Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi
Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zimne brzegi
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Gdzie jesteśmy, Helen?
- Zbliżamy się do Turynu. Ale nie widzę przerw w chmurach... skłamali obserwatorzy.
- Zdołamy w razie czego wylądować bez pola?
- Zdołamy, tylko znowu rozbijemy szybowiec. Nie przeszkadzaj.
Zamilkłem. Od czasu do czasu popijałem koniak. Chmury przybliżały się. Znowu zaczęło nas rzucać z boku na bok, w chmurach coś błysnęło.
- Burza - powiedziała Helen. - Niedobrze.
- Pchacze się skończyły?
- Jeszcze jeden jest - odparła niechętnie Helen. - Czekaj...
Szybowiec przechylił się na jedno skrzydło, przesunął w prawo, w lewo, zawirował... Helen szukała wiatru. Ale chyba bez powodzenia, wkrótce przestało nami miotać i lecieliśmy równo.
- Masz kompas?
- Tak. Ilmar, na Siostrę, bądź cicho!
Jeszcze jakieś dziesięć minut schodziliśmy w dół, a gdy chmury były tuż pod nami, Helen z przekleństwem na ustach położyła rękę na zapalniku.
- Trzymaj się, zapalam...
Ostatni ładunek straciła nie tyle na nabieranie wysokości, ile na lot gdzieś na wschód. Słońce raziło, w końcu zacząłem patrzeć tylko w dół i ze zdumieniem dostrzegłem przerwy w chmurach.
- Helen, chmury się rozstępują!
- Wiem...
Szybowiec drgnął - ostatni pchacz odczepił się i wirując pomknął w dół.
- Nie zdarzało się, że ludziom na głowę?...
- Zdarzało, ale rzadko. Nad miastami nie wolno włączać pchaczy.
Teraz byliśmy zdani na łaskę i niełaskę wiatru. Ale morze obłoków rzeczywiście rozerwało się na strzępy i Helen nadal znajdowała wstępujące prądy powietrza, gigantyczną spiralą podnosiła szybowiec coraz wyżej i kontynuowała lot na wschód.
- Chyba się udało... - powiedziała. - Albo ty jesteś w czepku urodzony, albo to ja mam dziś szczęście. Bez tego nigdy byśmy nie dolecieli. I maszyna nie zawiodła...
- W Chinach mają dobre szybowce - odezwałem się.
- Wiem. Nawet takie, gdzie ładunków wystarczy na godzinę lotu. Ciężkie, zarazy, prawie nie mogą szybować. Na samych pchaczach lecą, za to szybko. Podobno w ciągu godziny pokonują dwieście kilometrów...
- Dokąd się tak spieszyć? I tak jest szybko, godzinę mniej, godzinę więcej...
- Nie masz racji. Na wojnie czasem minuta o wszystkim decyduje. Ja kiedyś nie zdążyłam. Odrobinę... i trzeba było spalić most.
- Jak się to robi?
- Zamiast jednego pchacza podwieszają bombę - wyjaśniła Helen. - Zniżasz się nad celem, zrzucasz, przy zetknięciu z ziemią bomba wybucha. Próbowali montować szybkostrzelne kulomioty, ale nie wyszło. Duża waga, a sensownie wycelować i tak się nie udaje. Walczyłeś?
- W młodości.
- Widziałeś atak szybowców?
- Nie, to były małe wojny, prowincje wyrównywały rachunki. Żadnych szybowców.
- Miałeś szczęście. Gdy dziesięć szybowców zniża się nad polem bitwy i każdy zrzuca dwie bomby...
Odwróciła się, nie puszczając dźwigni. Pokręciła głową.
- Nie daj Boże, Ilmar. Nawet z góry strach patrzeć na dzieło własnych rąk.
Nocna Wiedźma nie żartowała i nie kokietowała. Jej oczy były absolutnie poważne.
- Wojna zawsze jest straszna.
- Nieprawda. Gdy w uczciwej walce się spotykasz, to jedno, a gdy śmierć z góry spada...
- Czemu przeklinasz swoją pracę?
- Ja lubię latać, Ilmar. To jest moja praca...
Z kobietami tak zawsze. Każdy mężczyzna byłby dumny, że swoim szybowcem budzi przerażenie we wrogu, że rozgania armie. A Helen... ale ma rację. Kobiecą rzeczą jest rodzić, a nie zabijać.
- Rozumiem, Helen. Ile jest w ogóle kobiet awiatorów?
- Dziesięć. Ja jestem najlepsza.
Powiedziała to tak po prostu, bez zbytniej dumy, a ja skinąłem głową.
- Naprawdę jesteś najlepsza, i to nie tylko w powietrzu.
Uśmiechając się wymuszenie, Helen znowu zajęła się wyłącznie przyrządami. Szybowiec sunął w poszukiwaniu prądu powietrza, a ja siedziałem, przeklinając swój szybki, niezręczny język. Wcale nie miałem na myśli łóżka, ale ona odebrała moje słowa właśnie tak...
Nie odważyłem się już kontynuować rozmowy, a Helen i tak miała co robić. Wkrótce bezsenna noc i alkohol dały o sobie znać. Zamknąłem oczy, rozluźniłem się, ukołysany śpiewem wiatru i ruchami szybowca. Zobaczyłem białe pole obłoków i siebie, jak po nim idę, nie zapadając się, tylko po kolana brodząc w wilgotnej mgle. A nade mną oślepiające słońce, powietrze zimne i czyste, pod nogami huczy grom, błyskają pioruny...
- Ilmar...
Otworzyłem oczy i ze zdumieniem zobaczyłem, że słońce stoi w zenicie, świeci przez mocno naciągniętą tkaninę kabiny. Nawet zrobiło się jakby cieplej...
- Śpisz?
- Tak... trochę.
- Zuch. Spójrz na dół.
Przywarłem do szyby.
Chmur już w ogóle nie było. Zielona, kwitnąca ziemia, kwadraciki pól malutkie domki... Ojej, ludzie! Malutkie ruszające się kropki!
To wszystko po lewej stronie. A po prawej - niebieskie łagodne morze.
- Helen, jak długo spałem?
- Trzy godziny, Ilmar.
- A niech to! - ledwie powstrzymałem przekleństwo. Drugi raz lecę szybowcem i śpię jak w zwykłym dyliżansie. - Gdzie jesteśmy, Helen?
- Minęliśmy Neapol. Zbliżamy się do Sorrento.
- Bez lądowania w Rzymie? Brawo, Helen...
Myśl o tym, że mielibyśmy lądować w pobliżu Urbisu, gdzie tak pragnęli zobaczyć mnie liczni słudzy Siostry i Zbawiciela, wcale mnie nie cieszyła.
- To świetnie Helen... bardzo dobrze...
- Dobrze? - spytała lodowatym tonem.
- A co?
- Dobrze? I to wszystko?
Zacząłem rozumieć.
- Nie, nie wszystko. Jesteś najlepsza na świecie...
- Ilmar, właśnie zrobiłam coś, co nie udało się jeszcze żadnemu awiatorowi. Doleciałam bez lądowania z Lyonu do Sorrento...
Odwróciła się i obrzuciła mnie niezadowolonym spojrzeniem.
- I wszystko, co masz mi do powiedzenia, to „dobrze”?
- Helen, zrozum, ja się na tym nie znam. Po prostu ci wierzę. I cieszę się, że zdołałaś dolecieć bez lądowania.
Szybowcem wstrząsnęło i wróciła do sterowania. Chyba udało mi się jej wytłumaczyć... ja naprawdę spodziewałem się po niej dowolnych wyczynów, znacznie większych niż lot z Galii do Italii...
- Teraz trzymaj się mocno - powiedziała w końcu Helen. - Lądowanie będzie twarde, na Capri jest tylko jeden pas i w ogóle... rzadko tu lądują. Widzisz wyspę?
Tak, wyspę widziałem. Tonącą w zieleni, zabudowaną, z żółtymi paskami plaż. Niewielka wysepka... Pomysł, że gdzieś tutaj mógł się ukryć książę Markus, zaczął mi się wydawać pozbawiony sensu.
- Wiesz przynajmniej, gdzie masz lądować?
- Mniej więcej... no i gdzie ten pas, śpią czy co, zupełnie się rozpuścili...
Szybowiec zataczał płynny łuk nad wyspą. Potem nagle pochylił się do przodu i poszedł ostro w dół.
- Dobrze, już widzę - powiedziała spokojnie Helen. - Zaryzykujemy, nie mam siły kołować...
Ziemia przybliżała się coraz szybciej, a ja nadal nie mogłem dojrzeć pasa. Wydawało mi się, że albo wbijemy się w jakiś budynek, albo spadniemy w morze, albo, w najlepszym razie, wylądujemy na wypełnionej ludźmi plaży...
Potem przed nami, za niskim białym murkiem, zobaczyłem krótką, kamienną dróżkę. Malutki hangar, niewysoki maszt, kołyszący się na nim smętnie pasiasty stożek wiatrowskazu...
- Ech!... - krzyknęła Helen, gdy szybowiec przeleciał nad samym płotem. Po pasie biegł, machając rękami i w panice usuwając wszystko z naszej drogi, nagi mężczyzna. Chyba opalał się na kamiennych płytach...
Uderzenie, jedno, drugie...
Szybowiec potoczył się równo i zrozumiałem, że jednak wylądowaliśmy, i to bez zapowiadanych przez Helen problemów. Podskakując na stykach płyt, szybowiec zwolnił bieg i zatrzymał się tuż przed końcem pasa. Widocznie nie wszystkim się to udawało, bo na słupach przed płotem była naciągnięta mocna sieć.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zimne brzegi»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.