Яцек Дукай - Starość aksolotla

Здесь есть возможность читать онлайн «Яцек Дукай - Starość aksolotla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, Издательство: Allegro, Жанр: sf_postapocalyptic, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Starość aksolotla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Starość aksolotla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Starość aksolotla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Starość aksolotla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Emota w emotę:

Pusta autostrada pod zachmurzonym burzowo niebem.

Walące się kościoły i kruszejące rzymskie posągi.

Latawiec zerwany z uwięzi.

— Co miało znaczenie — nie ma znaczenia.

— Każda cywilizacja się zmienia, ewoluuje, sami też byśmy przeszli ten etap postępu.

— Ale to nie jest postęp! Nie widzisz? Nie widzisz? Myśmy przecież tak naprawdę niczego nowego nie odkryli, nie dołożyliśmy ani jednej cegiełki do piramidy wiedzy. Nie używamy żadnych technologii, które nie istniały już przed Zagładą. Robotyka domowa i przemysłowa, powierzchowne skany neuro, Internet, RFID, Matternet, teleprezencje i protezy neuro, synteza chemiczna i biologiczna, DNA z próbówki i człowiek z próbówki, archiwa genetyki i genetyczne fastrygi, metamateriały, włókna węglowe i inżynieria molekularna — to wszystko mieliśmy już wcześniej. Lepiej lub gorzej opracowane i wdrożone, ale już wymyślone, już zasymilowane przez cywilizację. Po Zagładzie zostaliśmy jedynie zmuszeni używać owych narzędzi i n a c z e j. Ten Promień wytrącił nas z jednokierunkowej oczywistości. Nie zmieniła się technologia; zmieniły się cele i sensy, do których ją przykładamy.

Zawisła prostopadle przed Horusem Honda wyciągnęła rękę i stuknęła śrubokrętowatym paluchem w pierś Grzesiowego mecha.

— Szczerze: kiedy ostatnio przyszły ci w ogóle do głowy takie pytania: „Czy jestem człowiekiem?”, „Czy mam świadomość?”.

— Na początku wszyscy się nad tym zastanawialiśmy.

— Ale teraz? Nie stawiasz ich, bo wiesz: o n e n i e m a j ą s e n s u.

Grześ emotnął Gilgameszowi Pola Obfitości Fergussona i rajskie plemiona urodzeńców.

Animowane duszki i zwierzątka rodzące komiksowych ludziaków.

Pstrokate małpiatki przycupnięte na barkach dwutonowego mecha.

— To jednak jest zmiana, nie zaprzeczysz, jakiś ruch, ewolucja.

— Jakiś ruch! Jakiś ruch! Przed Zagładą każdy ruch musiał być ruchem naprzód, był tylko jeden kierunek: wzrost, rozwój, postęp. I sam mi powiedz: czy Raj Fergussona to postęp?

— Ale też nie powiesz, że się tam cofamy.

— Bo są już inne kierunki niż tylko te dwa. Jest już wiele gór i dołów. — I Gilgamesz obrócił swojego mecha na wszystkich osiach, wirując nim w nieważkości przed Grzesiem niczym busola 3D. — Wypadliśmy poza stary układ współrzędnych.

Latawiec. Wrzosowiska. Autostrada.

Grześ czuł, że powoli odpływa. Gilgamesz go zalał, zatopił swoją diatrybą, zaemotował na amen wormhole’ami i galaktykami.

— Przyznaj się, po co tak naprawdę szukacie tego promieniowania po wormhole’u? Chcecie się na nich zemścić — czy raczej im podziękować?

— Och, ale wyobraź sobie sposób tej zemsty! — I Honda X puściła w maskę Horusa wiązankę satyryczną, od Monty Pythona do Simpsonów . — Ale to są sprawy Noradu, ja już ci zapłaciłem. Chcesz jeszcze te nagrania z nasłuchu i koordynaty wormhole’a?

Grześ nie mógł już patrzyć w maskę Gilgamesza. Celował obiektywami w dół, w dół i w bok, na spawy siatek i nity kratownic czaszy radioteleskopu.

Odmagnesował lewą stopę, tupnął.

— Ten składak zaraz się wam rozleci. Naprawdę myślisz, że niewolnicy Google’a dadzą sobie radę?

— A w czym miałbyś być od nich lepszy? — Lała się z Gilgamesza-Rory obłudna litość. — Och! Ty miałeś nadzieję, że będziemy cię prosić! Dlatego się tu doczołgałeś, to cię tak nakręciło. Nagłe wybawienie z kieratu rajskiego robota! Że jesteś nam potrzebny, że się nie obędziemy bez ciebie. Och!

Gilgamesz90 odpalił mocniej ku Horusowi, pakując się na styczną mecha z mechem. Grześ odmagnesował drugą stopę, żeby uniknąć przełamania nóg robota, i odepchnął się w lewo.

Ale Honda X prędko skorygowała tor i złapała Horusa ponad czaszą, wypychając go poza jej krawędź. Masy obu mechów były podobne i w efekcie odbiły się one od siebie newtonowsko: Grześ ku Ziemi w dole, pod cień radioteleskopu, a Gilgamesz90 — ponad krzywiznę czaszy, ku konstelacjom Babbage’a i Jobsa.

— Nie jesteś nam do niczego potrzebny — nadawał z oddalenia, malejąc między gwiazdami, a emoty pobłażliwego rozbawienia puchły wokół mecha w kosmate halo. — Wracaj do siebie, do zabawy w Fergussona i do twojej bezcennej jednoosobowości.

Spadając, Grześ przebijał się przez coraz głębsze pokłady snu. Mijał satelity z piramid azteckich, na których pokemony składały w ofierze wpółrozmontowane mechy, mijał chmury z zupy dzikiego RNA, w których Zeus-Cho szalał z piorunami, z demonicznym śmiechem powołując do życia tysiączne genealogie potworów — a Grześ spadał dalej w deszczu burzowym wraz z tymi potworami. Aż przebił się przez ostatnią warstwę obłoków i wypadł w jasność, w dzień, w inny sen, sen teraźniejszy, w ten błękit prawie bezchmurny ponad ochrowym kontynentem, w rozpostartą zapraszająco Afrykę, w hebanowe objęcia Pani Spiro.

Kto nie dotknął ziemi ni razu

— Tak naprawdę nie jesteś przecież nam do niczego potrzebny.

— Więc dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju?

— Bo cię lubię. Moje dzieci cię lubią. Będzie im ciebie brakować.

Grześ może się tylko zaśmiać szyderczo. Emota jest straszna, bezlitosna: aksolotl umykający spod strzykawki z hormonami.

Al-’asr podchodzi do krawędzi urwiska i spogląda w przepaść. Cynobrowe jajo jego głowy zmienia się w obły pysk ambystomy. Wyłupiaste oczy zatrzymanego w rozwoju płaza mierzą słoneczny bezkres kontynentu śmierci i snu.

— Mika, Floki i Sloki, Deduś, Filimonka — dali się zwektorować w jednej chwili i żadne nawet się nie pożegnało. Lubią mnie? Jestem dla nich mebel, szafa lamp próżniowych, stary pecet i lalka dmuchana. Może i lubisz tego poobijanego, odrapanego kompa, ale czy mówisz kompowi „dzień dobry”, „do widzenia”?

— Nie odeszli przecież. Nie widzisz ich? Nie czujesz ich?

I Pani Spiro wyjmuje z wygasłego ogniska nadpalone ramię Schmitta 4, po czym w minutę dokonuje cudu rajskiego stworzenia: rozpruwa złom na części składowe, splata go ponownie, razem z gałązkami, trawą, zwęglonymi szczapami z ogniska, kośćmi zjedzonego w nocy gryzonia, wyrywa sobie gdzieś spod żeber zegarową sprężynę i ją także wmontowuje w kukiełkę nową, i jeszcze trochę piachu, trochę wody, i pocałunek drewnianych warg Pani Spiro — i oto ludziak-nieurodzeniec staje na dwu kopytkach, telepie główką kolczastą, podskakuje po Dedekowemu na prawej, lewej, prawej nodze, szczerzy kolorową emotę serdeczności i maszeruje żwawo ku Grzesiowi.

Który w odruchu czystej zgrozy odskakuje precz i spada w przepaść.

The mech is not enough

Po uderzeniu o pierwszą półkę skalną traci ciągłość rejestru i wraca do siebie — do maszyny — dopiero na samym dole, u stóp urwiska. Al-’asr reperuje się wewnętrznie, lecz minie kilka godzin, zanim iguarte będzie mógł stanąć z powrotem na nogi. Zgruchotany i powyginany, w niczym nie przypomina teraz orientalnego rękodzieła transformerów Allaha; jest zwykłą kupą kolorowego złomu.

Pobłyskujący w niej cynobrowy pysk ambystomy gapi się niemo na dwie czarne figurki wyrastające nad poszarpaną linię klifu: totemiczną sylwetkę Pani Spiro i mniejszą postać ludziaka.

Mać tu nie sięga, Grześ wypadł poza granice Raju — Pani Spiro naprawdę musi się wychylać i wysilać i wytracać, żeby dotrzeć do Al-’asr.

— Wróć, wróć, wróć!

Po co, odpowiedziałby. Po co, po co, nie jestem ci do niczego potrzebny. Nikomu do niczego nie jestem potrzebny.

— Wróć, w Raju nie musisz być potrzebny, nie po to żyjemy, czy Adam i Ewa zostali stworzeni dla wypełnienia czyichś potrzeb, dla wykonania jakichś zadań, nie, zostali stworzeni, by żyć, wróć, wróć, żyj.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Starość aksolotla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Starość aksolotla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Лёд
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Собор (сборник)
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
libcat.ru: книга без обложки
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Zanim noc
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Extensa
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Szkola
Яцек Дукай
Яцек Дукай - Król Bólu
Яцек Дукай
Отзывы о книге «Starość aksolotla»

Обсуждение, отзывы о книге «Starość aksolotla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x