Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi

Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- No proszę... - powiedziała Helen. - Co? Ilmar? Nieźle?

- Powinnaś była urodzić się ptakiem.

- Nie... Ptaki latają same z siebie. Nic ciekawego...

Odwróciła się i dotknęła mojego policzka. Uśmiechnęła się:

- Jeśli zdarzy ci się lecieć z kimś innym, to zrozumiesz, dlaczego taka jestem z siebie dumna...

Do szybowca biegł, podskakując i zapinając w biegu spodnie, opalający się tu mężczyzna. Miał zaniepokojony wzrok, a gdy pomagał wysiąść Helen, trzęsły mu się ręce.

- Dlaczego pas był zajęty? - warknęła Helen z taką wściekłością, że nawet ja drgnąłem. - Dlaczego nie obserwuje się tu nieba, nie daje sygnałów? Gdzie jest dowódca pola startowego?

- Ja jestem dowódcą, pani...

- Nie jesteś. Będziesz sprzątać pas i czyścić dziób szybowca, jak już wyjdziesz z aresztu. Dwa tygodnie aresztu!

- Tak jest, dwa tygodnie aresztu!

Sądząc po minie, ten mocny, umięśniony mężczyzna spodziewał się znacznie większych nieprzyjemności.

Wyskoczyłem za Helen. Ona nadal przewiercała nieszczęśnika spojrzeniem, w końcu machnęła ręką i odwróciła się od mnie:

- We wszystkich kurortach to samo... beznadziejna sprawa...

Tymczasem od strony wieży biegli ludzie, pospiesznie doprowadzając do porządku mundury. A z wieży nagle oderwały się i wzbiły w niebo dwie zielone rakiety.

- O, zauważyli... - Helen pokręciła głową. - Tylko na to popatrz... może powinnam wzlecieć i wylądować znowu, zgodnie z regułami?...

Nagle się roześmiała.

- Chodźmy... a wy macie doprowadzić szybowiec do porządku i zamocować pchacze! Maszyna powinna być gotowa do lotu w każdej chwili!

Zostawiając wystraszonych pracowników pola startowego, poszliśmy w stronę bramy. Helen jeszcze się chmurzyła, ale oczy jej już się śmiały...

- Ilmar, pomyśl tylko... mój najlepszy lot, który powinno się umieścić w podręcznikach, i żadnego efektu! Żadnego! Żebym chociaż przy lądowaniu zahaczyła skrzydłem tego idiotę. Żebym złamała koło! To nie, wylądowaliśmy jak na pokazie.

- Rozumiem...

- Co ty tam możesz rozumieć...

- Helen, mnie też zdarzało się robić rzeczy prawie niemożliwe. A ludzie, którzy to widzieli, dobrodusznie kiwali głowami i nie rozumieli, że właśnie są świadkami cudu. Z boku... z boku wszystko wyglądało prosto.

- Dziękuje - powiedziała Helen po chwili milczenia. - Dziękuje, Ilmar. To jak, spróbujemy znaleźć igłę w stogu siana?

- Znajdziemy. Jeśli ona w ogóle tu jest.

Poczułem krótkie, bolesne wyrzuty sumienia. Cokolwiek by mówić, przecież mieliśmy zamiar znaleźć, złapać i wydać Domowi mojego niedawnego towarzysza ucieczki.

Ale co innego nam pozostawało? Z boku łatwo osądzać...

Rozdział piąty,

w którym nie dziwię się cudom, ale jestem wstrząśnięty zwykłymi rzeczami

O Miraculous plotki krążą po całym Mocarstwie. I obcokrajowcy stale tu przybywają. Oczywiście nie wierzyłem w to wszystko, co mówiono o Krainie Cudów. W Miraculous sama tylko opłata za wejście jest taka, że za te same pieniądze można by przez tydzień odpoczywać na włoskim wybrzeżu, to nic dziwnego, że wszystkie uroki starają się odmalować jak można najlepiej... Ale teraz trafiliśmy tu bezpłatnie. Turyści szybowcami nie latają.

Mała rzecz, a cieszy.

Wyszliśmy z pasa startowego. Przy bramie prowadzącej do Krainy Cudów nawet nie było ochrony. Tylko zasuwa, zasunięta od wewnątrz. No tak, Miraculous to miejsce spokojne, ciche, straży dużo...

- Rozpuścili się - skonstatowała ponownie Helen, teraz już bez emocji. Widocznie zdążyła się przyzwyczaić do takich prowincjonalnych garnizonów, w których żołnierze zapominali o służbie.

Za bramą był niewielki park. Wysypane piaskiem dróżki, fontanny, altanki... wszyscy spacerowicze mieli szlachectwo wypisane na twarzy. Jasna sprawa, któż inny - prócz arystokraty czy bogatego kupca - mógłby zapłacić dwadzieścia pięć marek za wejście? Kupcy też tu byli, niektórzy ubrani z większym przepychem niż wysoko urodzeni, ale się od nich różnili. Może nie było w nich tej pewności siebie...

- I to ma być ten słynny Miraculous? - zdumiałem się. - W każdym mieście takich parków...

- Ilmar, chodź, znajdziemy jakąś kawiarnię. Strasznie jestem głodna.

- Chodźmy - zgodziłem się ochoczo.

Nikt nie zwracał na nas uwagi. Kilka ciekawych spojrzeń, rzuconych przez najbardziej domyślnych, którzy połączyli lądujący przed chwilą szybowiec i nasze pojawienie się zza bramy. I to wszystko. Helen w swoim rzucającym się w oczy mundurze nie wyglądała bardziej niezwykle niż damy w wyszukanych toaletach, ba, nawet bardziej atrakcyjnie. A ja nie byłem jedynym przedstawicielem bohemy. Przy marmurowej rotundzie malarz, ubrany w tym samym stylu co ja, rysował niewielką rodzinę. Kobieta w obcisłym kostiumie opierała się o ramię mężczyzny, nie zapominając od czasu do czasu trzepnąć nudzącego się malucha. Malarz na chwilę oderwał się od płótna, na którym już zaczęły pojawiać się zarysy ludzi, rzucił mi podejrzliwe spojrzenie. Przestraszył się konkurenta? Czy zobaczył we mnie coś znajomego? Malarze mają nie gorsze wyczucie twarzy niż lekarz Jean... Skłoniłem się uroczyście, otrzymałem w odpowiedzi uprzejmie chłodny ukłon i poszliśmy dalej.

- Byłam tu kiedyś... - Helen rozejrzała się na boki. - Tędy... Szeroką aleją, wyłożoną sześciobocznymi kamiennymi płytami, poszliśmy przez rzednący park. Zza drzew wyglądały jakieś budynki o wykwintnej architekturze. Na chwilę przystanąłem, gdy dotarło do mnie, że błyszczący jak diament budynek jest zbudowany wyłącznie ze szkła i stali!

- Helen!

- Co? A...

Uśmiechnęła się.

- To Kryształowy Pałac. Stal i lustra. Ładnie, prawda?

- Tuzin bez jednego... Helen, ja myślałem, że to bujda!

- Nie, wszystko się zgadza. Przez ten pałac przeszło tylu ludzi, że pewnie ze trzy razy się zwrócił. Miraculous to nie tylko miejsce demonstracji potęgi Domu, to również bardzo zyskowne przedsięwzięcie.

- Idziemy tam?

- Szukać Markusa? - uśmiechnęła się złośliwie. - Ilmar, jesteś jak dziecko.

- Nigdy czegoś takiego nie widziałem...

- Jasne. Ale najpierw obiad.

Skinąłem głową, z trudem odrywając wzrok od lśniącego w promieniach słońca Kryształowego Pałacu. A Miraculous, jakby urażony moim pogardliwym do niego stosunkiem, nadal demonstrował cuda.

Z tyłu rozległ się dziwny, niezrozumiały hałas. Odwróciłem się, i zobaczyłem szereg łoskoczących powozów, malutkich jak wagonetki w kopalniach, sunących po alei. Z pierwszej walił w górę dym, co nikogo nie dziwiło. Od czasu do czasu rozlegały się dziecięce i kobiece piski, raczej zachwycone niż przestraszone. We wszystkich wagonetkach, prócz pierwszej, siedzieli na ławkach ludzie. W pierwszej dumnie stał młody chłopak w jaskrawopomarańczowym uniformie. Ręce trzymał na sterczących w górę drążkach.

Najdziwniejsze było to, że powozy poruszały się same! Nie zaprzężono do nich żadnych koni.

- Helen...

Odciągnęła mnie na bok. Powozy połączone brązowymi ogniwami przejechały obok. Chłopak w pomarańczowym uniformie zerknął na nas i pociągnął jakąś dźwignię. Z miedzianego kotła, za jego plecami, z rykiem wyrwał się strumień pary. Pasażerowie odruchowo zapiszczeli.

Nic nie powiedziałem. Już zrozumiałem, że mam przed sobą parowy powóz. Zabawna rzecz, ale nic nadzwyczajnego.

Niespiesznie, jak idący spokojnym krokiem człowiek, powóz pojechał dalej. Za pierwszą wagonetką z kotłem była jeszcze jedna, z węglem, widocznie w parowozie trzeba było cały czas palić. Niektórzy pasażerowie byli przyprószeni węglowym pyłem, ale chyba uważali to za część rozrywki.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimne brzegi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Трикс (авторский сборник)
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Участковый
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Именем Земли
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Конкуренты
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Отзывы о книге «Zimne brzegi»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x