Przez ten czas wrogie dreadnaughty zdołały osiągnąć prędkość dwunastu tysięcy kilometrów na sekundę. Widząc projekcję ich przewidywanego kursu oraz towarzyszące jej wyliczenia, poczuł, jak ogarnia go lodowaty chłód. Za osiem minut okręty admirał Chin znajdą się w pułapce, bez żadnej szansy umknięcia silniejszemu przeciwnikowi, który zmierzał wprost ku nim. A ostrzeżenie, nawet gdyby wysłał je natychmiast, dotrze do niej najwcześniej za trzynaście minut…
— Zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i cała naprzód! — warknął i odwrócił się, nim ktokolwiek na pomoście flagowym zdołał powiedzieć choć słowo.
Ciężko podszedł do swego fotela i usiadł w nim zrezygnowany.
Te nowo przybyłe do systemu Hancock okręty liniowe nie stanowiły dla jego głównych sił poważnego zagrożenia — nie były w stanie powstrzymać go ani przed zniszczeniem bazy remontowej, ani ich samych, ale mogły zadać mu poważne straty. A w zaistniałej sytuacji nie było gwarancji, że nie zjawią się tu kolejne, potężniejsze siły wroga… Przybycie tych dreadnaughtów w tak odpowiednim momencie w połączeniu z serią zasadzek, w które obrońcy wciągnęli okręty admirał Chin, sugerowało, że kolejne siły są w drodze. Wszystko bowiem wskazywało na starannie zastawioną pułapkę, w którą miały wpaść całe jego okręty. Pojęcia nie miał, w jaki sposób obrońcy zdołali je zastawić i technicznie zrealizować — może mieli oczekujące tuż za granicą wejścia w nadprzestrzeń jednostki gotowe w stosownym momencie wezwać posiłki, także przebywające gdzieś w pobliżu… W tej chwili było to nieważne. Musiał jak najszybciej uciec stąd i wrócić do Seaford. Czyli dotrzeć jak najprędzej do granicy wejścia w nadprzestrzeń i spisać na straty okręty Chin. Jedynym ostrzeżeniem, jakie miało sens, była zmiana kursu, którą właśnie zarządził — sensory grawitacyjne jej okrętów powinny ją odnotować… być może zdąży domyślić się, dlaczego tak postąpił, i zareagować na czas.
— Admirał Rollins dał całą wstecz, ma’am — zameldował zaskoczony komandor Klim.
Admirał Chin zmarszczyła brwi, także nie ukrywając zaskoczenia. Uniosła się z fotela, by dostrzec holoprojekcję taktyczną i jej zaskoczenie wzrosło.
Na ekranie taktycznym fotela Honor Harrington w końcu zapaliło się światełko, na które czekała od długich jak wieczność dziesięciu minut — komputer pokładowy potwierdzał, że pościg nie był już w stanie ujść nadlatującym okrętom Danislava.
Sądziła, że poczuje w tym momencie radość i satysfakcję, ale Mark Sarnow i tysiące innych zapłacili zbyt wysoką cenę, by mogła się w tej chwili cieszyć z czegokolwiek.
— Co z osłoną burtową Cassandry? — spytała.
— Nadal nie działa. Na dodatek zniszczonych zostało także pięć węzłów beta, przez co Cassandra nie może rozwinąć większego przyspieszenia niż cztery koma sześć kilometra na sekundę kwadrat.
Honor powoli nabrała powietrza w płuca — mimo tak małego przyspieszenia krążownik nadal mógł uciec pościgowi, ale nie miał żadnych szans przetrwania bez osłony burtowej do czasu wyjścia z zasięgu rakiet przeciwnika.
— Proszę ściągnąć Cassandrę jak najbliżej naszej prawej burty i zredukować nasze przyspieszenie do takiego, które może osiągnąć — poleciła. — Proszę przekazać kapitanowi Cassandry, żeby za wszelką cenę utrzymywał pozycję jak najbliżej Nike. A potem proszę przekazać wszystkim okrętom rozkaz rozproszenia się.
Admirał Chin nie otrząsnęła się jeszcze z pierwszego zaskoczenia, gdy spotkało ją drugie — ścigani rozproszyli się, i to tym razem na dobre. Każdy okręt leciał odmiennym kursem, byle jak najdalej od innych. Kursy były tak rozbieżne, a manewr wykonany tak sprawnie, że musiało to być zaplanowane posunięcie.
Zachowywały się tak wszystkie okręty poza dwoma, bo jedna para krążowników liniowych trzymała się tak blisko siebie, że sensory miały problem z ich rozróżnieniem. Bliższym był jedyny w zespole Królewskiej Marynarki okręt klasy Reliant najwyraźniej osłaniający uszkodzonego towarzysza. Był to więc następny logiczny cel dla jej jednostek. Jednak gdy to rozważała, nie mogła przestać myśleć o gwałtownym manewrze superdreadnaughtów Rollinsa.
Nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego tak postąpił. Chyba że…
Dreadnoughty Ludowej Marynarki zwolniły nagle i Honor wyszczerzyła zęby w uśmiechu całkowicie pozbawionym wesołości. W końcu przeciwnik się zorientował, nie wiedziała co prawda w jaki sposób, ale zorientował się… tyle tylko, że nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że jest za późno.
Dreadnoughty zakończyły zwrot i dały całą wstecz, wytracając prędkość tak gwałtownie, jak tylko mogły. Bez trudu mogła sobie wyobrazić, co się działo na pomoście flagowym — dowódca grupy nie mógł wiedzieć, skąd dokładnie nadciąga zagrożenie, toteż dopóki okręty Danislava nie znajdą się w zasięgu sensorów pokładowych, jedyne co mógł zrobić, to wracać tym samym kursem, którym nadleciał. A każda sekunda takiego lotu zwiększała względną prędkość HMS Nike w stosunku do dreadnaughtów o dziewięć kilometrów na sekundę. A więc nadszedł właściwy czas, by skomplikować życie celowniczym Ludowej Marynarki…
— Proszę wykonać „Shell Gama” — poleciła spokojnie.
Eve Chandler wpisała stosowną komendę na klawiaturze i oba krążowniki liniowe odpaliły po cztery sondy radioelektroniczne, które rozprysły się w czterech różnych kierunkach, lecąc parami. Każda para emitowała dokładnie skopiowane przed chwilą aktualne sygnatury obu okrętów, a żeby dopełnić utrudnienia, Nike i Cassandra natychmiast ostro zmieniły kurs.
Nagłe zwielokrotnienie celów wywołało dokładnie taki skutek, który Honor chciała osiągnąć. Nie mogąc uzyskać pewności, który cel jest właściwy, dowodzący dreadnaughtami zdecydował się nie marnować rakiet na ostrzeliwanie wszystkich. Była to całkiem rozsądna decyzja; miał świadomość, że wkrótce będzie potrzebował tych rakiet znacznie bardziej.
Ostrzał ustał i oba uszkodzone krążowniki liniowe wraz z pozostałymi okrętami Grupy Wydzielonej Hancock 001 spokojnie kontynuowały lot, odrywając się ostatecznie od przeciwnika.
Dziedziczny prezydent Ludowej Republiki Harris rozejrzał się po wspaniale udekorowanej sali balowej, próbując nie okazać zaniepokojenia. Właśnie obchodził urodziny, toteż jak co roku kłębił się w niej tłum dostojnie przystrojonych i obwieszonych błyskotkami gości, jednak tym razem było inaczej niż zwykle. Cichy brzęk naczyń i sztućców był całkowicie naturalny, za to prawie kompletny brak gwaru głosów wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się leciutko, sięgając po kielich z winem — zrozumiałe, że nie było rozmów: nikt nie chciał poruszać tematów oficjalnie nie istniejących. Obecni nie dość, że wiedzieli, iż one istnieją, to na dodatek byli świadomi, jak wygląda prawda. Upił duży łyk, ledwie zauważając przedni bukiet, i prześliznął się wzrokiem po zastawionych stołach. Jak co roku w Dniu Prezydenta cały rząd przerwał pracę, podobnie jak i administracja wyższego szczebla, a to z tego powodu, że wszyscy, którzy się liczyli, byli tutaj. Brakowało jedynie Rona Bergrena i Oscara Saint-Justa — pierwszy znajdował się w drodze do Erewhon Junction, a jego celem była Liga Solarna. Miał próbować przekonać kogo trzeba, że to Królestwo Manticore rozpoczęło wojnę — prawdę mówiąc, misja była tyleż desperacka, co z góry skazana na klęskę w świetle dowodów, jakimi dysponowała druga strona. Sain-Just zaś od zamachu na Constance pracował po osiemnaście godzin, a mimo to nie był w stanie znaleźć jej zabójców. Poza nimi dwoma obecni byli wszyscy członkowie rządu oraz głowy jak i często pozostali członkowie najważniejszych klanów legislatorskich.
Читать дальше