Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi

Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Już latałem szybowcem... - powiedziałem i w nagrodę za inicjatywę spadło na mnie wściekłe spojrzenie Helen.

- Tak? - komendant był zdziwiony. - A kiedyż to?

- A ze mną - wyjaśniła spokojnie Helen. - Dawno temu. Do księżnej Diany, stojącej na czele węgierskiej linii Domu... W swoim czasie wypróbowała wszystkich porządnych malarzy w Mocarstwie, póki nie zdecydowała się na rosyjskiego portrecistę. Pamięta pan tę historię...

Niczego podobnego komendant oczywiście nie pamiętał i zacukał się na chwilę. Ale nie chciał przyznawać się do sklerozy.

- Oczywiście. No cóż, dobrze. Ale tylko na twoją odpowiedzialność, Helen.

Wrócił do biurka i szybko podpisał się na zezwoleniu.

- Tak jest. Zdaję sobie sprawę - skinęła głową Helen.

Komendant na chwilę przypadł do jej ręki w uprzejmie obojętnym pocałunku; uśmiechnął się opiekuńczo.

- Powodzenia, hrabino.

- Mam nadzieję, że w przyszłości również będę mogła korzystać z waszej gościny, baronie.

No proszę. Komendant nie był tak wysoko urodzony. Puszy się ze wszystkich sił, stara się regulaminu przestrzegać i awiatorom, stojącym wyżej od niego, dogodzić.

Kłaniając się nisko, wyszedłem za Helen. Gdy oddaliliśmy się od gabinetu, wysyczała:

- Kto cię ciągnął za język? Latał, widzicie go...

- Tak mi się jakoś wyrwało. Powiedz, a ten baron...

- Nie, boi się wysokości. Zawsze znajdzie wymówkę, żeby nie wsiąść do szybowca. Za to plac ma porządny, magazyny pełne, hangary suche, konie doskonałe, dyscyplinę mocną...

- Jakie znowu konie? - zapytałem, ale już przyszliśmy do kantorku byłego awiatora Petera.

- Wszystko w porządku - Helen pokazała mu kartkę. - Komendant zrozumiał konieczność lotu.

Peter uśmiechnął się kącikami ust i od razu spoważniał.

- Jesteś pewna, Helen? Deszcz się nasila. Podnieśli balon, na górze porywisty wiatr...

- Peter...

- Dobrze.

Popatrzył na mnie spode łba, podszedł do Helen i objął ją.

- Nie ryzykuj, dziewczyno. Dobrze? - Peter zajrzał jej w oczy. - Dom i Kościół mają wiele interesów. Amy tylko jedno życie... chodźmy, wyprowadzają szybowiec.

Helen skinęła głową.

- Zawsze o tym pamiętam.

- Ej, ty...

Podszedłem do niego. Peter w milczeniu wyjął z biurka stalową manierkę i podał mi.

- Napij się. Tylko dużo.

To była brandy, nie najlepsza, ale całkiem znośna.

- Odprężysz się, nie będziesz się miotał w kabinie - wyjaśnił Peter. - No, napij się jeszcze.

Nie spierałem się. Chyba wszyscy awiatorzy najbardziej bali się tego, że pasażer spanikuje w kabinie. Wspominając swój pierwszy i jak dotąd jedyny lot, i Marka, który omal nie wypadł na zewnątrz, mogłem ich zrozumieć.

- Dziękuję - oddałem manierkę. - Obiecuję, że będę zachowywał się spokojnie.

To go usatysfakcjonowało. Peter napił się sam i poszedł razem z nami.

* * *

Najpierw poszliśmy do toalety. Helen w milczeniu wskazała mi drzwi z męską sylwetką i weszła do swojej kabiny. Skinąłem głową ze zrozumieniem, w powietrzu nie załatwisz potrzeby. Peter, któremu takie niebezpieczeństwo nie groziło, czekał na nas na korytarzu.

Dopiero potem wyszliśmy na zewnątrz. Moim zdaniem deszcz wcale się nie nasilił, ale Helen wystawiła dłoń i niezadowolona pokręciła głową. Poszliśmy do jednego z hangarów, już pustego, oświetlonego jasnymi lampami. Chyba coś stąd niedawno wyciągnięto, na ziemi widać było ślady.

- Pospiesz się - poprosił Peter. - Jeszcze dziesięć minut i cię nie wypuszczę.

- To mi pomóż - Helen zdjęła płaszcz, zaczęła się rozbierać. Petera w ogóle się nie krępowała i podziałało to na mnie przygnębiająco.

Peter wyjął z szafki pod ścianą biało-niebieski mundur.

- A ty co stoisz? - Zapytała mnie ostro Helen.

We dwóch pomogliśmy się jej ubrać. Ale sytuacja! Jak w amsterdamskim domu schadzek...

- Ja i Helen jesteśmy starymi przyjaciółmi - odezwał się nagle Peter. - To ja ją uczyłem latać.

Nic nie powiedziałem.

- A potem spadłem. Myślałem wtedy, że to już koniec...

- Peter, nie musisz tego mówić - powiedziała Helen, zapinając kurtkę zdrową ręką.

- Muszę. Myślisz, że nie widzę, jak twój przyjaciel na mnie patrzy? Przyrzekłem wtedy Siostrze, że jak przeżyję... no i nie masz o co być zazdrosny.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Nigdy nie rozumiałem tych wszystkich umartwień ciała.

- Peter - powiedziała z wyrzutem Helen i były zamilkł.

Wyszliśmy z hangaru i poszliśmy po śladach. Szybowiec odciągnęli niedaleko, na początek długiej kamiennej dróżki. Teraz nad nią był naciągnięty brezent na mocnych żerdziach, dziesięciu żołnierzy krzątało się, podwieszając pod szybowcem rury pchaczy.

Działo się coś jeszcze, kompletnie niezrozumiałego. Dalej przy pasie startowym, po obu stronach stały dwie niewysokie kamienne wieżyczki. I teraz potężne, ciężkie ślepaki ciągnęły od wieżyczek grube liny, naciągając je, odwijając z bębnów.

- Hol mamy nowy, podrzuci cię wysoko - zauważył Peter. - Oszczędzisz pchacze...

- Peter, ja latam po swojemu.

Zamilkł.

Podeszliśmy do szybowca akurat w tym momencie, gdy konie podciągnęły liny, a pchacze podwieszono pod maszynę. Szybowiec wyglądał prawie tak samo jak ten poprzedni, rozbity. Mógł mieć trochę dłuższe skrzydła, końce wysuwały się spod brezentu, wibrując pod strugami wody.

- Mocujcie szybko - krzyknął Peter.

Żołnierze rzucili się do lin, oblepili je jak mrówki, zaczęli zaczepiać za haki przy dziobie szybowca.

- Niech ciągną mocno - poprosiła Helen. Peter gestem zawołał żołnierza z chorągiewkami.

- Daj sygnał na wieże, niech na starcie zupełnie zwolnią hamulce!

Gdy trwała cała ta krzątanina, gdy przyczepiano liny i sprawdzano rury pchaczy, czułem się najbardziej niepotrzebnym człowiekiem na świecie. Napięcie narastało, Helen już wsiadła do kabiny, już wrzuciła tam swoją torbę, wysiadła, zajrzała pod szybowiec...

- Szybciej! - poprosił Peter.

- Do maszyny, II... Zapnij pasy!

Helen urwała w pół słowa. Na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na skrót mojego imienia. Pospiesznie wgramoliłem się na tylne siedzenie, przygarbiłem, zapiąłem pas na brzuchu. Ale niewygodnie...

Helen już zakończyła sprawdzanie. Siadła z przodu, przypięła się, zrobiła ruch ręką, wyjęła z Chłodu mały cylinder zapalnika. Teraz mogłem mu się dobrze przyjrzeć. Był zrobiony z czarnego wypolerowanego drewna, chyba rozkręcany, bo przez środek biegła cienka linia, kilka metalowych pręcików. I co w nim jest, w tym zapalniku?

Helen umocowała z boku mapę, opuściła prawą rękę na dźwignię z prawej strony. Lewą niezręcznie ujęła dźwignię steru. Krzyknęła przez otwarte okno:

- Dobra, Peter!

Jej przyjaciel sekundę zwlekał, i przez chwilę pomyślałem, że każe żołnierzom odczepić liny... ale nie.

Szybowiec szarpnęło tak mocno, że zacząłem się obawiać o jego kruchą konstrukcję. Ruszyliśmy do przodu. Brezentowy namiot, żołnierze, Peter, machający chorągiewkami żołnierz w jednej chwili zostali z tyłu. Szyby kabiny od razu zalał deszcz, wiatr szarpał liny. Szybowiec jechał coraz szybciej, liny nawijały się z ogromną prędkością, znikając w szerokich otworach wieżyczek.

- Pomóż nam, Siostro! Uratuj i chroń! - krzyknęła Helen. I od tej spóźnionej, trwożnej modlitwy poczułem strach. Wcale nie była pewna powodzenia...

Przestało szarpać. Liny jeszcze ciągnęły nas do przodu, ale szybowiec już oderwał się od pasa i wzbił w niebo. Chwilę później liny się odczepiły. Było nieznośnie cicho, delikatny śpiew wiatru wydawał się złudzeniem. W dole migotały kamienie pasa startowego i budynki, takie teraz malutkie. W górze kołysało się niskie niebo.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimne brzegi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Трикс (авторский сборник)
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Участковый
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Именем Земли
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Конкуренты
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Отзывы о книге «Zimne brzegi»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x