Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi
Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zimne brzegi
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- No? Coś z tego rozumiesz?
- Co znaczyły słowa o smołowanej linie?
- Powiedziałem to Markusowi, jak uciekaliśmy.
- Jasne.
- Helen, jeśli zrozumiałaś, za co zapłaciłem dwie stalowe, to mi powiedz.
- Drogi hrabio, właśnie dowiedzieliśmy się dwóch rzeczy. Po pierwsze, że Markus jest w Miraculous.
Helen jaśniała prawie tak jak młody aktor po zarobieniu dwóch monet.
- To chyba prawda.
- Po drugie, dano nam do zrozumienia, że szukanie go jest bezcelowe. On ma tu opiekuna... a raczej opiekunkę.
- Więc mamy czekać?
- Tak. Przy okazji, miałeś racje, chłopak jest dobrym aktorem.
- Skąd. Takie samo beztalencie jak cała ta trupa. Ale nie mogłem przecież dzieciaka martwić...
Helen westchnęła:
- Ilmar, kłódki otwierasz zręcznie, ale o intrygach nie masz bladego pojęcia. Nawet nie zauważyłeś, jak sprytnie i niewymuszenie chłopiec wyłudził nasz adres.
- Bój się Siostry, Helen! Sam mu go podałem, żeby...
- Otóż to.
Twarz Helen sposępniała. Zmęczenie znikało ze spojrzenia.
- Idziemy - wstała gwałtownie. - Nie wiem, ile będziemy czekać i czym skończy się oczekiwanie. Ale lepiej, żebyśmy byli w hotelu.
Zapewne miała rację.
Wśród gości Krainy Cudów byliśmy wyjątkową parą - wracaliśmy do hotelu bardzo wcześnie. Portier wręczył nam ciężki miedziany klucz i wjechaliśmy na trzecie piętro - windą, nie chcieliśmy rezygnować z opłaconej przyjemności.
- Parowa? - zapytałem chłopca windziarza w granatowym uniformie. Kiwnął głową z taką dumą, jakby jego praca nie polegała na dawaniu znaków maszyniście, lecz na pilnowaniu kotła. Winda jechała powoli, ale pewnie.
- Powiedz mi, przyjacielu - Helen wyjęła z torebki monetę. - Gdybyś szukał na wyspie kobiety w średnim wieku o niepozornej, nudnej twarzy - dokąd byś się udał?
Chłopak skrzywił się.
- Szukałbym młodszej i wesołej.
Helen uśmiechnęła się.
- Rozumiem. Ale taka odpowiedź nie doda ci pieniędzy.
Windziarz myślał chwilę, w końcu niepewnie wzruszył ramionami:
- Niewiele tu u nas znudzonych... może wśród mniszek?
- Gdzie?
- W klasztorze Uzdrawiających Łez. One tam wszystkie są nudne - muszą.
- To żeński klasztor? Nie ma tam czasem przytułku?
- Nie ma...
- Dobrze, trzymaj...
Chłopak otworzył ażurowe drzwi i wyszliśmy z windy. Helen w zadumie stukała palcami po łubkach.
- Nie, odpada - przyznała z żalem. - Gdyby tam był przytułek dla bezdomnych dzieci, to nie byłoby lepszego miejsca dla Markusa. A tak... One nawet niemowląt płci męskiej nie mogą wnosić za próg klasztoru...
- Skąd ty wszystko wiesz? - zainteresowałem się.
- A... kiedyś z głupoty chciałam pójść do klasztoru - uśmiechnęła się. - Szybko zrozumiałam, że to nie dla mnie. Nie, przytułek odpada. Myślę, że w poszukiwaniu Markusa wszystkie przytułki - i te przy klasztorach, i te przy ratuszach, sprawdzono w pierwszej kolejności.
Przed drzwiami sięgnąłem po klucz. Helen uśmiechnęła się.
- Po co w ogóle z niego korzystasz?
- Przecież nie jestem w pracy...
Oboje byliśmy spięci i zachowywaliśmy się z wymuszoną wesołością, próbując jakoś zabić czas. Zapaliliśmy gazową lampę, podkręcając płomień na maksimum. Zadzwoniliśmy na sługę, który zjawił się, nim dzwonek zdążył ucichnąć. Zamówiliśmy szampana i kawior, usiedliśmy przy oknie, obserwując wyspę.
Miraculous chyba specjalnie czekało na noc, żeby ukazać się w pełnym blasku i wspaniałości. To z jednego to, z drugiego końca wyspy biły w niebo fajerwerki, wcale nie gorsze od chińskich. Przemaszerowała karnawałowa procesja, kierując się w stronę lśniących ścian Kryształowego Pałacu. Ktoś urządził pod oknami hotelu pijacką awanturę, ale przybiegli silni, porządnie ubrani mężczyźni i z uprzejmą stanowczością rozłączyli gości.
- Czujni - westchnęła Helen. - Naprawdę, nie wyobrażam sobie, jak Markus mógł się tu utrzymać choćby jeden dzień. Jak w ogóle udało mu się tu dostać! Oczywiście, do Straży idą tylko tępi, ale przecież nie ślepi...
Skinąłem głową. I poczułem, że rozwiązanie zagadki jest tuż - tuż, na wyciągnięcie ręki... Strażnicy... Ślepi. Tępi... Jak mógł oszukać ich chłopiec, nie przyzwyczajony do ucieczki i ukrywania się?
Ktoś cichutko zastukał do drzwi. Popatrzyliśmy na siebie, ja narzuciłem kurtkę - w wewnętrznej kieszeni był kulomiot i otworzyłem.
Sługa.
- Za szampana już dziękujemy - powiedziałem.
- Bardzo przepraszam, że przeszkadzam - sługa był uosobieniem zakłopotania: parka arystokratów zaszyła się w pokoju z winem miłości, a tu ich niepokoją. - Proszę o wybaczenie... ale macie państwo gości.
Helen prychnęła zadowolona.
- Kto?
- Dwie kobiety. Twierdzą, że hrabina Helen ich oczekuje.
- Mniszki? - zainteresowałem się.
- Co? - sługa zawahał się. - Nie... nie wiem...
W jego spojrzeniu mignęło zrozumienie sytuacji. Co prawda, fałszywe.
- Niech wejdą - przymknąłem drzwi, nie mając zamiaru ich zamykać, przygasiłem światło i wróciłem do Helen. Nie umawiając się, usiedliśmy jak najdalej od okna i gazowej lampy, tak, żeby ci, którzy wejdą, nie mogli nas od razu zobaczyć. Wyjąłem kulomiot, położyłem na kolanach.
- Poradzisz sobie? - zapytała Helen.
- Wcześniej sobie radziłem. Celujesz i naciskasz...
- Kule jeszcze masz?
- Powinny być.
Przez minutę siedzieliśmy w milczeniu. Wreszcie za drzwiami rozległy się kroki.
- Zaraz wszystko się wyjaśni - powiedziała niegłośno Helen. Była spięta i czujna, zauważyłem, że jej prawa ręka zamarła w geście, którym zazwyczaj sięga się do Chłodu.
Co tam jeszcze chowasz, Helen?
Drzwi otworzyły się i do naszego pokoju weszły dwie osoby. Mignęła zaciekawiona twarz sługi, ale szybko zamknięto mu drzwi przed nosem.
- Wejdźcie, damy - powiedziała półgłosem Helen, zwracając ich uwagę na siebie.
Jedna z kobiet mogła mieć trzydzieści, może nawet czterdzieści lat. To ten rodzaj urody, po którym trudno poznać wiek. Takie kobiety nie mają powodzenia w młodości, później odbijają to sobie w dwójnasób. Nieznajoma miała na swój sposób ładną twarz, ale charakterystyka młodego aktora była absolutnie trafiona. Smętna, nudna, obojętna twarz. Nawet u uczonych kobiet rzadko się takie widzi. Ubranie pasowało idealnie - mnisia, ciemna suknia do pięt, na głowie chusta, na wierzchu jeszcze kłobuk. Ani torebki, ani parasolki, ani żadnego innego drobiazgu, którymi kobiety tak lubią zajmować sobie ręce.
Ręce miała ładne. Nie zniszczone ciężką pracą.
Jej towarzyszka była bardzo młodą dziewczyną, na której równie ponura suknia leżała jak siodło na krowie, a twarz pod nasuniętą na czoło chustką była znajoma aż do obrzydzenia...
- Jedenastu przeklętych! - krzyknąłem, zerwałem się z fotela, upuszczając kulomiot. - Mark!
Helen zaśmiała się nerwowo:
- Opamiętaj się, hrabio...
I zamilkła, gdy Mark przebrany w dziewczęcy strój, ochoczo zdjął chustkę. Twarz miał bez zarostu, delikatną, rzeczywiście niemal dziewczęcą, jedyne, co go zdradzało, to krótkie włosy.
Kobieta, która przyszła z księciem, rzuciła mu szybkie spojrzenie. Potem popatrzyła na kulomiot, leżący na podłodze, na chwilę złożyła dłonie w łódkę.
- Schowajcie broń, proszę. Przyszliśmy w pokoju.
Szybko podszedłem do Marka, wziąłem go za podbródek, uniosłem lekko do góry. Powiedziałem tylko:
- Coś ty, Mark?
Sam nie wiem, co właściwie chciałem przez to powiedzieć. Czy to, że porzucił mnie wtedy na wybrzeżu? Czy ich dzisiejszą głupotę, gdy Mark ze swoją opiekunką sam wszedł nam w ręce?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zimne brzegi»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.