Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi
Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zimne brzegi
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ze złego nasienia nie wyrośnie dobry owoc. Dzisiaj szukamy Marka, jutro zaczniemy polować na siebie...
Napiłem się odrobinę koniaku, popatrzyłem na scenę. Dawali jakiś współczesny wodewil. Aktorzy albo byli nie w nastroju, albo po prostu mami - grali beznadziejnie. Za to sypali doskonałymi dowcipami, widocznie tekst pisał im dobry komediopis. Od czasu do czasu żarty dochodziły nawet do pochłoniętych jedzeniem i piciem arystokratów, rozlegały się oklaski.
Wodewil był o Domu i Władcy, niezadowolonym z przepychu Miraculous, który zaćmił sam Wersal. Władca zastanawia się, czy nie przenieść się z całym dworem na Capri, czego bardzo nie chcieliby dworacy...
Fabuła była na granicy zdrady. Aktorów ratowało jedynie to, że Władca był porażająco mądry, piękny i dzielny i nikomu nie przyszłoby do głowy nazwać wodewil kpiną z niego. Za to otaczających go dworaków przedstawiono jako przygłupich, drobnych intrygantów. Długo nie mogłem pojąć, dlaczego publiczność to znosi - przecież wielu z tu obecnych na pewno przyjmowano na dworze. Potem zrozumiałem. W kpinach rzeczywiście była doza prawdy, ale nikt nie brał tego do siebie, tylko śmiał się z innych. Cóż, wodewil był ryzykowny, za to kiepska trupa dostawała duże brawa. Leniwie obserwowałem akcję, rozmyślając, ile w niej prawdy, a ile farsy, kto był autorem... Najprawdopodobniej ktoś wystarczająco wysoko urodzony, by pozwolić sobie na podobne żarty. Potem ze sceny padło imię Markusa i zacząłem słuchać uważniej.
- Młodszy książę nam pomoże! - oznajmił jeden z intrygantów. - Nauczę go, jak zakraść się do gabinetu Władcy, by wziąć ze stołu edykt i razem z nim się skryć... Zniknie edykt, a ojca gniew natychmiast spadnie na Markusa...
Ładne rzeczy! Albo całkiem nowa sztuka, albo na bieżąco ją zmieniają, uwzględniając wszelkie intrygi i plotki Domu.
Podjudzania Markusa nie pokazano, skupiono się na szalonym planie, żeby nie dopuścić do przeprowadzki na Capri i kradzieży podpisanego przez Władcę edyktu. Potem lampy na scenie przygaszono, robotnicy w czarnych kombinezonach szybko zmienili dekoracje. Wywołało to burzę oklasków, widocznie jakieś szczegóły gabinetu Władcy oddano bardzo wiernie. Pokazano również samego Władcę, wokół którego podskakiwał błazen, proponujący nie tylko przenieść się do Miraculous, ale jeszcze umieścić dworaków na diabelskim kole, żeby każdy był raz na górze, raz na dole. Przy takim rozkładzie, mówił błazen, nikt nie będzie miał powodów do uraz. Sala śmiała się z całej duszy...
Na minutę przestałem śledzić akcję, a gdy znowu zerknąłem na scenę - skradał się po niej Mark!
Zakrztusiłem się koniakiem i wytrzeszczonymi oczami patrzyłem, jak chłopak kradnie edykt i ucieka ile sił w nogach. Na śmiech widzów, których poinformowano, że zamiast edyktu głupi książę ukradł namiętny list chińskiej imperatorowej, potajemnie zakochanej we Władcy, nie zwracałem już uwagi.
Czy to naprawdę Markus?
Do sceny było dość daleko, ale dałbym sobie rękę uciąć, że to był on. Co za genialne posunięcie! Ukrywał się przed Strażą, grając samego siebie na oczach setki arystokratów i strażników!
- Co pijesz?... - Helen usiadła obok i popatrzyła na mnie zdumiona. - Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
- Mark...
- Gdzie? - Helen drgnęła.
- Na scenie. Gra w sztuce samego siebie...
- Idziemy!
Jej energia wyrwała mnie z osłupienia. Rzuciłem na stolik monetę, gestem dając do zrozumienia, że możemy jeszcze wrócić. Poszliśmy na tyły sceny. Przybudówki dla aktorów i dekoracji okazały się na głucho zamknięte od wewnątrz. Helen już miała zastukać...
- Poczekaj... - pochyliłem się nad zamkiem. No tak, wszystko jasne. - Masz szpilkę?
- Srebrną.
- Pięknie, właśnie miękka jest potrzebna.
Helen wyjęła z włosów szpilkę, dwoma ruchami nadałem jej właściwy kształt i otworzyłem prościutki zamek. Równie dobrze mógłbym użyć noża, a nawet giętkiej gałązki. Zrobiło to na niej wrażenie.
- Jak ty...? - patrzyła zdumiona na otwarte drzwi. - Nigdy więcej nie zaufam zamkom. Chodź!
Pomieszczenia teatru były zawalone różną tandetą. Nawet Kraina Cudów ma swoją drugą stronę. Wyszliśmy na wąski korytarza, po którym snuli się aktorzy i robotnicy. Słychać były jakieś żarty, śmieszne tylko dla autorów, odpowiedzi niezrozumiałe z powodu aktorskiego żargonu. Na nas nikt nie zwracał uwagi. Wszyscy albo byli zajęci trwającym spektaklem, albo przywykli do nieoczekiwanych gości. Pomyślałem, że musimy działać szybko, i akurat w tym momencie pojawił się jeden z lordów, który, zgodnie z fabułą wyjechał z tajną misją do Rosji. Pomyślałem, że w związku z tym nie będzie w najbliższym czasie wychodził na scenę i chwyciłem go za rękę.
- Czego pan sobie życzył - oburzył się lord z teatralnym patosem. - Pozwoli pan, że spytam o imię...
Patrzenie na niego z bliska było śmieszne i trochę nawet nieprzyjemne. Teatralny makijaż upodabniał jego twarz do wymalowanej maski. Pod pudrem i różem błyszczały krople potu. Kostium, tak wspaniały z daleka, okazał się uszyty ze zgrzebnego, ufarbowanego płótna; koronki były porwane i pocerowane, miecz przy boku - chyba drewniany.
- Nie jesteś na scenie, nie dyryguj - uciąłem. - Gdzie chłopiec grający na scenie młodszego księcia? Szybko!
Aktor przyglądał mi się przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy warto posłuchać. Nieoczekiwanie się uśmiechnął.
- A... proszę bardzo, drodzy państwo, bardzo proszę...
Poszliśmy za nim do jednych z drzwi. Komediant skłonił się drwiąco i otworzył drzwi.
Malutki pokoik, kilka tanich luster, brak okien. Bardzo duszno. Półnaga kobieta maluje twarz, dwóch mężczyzn pije wino, zrzucając fałszywe klejnoty i przepyszne stroje. Przed jednym z luster pospiesznie maluje się chłopak, zmieniając kostium księcia na koszulę więźnia.
Zrobiłem krok do przodu, Helen za mną. Komediant został w drzwiach.
- Nie próbuj uciekać, Mark! - ryknąłem.
Komediant w drzwiach wybuchnął śmiechem. Aktorzy, nie wypuszczając kielichów, zaczęli się śmiać. Dziewczyna zachichotała, nawet nie odwracając się, obserwując nas w lustrze.
- Znowu przyszli cię aresztować, książę! - powiedział nasz przewodnik dławiąc się ze śmiechu.
Chłopiec odwrócił się powoli.
Co za wstyd... to nie był Markus! Chłopak był w tym samym wieku, miał podobną figurę, ale twarz... twarz podobna była tylko z daleka.
- Czy można dostać połowę nagrody za samego siebie? - zapytał ochryple chłopiec.
W spojrzeniu, które rzuciła mi Helen, było dużo więcej, niż można wyrazić słowami.
- Szanowny lordzie... - dziewczyna odwróciła się wreszcie, przysiadła w półukłonie. - Piękna markizo... mojego młodszego brata łapią każdego dnia, odkąd wprowadziliśmy go do sztuki. Proszę nam wybaczyć, ale to nie książę Markus...
- Mam dokument od Straży - powiedział ponuro chłopak. - Tam napisano, że nie jestem Markusem, tylko trochę podobnym chłopcem. Pokazać?
- Przepraszam... - rzuciłem, nie zastanowiwszy się, że hrabia nie powinien prosić o wybaczenie komediantów. - Naprawdę jesteś podobny...
- Mój przyjaciel widział kiedyś księcia - oznajmiła spokojnie Helen. - Pomylił się. Brawo, chłopcze! Każdego dnia oszukujesz wysoko urodzonych ślepców.
Mały aktor uśmiechnął się lekko i poprawił koszulę. Ech, komedianci, komedianci. To w miejskim więzieniu mogą ci dać pasiaste ubranie, na katorgę płyniesz we własnej koszuli... zawsze to mniejsze koszty...
- Podobny? - zapytał dumnie chłopak.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zimne brzegi»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.