Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi

Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Miraculous należy do Domu?

- Zasadniczo tak. Część akcji mają prywatni właściciele, miasta, kilka prowincji, ale przede wszystkim Dom.

- Mądrze.

- Miraculous przynosi więcej dochodu niż jakakolwiek kopalnia.

Po opuszczeniu sali magnetyzmu wspinaliśmy się na wyższe piętra Kryształowego Pałacu. Wkrótce zaczęło mi się mącić w oczach, a wszystko, co usłyszałem i zobaczyłem, zmieszało się.

Ileż warta była sala broni! Wiedziałem, że najnowszych i najsprytniejszych modeli tu nie pokazano, ale wystarczyło tego, co zobaczyłem tylko przelotnie, tego, o czym usłyszałem, i tego, czego nawet się nie domyślałem.

Kulomioty - stare, skałkowe, i nowe, w których proch i kule zaciśnięto razem w kartonowej gilzie. Ręczne kulomioty, rewolwery i kulomioty z wieloma lufami. Kulomioty samopowtarzalne były - co prawda tylko najstarsze. Tej tajemnicy Mocarstwo strzegło zazdrośnie. Miotacze ognia - ogromne, gdzie miechami pięciu ludzi macha (takie się na murach stawia) i małe, ręczne, gdzie wcześniej w miedziany cylinder powietrze wtłaczają, a potem wystarczy tylko zaworem pokręcić...

Ręczne bomby, małe i duże, miedziane, żeliwne, ceramiczne...

Armaty - najróżniejszych kalibrów, z pociskami zwykłymi i wybuchowymi, z gwintowaną lufą, z pociskami rakietowymi, z mieszanką zapalającą...

A już od broni prostszej - mieczy, kusz, kindżałów i łuków... oczy się rozbiegały. W sali byli przede wszystkim mężczyźni i dzieci, kobiet nie było prawie wcale. Pachniało prochem. Za dodatkową opłatą pozwalano strzelić z prościutkiego kulomiotu w grubą dębową tarczę. Tam bawili się głównie chłopcy. Zacząłem się im przyglądać - wielu było w wieku Marka. Ale jego oczywiście nie było...

Pod samym dachem Kryształowego Pałacu, w sali piramidowej zalanej czerwonym światłem zachodzącego słońca, mieściło się Królestwo Elektryczności. Helen była wyraźnie zainteresowana, ja nieszczególnie. Popatrzyłem, jak pomiędzy dwoma miedzianymi kulami z trzaskiem przeskakują iskry, poprzepychałem się w kolejce, podstawiłem rękę pod uderzenie elektryczności od miedzianej płyty - rzeczywiście zabawne. Na wysokich podstawkach stały łukowe lampy - pracownicy przepraszająco wyjaśniali, że ich salę należy odwiedzać wieczorem, by móc do woli nacieszyć oczy światłem elektrycznym. Zresztą, chętni mogli popatrzeć na nie w specjalnie zaciemnionym pokoju. Zajrzałem - ale, o dziwo, się nie płaciło. Widowisko było tajemnicze, ale smętne. Pomiędzy dwoma węglowymi pręcikami bił i trzeszczał elektryczny łuk. Światła dawał tyle co stearynowa świeczka, może trochę więcej, ale za to nieprzyjemnego, rażącego. A gdy przewodnik zaczął wyjaśniać, że elektryczność zdobywa się dzięki specjalnej, dynamowej maszynie, na którą poszło sto kilogramów miedzi i trzydzieści żelaza i którą obraca koło wodne... Co za głupota! Szkoda słów. Za takie pieniądze tak nieprzyjemne światło? To już lepszy był gazowy płomień albo lampa karbidowa...

I w jednym tylko miejscu tej wychwalanej, ale nudnej sali stanąłem jak wryty. Tam prezentowano elektryczną maszynkę powodującą wybuch prochu, którą można wykorzystać w wojsku i różnych pracach budowlanych. Oczywiście nie w działaniu - nie ryzykowano by drogocennym szklanym pałacem... nikt, prócz mnie, się tej makiecie nie przyglądał. Malutki elektryczny cylinderek, w którym była elektryczna iskra zapłonu, wydał mi się znajomy.

Podeszła Helen, spojrzała i kiwnęła głową.

- Oczywiście. Zapalnik w szybowcu jest elektryczny. A co myślałeś? Że za każdy razem podpalam knot?

- Nie, ale... różne są sztuczki...

- Też racja, kiedyś używaliśmy chemicznego. Ale nie było tygodnia, żeby sam z siebie nie zadziałał, oczywiście, w najmniej odpowiednim momencie. Z elektrycznym jest znacznie pewniej. Ja jestem zadowolona.

- Przynajmniej jedno pożyteczne zastosowanie - przyznałem. - Na przyszłość nie będę pospiesznie sądzić...

- Słusznie. I co, hrabio, nie ma tu naszego syneczka?

Uśmiechnąłem się ponuro.

- W takim razie chodźmy, jestem potwornie zmęczona. Zresztą, już późno. Chyba, że chcesz jeszcze popatrzeć na łukowe lampy?

- Też mi zabawa. Tylko oczy bolą. Chodźmy.

Schodziliśmy bez pośpiechu po schodach, przy windach zebrał się spory tłumek. Widocznie wszyscy spieszyli się do restauracyjek, kawiarni, hoteli albo na ostatnie promy. Niewielka grupa stała jeszcze przy zbiorach osobliwości, ale ani ja, ani Helen nie mieliśmy ochoty na oglądanie potworków.

Zatrzymałem się dopiero na pierwszym piętrze.

- Poczekaj. Tu nie byliśmy.

- Żelazny skarbiec? Książę nie miałby tu nic do roboty. Napatrzył się na to wszystko w Wersalu... - oznajmiła Helen, ale mimo wszystko poszła za mną.

Marka nie było. Ludzi też było niewiele, za to sporo strażników po cywilnemu. Sala rzeczywiście przypominała skarbiec wpływowego markiza. Większość zwiedzających skupiła się wokół staruszka przewodnika, który schrypniętym głosem opowiadał o żelazie.

Zainteresowało mnie to.

- Proszę mi powiedzieć, co jest cenniejsze... - w jednej ręce staruszek trzymał żelazną sztabkę, mniej więcej setnej próby, w drugiej kilka kamieni. - Jak państwo myślicie?

Oczywiście, wszyscy rozumieli, że w pytaniu jest podstęp. Niektórzy pewnie znali odpowiedź, uśmiechali się i nic nie mówili. Zadowolony staruszek kontynuował:

- Słusznie czynicie, że milczycie...

- Co za bzdury, oczywiście, że cenniejsze jest żelazo - nie wytrzymał jakiś arystokrata, wyglądający na prowincjonalnego barona.

- Nie pytam o cenę! - zaprotestował staruszek i opuścił sztabkę i kamienie. - Mówię o wartości.

- Wszystko jedno - mówiący rozejrzał się, szukając poparcia. - Taka sztabka warta jest spore pieniądze. A kamienie...

- Więc chodzi o wartość żelaza?

- Oczywiście.

- A przecież w tych kamieniach żelaza jest nie mniej niż w sztabce. Nawet więcej.

Staruszek osiągnął to, co chciał - zainteresowanie słuchaczy - i mówił dalej:

- Żelaza, zesłanego przez Pana naszego jest w ziemi bardzo dużo, uwierzcie mi. Ale metale, podobnie jak ludzie, znają miłość albo, jak my to nazywamy, pokrewieństwo. Żelazo jest silnie spokrewnione z wodą, powietrzem i innymi naturalnymi pierwiastkami. I do rozbicia tego związku, uwolnienia żelaza w czystej postaci, nadaje się jedynie rzadka skała...

- Wiem, znawco rud - dyskutant nie poddawał się. - Mam kopalnię.

Staruszek skinął głową.

- Dużo daje żelaza? Nie pytam o liczby, miły panie! Proszę mi powiedzieć, czy wydobycie spada, czy rośnie?

- Mnie wystarcza - wykręcił się od odpowiedzi arystokrata.

Znawca rud rozłożył ręce:

- Szlachetni państwo, jak sądzę, wielu z was posiada własne kopalnie. I zaryzykuję stwierdzenie, że wydobycie nie rośnie z roku na rok. A przecież nauka zrobiła znaczny krok naprzód, teraz rzadko która kopalnia nie ma maszyny parowej... Do czego zmierzam? Otóż do tego, że gdy zaczynają działać boskie prawa miłości, człowiek nie może się im oprzeć. Czyż nie mam racji?

Jeśli przed chwilą odwiedzający słuchali w napięciu, teraz napięcie spadło. Staruszek wiedział, jak uspokoić arystokratów. Damy uśmiechały się, spoglądając na kawalerów, a ci pobłażliwie popatrywali na starego przewodnika.

- To samo tyczy się boskich praw pokrewieństwa metali... Człowiek może nauczyć się je zrozumieć, ale nie może ich pokonać. Nauczyliśmy się rozbijać kruche związki żelaza, ale prawdziwego pokrewieństwa obejść nie możemy, dlatego właśnie żelazo, którego tak dużo jest we wnętrzu ziemi, nie chce nam ulec. Spróbujmy teraz wyobrazić sobie, jak zmieniłoby się życie, gdyby żelazo było łatwo dostępne.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimne brzegi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Трикс (авторский сборник)
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Участковый
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Именем Земли
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Конкуренты
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Отзывы о книге «Zimne brzegi»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x