Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi

Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Zabawki - powiedziała obojętnie Helen.

Skinąłem głową. Jasne, że zabawki. Ale wspaniałe.

- Duża pizza - oto, czego mi teraz trzeba. I szklanka soku pomarańczowego... - Helen odciągnęła mnie z alei. - O, zobacz, tam...

Obok okrągłego pawiloniku, wokół którego ustawiono na trawie plecione stoliki, tłoczyli się ludzie. Zapach gorącego jedzenia pomógłby trafić nawet ślepemu.

Takich malutkich kawiarni było tu dużo. Miraculous był nabity ludźmi, jak miejski plac w wolny dzień. I wszyscy bez przerwy jedli, pili, rozmawiali, dzielili się wrażeniami. Sądząc po twarzach, nikt nie żałował przyjazdu do Krainy Cudów.

Kupiłem dwie pizze, szklankę soku dla Helen i kieliszek białego wina dla siebie. Usiedliśmy przy stoliku nieco z boku, w milczeniu zaczęliśmy jeść. Rozglądając się, zauważyłem, że w tłumie jest kilku strażników po cywilnemu. Zdradzało ich jedynie spojrzenie - zbyt baczne, zawodowe, oceniające. Żaden nie był w mundurze. Widocznie administracja Miraculousu doszła do wniosku, że widok strażników mógłby zepsuć gościom nastrój.

- No i jak, masz jakieś pomysły? - zapytała Helen, dopijając sok.

- Gdzie szukać Markusa?

- Tak. Przecież nie jesteśmy tu dla zabawy.

- Na razie nie mam - przypomniałem sobie starego medyka. Może w rozmowie była jeszcze jakaś wskazówka? Chyba nie...

- Myśl, myśl. Pod tym względem jesteś specjalistą.

- Nie jestem psem gończym, Helen.

- Za to nie raz byłeś w skórze królika. Postaw się na jego miejscu.

Napiłem się wina, odchyliłem na twarde oparcie krzesła. Popatrzyłem ponad jedzącym tłumem.

- Jak można się tu dostać, Helen?

- Od brzegu odchodzi prom.

- Prom... czy chłopca, który zapłaci, nikt nie wygoni?

- Oczywiście, że nie. Wpuściliby nawet niemowlę, gdyby zapłaciło. Nikt nie zwróciłby uwagi.

- Niesłusznie. Pewnie wszystkie okoliczne dzieciaki gotowe są kraść od rana do wieczora, żeby dostać się na wyspę.

- Możliwe. Ale pieniądze nie śmierdzą.

- Miraculous działa bez przerwy?

- Tak, w dzień i w nocy.

- To znaczy, że jak się tu wejdzie, można przebywać, jak długo się chce?

Pokręciła głową.

- No nie. Dwa dni minus czas spędzony w hotelach. A hotele są tutaj bardzo drogie.

- Jest wystarczająco ciepło, żeby spać pod otwartym niebem.

- Straż sprawdza. Ci, którzy śpią pod gołym niebem, długo się nie utrzymają. Na bilecie wejściowym zapisują, kiedy się zjawiłeś. W każdej chwili mogą zażądać, żebyś go okazał. Jeśli w drodze powrotnej złapią cię z przedłużonym biletem i bez dokumentu z hotelu - podwójna kara. A tutejsze hotele każdego mogą doprowadzić do bankructwa. W przeciwnym razie na wyspie nie byłoby żebraków i kieszonkowców.

Co do kieszonkowców, miałem swoje zdanie. Nawet najzręczniejszego szybko by tu złapano. A nędzarza nie stać na bilet wejściowy.

Ale i tak wyglądało to niewesoło.

- Wychodzi na to, że w najlepszym razie Markus musiałby co dwa dni uciekać z wyspy, jeśli nie chce ryzykować?

- Może ma pieniądze na Słowie?

- Ile? Setki marek? Coś ty, Helen... wątpię. Ale nietrudno sprawdzić.

- Są trzy hotele - rozmyślała na głos. - Jeden dla wysoko urodzonych z gałęzi Domu. Raczej tam nie wejdzie, to szaleństwo. Dwa kolejne są skromniejsze. Sprawdzimy je.

- Sprawdzimy wszystkie.

- Dobrze. To co, Ilmar, do pracy?

- Tylko się nie rozdzielajmy.

- Zgadzam się - uśmiechnęła się zakłopotana. - On umie się bić. I to dobrze, gdyż w Domu sztuki walki abo wykładają najlepsi rosyjscy mistrzowie. Ja nie miałam takich nauczycieli. A jeszcze teraz, z moją ręką...

- To nic. Ja sobie poradzę. W końcu to tylko dzieciak.

Nie umawiając się, wstaliśmy. Rzuciłem na stół miedzianą monetę, wziąłem Helen pod rękę i ruszyliśmy po Krainie Cudów.

Capri to mała wysepka. Ale tyle tu wszystkiego nastawiali, że dopiero po trzech godzinach obeszliśmy wszystkie hotele. Prócz tych, które pamiętała Helen, znalazł się jeszcze „Domowy Pensjonat Przyszłości” - niby zwykły zajazd, ale wyposażony w takie sprzęty, których nawet w pałacu się nie zobaczy. Jeśli wierzyć plakatom, wkrótce najnędzniejszy żebrak będzie mógł mieszkać w takim domu... który na razie był droższy od najbardziej komfortowego pokoju w zwykłym hotelu.

Markusa, oczywiście, nigdzie nie było. Oboje z Helen starannie udawaliśmy postrzeloną parkę - wysoko urodzona dama z kochankiem malarzem, poszukująca synka, który uciekł po kolejnej kłótni. Oczywiście, Markus na pewno nie pojawiłby się tu, nie zmieniając wyglądu, my również nie mogliśmy opisywać znanego całemu Mocarstwu młodszego księcia, dlatego Helen podawała tylko ogólne cechy - wiek, budowę ciała, a na bezpośrednie pytanie o kolor włosów burknęła: rude. Współczuli jej, zapewniali, że chłopcu w krainie cudów nie może stać się nic złego... ale żadnego nastolatka, ani rudego, ani czarnego, ani jasnowłosego, który zamieszkałby w hotelu sam, nie było.

Właśnie czegoś takiego się spodziewałem...

W ostatnim hotelu wzięliśmy skromny pokój - zapłaciła Helen, ja już prawie nie miałem pieniędzy. Pokój okazał się tylko odrobinę lepszy (miał lampę gazową) od tego, który tak skrytykowała w Lyonie, ale nie ironizowałem.

- Ślepa uliczka - powiedziała Helen, gdy znowu wyszliśmy na kwitnące aleje Miraculous. - Medyk zwariował na starość. Markusa tu nie było i być nie mogło.

- On naprawdę nie ma się gdzie podziać, Helen. Jego portret widział każdy człowiek w Mocarstwie. I to bardzo podobny portret, nie to co mój. Markus nie może włóczyć się po traktach czy miastach, nie może...

- A co on tutaj może, Ilmar? Opamiętaj się! Tu stale bywają ci, którzy są przyjmowani na dworze! Ci, którzy znają go osobiście!

Rozumiałem Helen. W porywie entuzjazmu, ucieszona nieoczekiwanym śladem, postawiła wszystko na Miraculous. I co mamy zrobić, jeśli nie znajdziemy tu Marka? Prędzej czy później stanie się jasne, że to właśnie Helen wyciągnęła mnie z Lyonu. Nikt nie uwierzy w zbieg okoliczności, najżyczliwszy człowiek przyzna, że to chytry spisek...

- Znajdziemy go.

- Może chłopak już dawno nie żyje - rzuciła z rozdrażnieniem Helen. - Ktoś zobaczył, że ma Słowo, i torturował go na śmierć. Albo trafił na maniaka, który go zgwałcił i zakopał przy drodze.

- Przecież sama mówiłaś, że on zna abo...

- Jedna sprawa znać, inna stosować.

- Helen, najpierw przeszukajmy Krainę Cudów. Potem zdecydujemy, kto jest winien i co robić dalej.

Lotna spojrzała na mnie kątem oka. Uśmiechnęła się pojednawczo.

- Dobrze. Rzeczywiście jestem dla ciebie niesprawiedliwa. Sama chciałam zaryzykować.

- Pójdziemy do Kryształowego Pałacu?

- Myślisz, że może tam być Markus?

- Nie myślę. Po prostu chce go obejrzeć.

Napięcie spadło. Roześmialiśmy się.

- No, dlaczego mam umierać jak głupiec! Przynajmniej popatrzę, co mądrzy ludzie wymyślili!

Poszliśmy do Kryształowego Pałacu.

Miraculous rzeczywiście był wypełniony cudami od góry do dołu. Do poruszających się pociągów parowych przywykłem szybko. Zresztą, nie widziałem w nich szczególnego pożytku - powolne, nieruchawe, w dodatku zżerają masę węgla. Już karuzele poustawiane wszędzie wydawały mi się znacznie bardziej pomysłowe... na nich z jednakową przyjemnością kręciły się dzieci i dorośli. Wszędzie porozrzucano niewielkie pawiloniki, najróżniejszej architektury. Niemal każde większe miasto Mocarstwa uważało za obowiązek i zaszczyt zbudować w Miraculous swój „zakątek” i przedstawić w nim wszystko, z czego było dumne. Minęliśmy pawilon berliński, przypominający malutką kopię Kryształowego Pałacu, tylko konstrukcja była mosiężna, a szyby kolorowe. Za to w środku wystawiono metalowe przedmioty, do których wyrabiania Niemcy mają szczególny talent. Były to: noże, miecze, kulomioty, zamki, zbroje, mała, ale prawdziwa maszyna parowa, niespiesznie obracająca ogromny wal... wszyscy chętni mogli za niego chwycić i spróbować pokonać siłę mechaniczną. Chętnych nie brakowało. Na wale wisieli w pojedynkę i całymi rodzinami czy towarzystwami, żeby z piskiem i śmiechem spaść na troskliwie podłożone maty. Z rury wyprowadzonej na zewnątrz walił dym.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimne brzegi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Трикс (авторский сборник)
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Участковый
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Именем Земли
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Конкуренты
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Отзывы о книге «Zimne brzegi»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x