL – SLAVE TRANSFORMERS LIST

DZIECI NEMO

WIELKI SOJUSZ PÓŁNOCNY

HTL – HELSINKI TRANSFORMERS LIST

MTL – MOSCOW TRANSFORMERS LIST

CHŪŌ AKACHŌCHIN

PROJECT GENESIS

SPECTRY

Ilustracje:

Now We're Dying

Dead Man's FAQ

Melancholy's King

Hammering in Tokyo

Diving into the Dream

Horus Rising

Our Lady of Paradise

Joyful Clock of the Void

Exlibrisy:

All that lives must die, passing through steel to eternity

Ciało, ojczyzno moja

Chcesz wiedzieć więcej?

Death is not the end

Would you kindly… kill!

Cóż to za robot piękny i młody, i cóż to za robotniczka

Of gods and bots

Show must go on

Niebo nad rajem miało barwę ekranu monitora nastrojonego na aksolotlowy kanał

Stworzył więc mech człowieka na swój obraz, na obraz gadżetu go stworzył: stworzył dziecko i dziecko

Czyja dłoń przelała grozę tę w symetrię ciała?

War, war never changes

We will be friends until forever, just you wait and see

Ludzie to nasza specjalność

Trzeba mieć chaos w sobie, by narodzić tańczącą gwiazdę

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Starość aksolotla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Starość aksolotla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Лёд
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Собор (сборник)
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Zanim noc
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Extensa
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Szkola
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Król Bólu
Яцек Дукай
Отзывы о книге «Starość aksolotla»

Обсуждение, отзывы о книге «Starość aksolotla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x