Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi
Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zimne brzegi
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Siergiej Łukjanienko
Zimne brzegi
Hołodnyje Bieriega
Przełożyła Ewa Skórska
Data wydania polskiego: 2003
SPIS TREŚCI
CZĘŚĆ PIERWSZA SMUTNE WYSPY.. 4
Rozdział pierwszy, w którym wyciągam wnioski i próbuję w nie uwierzyć. 5
Rozdział drugi, w którym wszyscy biegną, ale niewielu wie, dokąd i po co. 19
Rozdział trzeci, w którym dochodzę do ośmiu z tuzina, a Mark zmniejsza rachunek do siedmiu. 36
Rozdział czwarty, w którym zastanawiam się, jaka śmierć jest weselsza, ale żadna mi się nie podoba 51
Rozdział piąty, w którym liniowiec nam salutuje, a my mu odpowiadamy. 66
CZĘŚĆ DRUGA WESOŁE MIASTO.. 78
Rozdział pierwszy, w którym trzy razy mienia mnie głupcem, a ja nie zaprzeczam.. 79
Rozdział drugi, w którym zaczynam panikować, i jak się okazuje, nie bez podstaw.. 96
Rozdział trzeci, w którym proszę o odpuszczenie grzechów i dostaje coś niecoś jako dodatek do tytułu 112
Rozdział czwarty, w którym mnie uczą bogobojności, a ja uczę rozumu. 124
Rozdział piąty, w którym dowiaduje się, kogo boją się święci paladyni, ale nadal nie wiem, dlaczego 139
CZĘŚĆ TRZECIA GALIA.. 152
Rozdział pierwszy, w którym opowiadam o morzach i oceanach i dostaję dobrą radę. 153
Rozdział drugi, w którym dwa razy zostaję rozpoznany i dwa razy nic się nie dzieje. 167
Rozdział trzeci, w którym wreszcie dokonuję wyboru, ale nadal wątpię w jego słuszność. 184
Rozdział czwarty, w którym Helen dokonuje rzeczy niemożliwej, a ja nie od razu to sobie uświadamiam 200
Rozdział piąty, w którym nie dziwię się cudom, ale jestem wstrząśnięty zwykłymi rzeczami 217
CZĘŚĆ CZWARTA KRAINA CUDÓW… 232
Rozdział pierwszy, w którym dwukrotnie znajduję księcia Markusa, a Helen dwukrotnie się ze mnie śmieje 233
Rozdział drugi, w którym wszyscy się ze sobą kłócą, ale każdy z innego powodu. 251
Rozdział trzeci, w którym pojawia się dwóch starych znajomych, jeden bardzo duży, a drugi niepomiernie większy 265
Rozdział czwarty, w którym Helen znowu demonstruje cuda swojego kunsztu, ale to, co robi Markus, przechodzi wszystko. 280
Rozdział piąty, w którym ratuję całą naszą grupę, ale nikt nie okazuje mi wdzięczności 294
Epilog tomu pierwszego, w którym spotykamy wroga i zdobywamy przyjaciela. 307
CZĘŚĆ PIERWSZA
Rozdział pierwszy,
w którym wyciągam wnioski i próbuję w nie uwierzyć
Bat w ręku nadzorcy zdawał się żyć. Czasem spał na jego muskularnych, porośniętych kędzierzawymi, rudymi włosami rękach, czasem wyciągał się leniwie, dotykając grzbietów katorżników, czasem, rozwścieczony, zaczynał się miotać, połyskując malutką miedzianą końcówką.
A twarz nadzorcy, obojętna i znudzona, mówiła: to nie ja, nie ja, nie miejcie żalu! To on, on, wyrabia co chce...
- No, zbóje, mordercy... będziemy się buntować?
Chór głosów odpowiedział, że nie, nie mamy zamiaru. Nadzorca uśmiechnął się z zadowoleniem:
- To dobrze, cieszycie starego...
Jak na nadzorcę rzeczywiście był stary - mógł mieć ze czterdzieści lat. W tej pracy rzadko dociąga się do takiego wieku - jednego uduszą łańcuchem, innego stratują nogami, a jeszcze inny sam odejdzie, jak tylko trochę pieniędzy zaoszczędzi. Lepiej maszerować w szeregu albo szlifować bruk, patrolując ulice w pancerzu strażnika, niż mieć do czynienia z kilkunastoma gotowymi na wszystko łajdakami.
Ale ten, o przezwisku Kpiarz, był zbyt ostrożny, żeby wpaść w ręce doprowadzonego do ostateczności mordercy, i wystarczająco mądry, żeby nie złościć bez potrzeby całego transportu. Czy to takie trudne - rozeznać się, kto naprawdę zawinił, nim puścisz w ruch bat, albo huknąć na kucharza, żeby z resztek prowiantu spróbował uszykować coś jadalnego?
Jednak nie każdy rozumie, dlatego w ładowniach statków wybuchają zaciekłe bunty, po których zakłopotani oficerowie nie mogą znaleźć wściekłych, potężnych jak byki nadzorców. Pozostaje im wtedy jedno - powiesić co trzeciego. Ale nawet to uspokoi katorżników jedynie na jakiś czas.
- A ty, Ilmar? Jeszcześ nie pojął, co i jak z kłódkami?
Na moje ramię spadła ciężka ręka. Kawał chłopa z tego Kpiarza. Nie chciałbym go rozgniewać - nawet gdybym był bez łańcuchów.
- Coś ty, Kpiarzu. Nie dałbym rady takim kłódkom.
Nadzorca, który zawisł nad moją koją - zaszczytną, dziobową, z jednym tylko sąsiadem - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Co prawda to prawda, Ilmar... Ale prócz rąk masz przecież język, nie? Może masz Słowo, a na tym Słowie - pęk kluczy?
Na mgnienie oka jego spojrzenie stało się twarde, świdrujące. Niebezpieczne.
- Gdybym miał Słowo, Kpiarzu... - powiedziałem cicho - nie leżałbym drugi tydzień w tym smrodzie.
Kpiarz myślał. Sufit w ładowni był niski - po co wysilać się dla katorżników - i nadzorca zgarbił się, żeby nie zahaczyć o wiszącą tuż nad jego głową lampę.
- Też prawda, Ilmar. A więc taki już twój los - wąchać gnój.
Odszedł w końcu, a ja odetchnąłem.
Gnój to jeszcze nic takiego. Nie takie rzeczy znosiłem. Znacznie gorzej wąchać smród kopalń, od niego naprawdę można oduczyć się oddychać.
Nadzorca wyszedł, pomajstrował przy zasuwie. Na trapie załomotały jego buciory. Ładownia od razu ożyła. Kpiarz nie należał do tych, co udają, że odchodzą, a potem podsłuchują pod drzwiami.
- Gdzieś wsadził karty, co, Łysy? - Wrzasnął Loki, kieszonkowiec, który trafił na katorgę przez złośliwość losu. Zgodnie z prawem należała mu się najwyżej chłosta, no, może odcięcie palca. Ale nie spodobał się sędziemu albo może sędzia przypomniał sobie przyjaciółkę, której na bazarze wyczyścili kieszenie, i koniec. Płyń na Smutne Wyspy, łudź się, że młodość pomoże ci przetrwać trzy odmierzone lata. Zresztą, Loki nigdy nie tracił rezonu. Tacy jak on zawsze trzymają fason. Nie na darmo dostał swoje przezwisko na cześć północnego starożytnego boga żartów...
- Poszukaj, poszukaj, tyś u nas mistrz - odpowiedział posępnie Łysy, drobny urzędnik, który trafił tu za koniokradztwo. Oho, dzisiaj jest nie w humorze...
W odległym kącie Wolly podjął przerwaną wejściem nadzorcy pieśń. Długi język zaprowadził go na katorgę, ale śpiewak nie wyciągnął żadnych wniosków. Trzeci raz go wsadzili. Wolly uczciwe odsiadywał swoje pół roku - więcej za buntownicze pieśni nie dają - i znowu robił to samo.
Poborca rzekł - nowy podatek
No cóż, zapłacę, co mam począć...
Głos miał rzeczywiście dobry, bezczelności też mu nie brakowało, ale nic więcej w duszy śpiewak nie miał. Pewnie oklaskiwali go w wioskach i dzielnicach rzemieślników... zresztą Wolly innej sławy nie szukał. Z konieczności słuchałem, co też bohater pieśni włożył do wielkiego kosza, jak to nazwał, i jak osłupiał tępy poborca podatków, gdy bohater wywalił zawartość kosza na wóz z podatkami.
Śpiewałby już lepiej cudze pieśni, głupiec... o miłości, o świetle księżyca na wodzie, o tajemnicy Słowa. Żyłby dostatnio i ludzi radował.
- Dawaj jeszcze raz! - zawołał Loki. Dzisiaj szła mu karta. Może to fart, a może zręczne palce? Ciekawe, o co grają - o racje, dyżur, interes?
- Wystarczy - powiedziałem, patrząc w kołyszący się drewniany sufit. Sufit poskrzypywał - ktoś chodził po pokładzie. - Pograliście i wystarczy. Pora spać.
- Ilmar, daj spokój... - zaczął niepewnie Loki.
- Powiedziałem - dość!
Nie uśmiechało mi się przewodzenie dwudziestce drani. Ale musiałem się tym zająć. W przeciwnym razie cały transport trzymałby w garści Sławko-pałka - morderca, złapany przy świeżym trupie. Sto kilo mięśni i kości, i kilka szarych komórek pod twardą czaszką. Miałem szczerą nadzieję, że w kopalniach przypadkiem przycisną go załadowanym wagonikiem. Sam chętnie przyłożyłbym do tego rękę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zimne brzegi»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.