Анджей Пилипюк - Wampir z MO

Здесь есть возможность читать онлайн «Анджей Пилипюк - Wampir z MO» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2013, ISBN: 2013, Издательство: Fabryka Slów, Жанр: Фэнтези, Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wampir z MO: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wampir z MO»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wszystko, co nasze oddam za kaszę…  Jest plan, ale trzeba naruszyć prywatne zasoby srajtaśmy i podłożyć trupa w milicyjnym mundurze!   Paskudny grudniowy poranek na Pradze. Wzmacniane stalą buciory, tarcze z grubego plastiku, pały, hełmy z przyłbicami. Amerykanie, jak zwykle, winni są obecności stonki ziemniaczanej i doprowadzenia żuczków do śmierci z zimna. Harcerz jako wilkołak? Ależ owszem, czemu nie jemu też należy się?! Do zobaczenia w kostnicy!
Druga powieść z cyklu «Wampiry».
Cykl z Wampirem (tom 2)

Wampir z MO — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wampir z MO», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– He, he, he – z przepitej gardzieli dobiegł śmiech przypominający rechot żaby.

Nieznajomy przydźwigał trylinkę i teraz z paskudnym grymasem cisnął ją w dół. Marek uskoczył pod ścianę.

– Pudło! – zakpił.

– Odzyskam moją flaszkę! – warknął wściekle mordziasty i znikł, zapewne w poszukiwaniu kolejnego pocisku.

Marek wyciągnął z kabury pistolet i przyczaił się. Gdy gęba pojawiła się po raz kolejny, wypalił. Trafił idealnie. Kula weszła w podbródek, przebiła podniebienie, grzybkowała i wyrwała górną połowę czaszki. Kawałki mózgu spadły na wampira jak deszcz. Usłyszał głuchy łomot walącego się na ziemię ciała.

– Masz swoją flaszkę, głupi chlorze! – parsknął. – Ośmiu ludzi wykończył, żeby się tylko nachlać? – Przeliczył wzrokiem kości.

Zaparł się plecami, ale po kilku próbach stwierdził, że nie da rady wydostać się tą drogą.

Beton był gładki, a plecy i buty ślizgały się na szlamie. Upaćkał się tylko od stóp do głów.

Zajrzał w głąb tunelu. Nie wyglądał groźnie.

– Mackowaci? – mruknął pod nosem. – Zobaczymy...

Wprawdzie wampiry doskonale widzą w ciemnościach, ale wolał niczego nie zaniedbać.

Włączył latarkę i omiótł snopem światła ściany. Wyglądały na zwyczajny solidny beton. Dno było wprawdzie zalane wodą, ale uznał, że musi zaryzykować.

– Diabli nadali, jeszcze trochę i to mnie trzeba będzie ratować... – westchnął. – No

i uważać trzeba, głupio się zagapiłem i dałem się podejść byle leszczowi na kacu!

Powędrował tunelem. Błoto paskudnie mlaskało pod nogami, ale poza tym nic niepokojącego się nie działo. Nic się nie kryło pod powierzchnią szlamu. Przeszedł dobre kilkaset metrów.

– Tak na logikę to już jestem poza obrębem murów fabryki – rozważał. – Problem w tym, że tu można logikę o kant dupy potłuc...

Przez kolejny kwadrans maszerował w milczeniu, czując, jak powoli przemiękają mu buty. Tunel się zmienił. Ściany, do tej pory betonowe, teraz wyglądały jak wyrąbane w kredzie.

Wreszcie gdzieś daleko przed sobą spostrzegł jasną plamę. Najwidoczniej zbliżał się do kolejnej studni. Przyspieszył kroku. Nieoczekiwanie potknął się o coś i rymsnął twarzą w wodę.

Znieruchomiał, ale nic go nie atakowało. Pozbierał się, klnąc.

– Co to, u diabła, za potykacz? – zdumiał się.

W wodzie namacał izolowany drut. Przewód przecinał tunel i biegł gdzieś dalej. Wampir zrobił kilka kroków i znalazł się w plamie światła. To faktycznie była studnia. W dodatku ze trzy razy głębsza niż ta w fabryce. Kabel biegł po ścianie gdzieś w górę. Niebo nad studnią było intensywnie błękitne, najwyraźniej panowała tam pełnia lata.

– Piorunochron czy ki diabeł? – zdziwił się i pociągnął. – Po co to komu w studni?

A może telefon do utopców założyli?

Szarpnął raz jeszcze. Przy kołowrocie brzęknął mały dzwonek. I zaraz światło przesłoniły dwie głowy.

– Co to za przedwieczne zło znowu przypełzło? – zrzędził jakiś staruch. – Ciasno się pomiotom robi w tym ich Rylech czy co?

– Tym razem to nie żadne ktulu ani tsaghoszcz, tylko jakieś nasze paskudztwo, jakby wampir albo utopiec – zauważył drugi staruch.

– Wampir w studni? To przecież nie jego nisza ekologiczna!

– Po tym Czarnobylu ciesz się, że nie szczeka. No nic, zaciukajmy go i wracajmy do stołu, bigos stygnie.

Coś, obijając się, leciało w dół. Marek usiłował uskoczyć, ale tajemniczy pocisk wpadł

mu za kołnierz. Sięgnął i wydobył nieco zardzewiałą „cytrynkę”.

– Semen, kretynie, zapomniałeś zawleczkę wyrwać! – dobiegło z góry.

– Kurde, granata zepsułem – zmartwił się drugi staruch.

– Jeszcze gorzej, nie zepsułeś, tylko głupio zmarnowałeś. Na szczęście mam w sieni jednego zapasowego!

Marek nie czekał na kolejną próbę „zaciukania” – rzucił się do ucieczki. Długo wędrował

tunelem, aż znalazł się w kolejnej studni.

– Szlag by trafił – burknął, rozglądając się.

Tak na logikę powinien trafić tam, skąd wyruszył. Tymczasem nie było tu nawet śladu kościotrupów. Studnia była jakby szersza i bardziej czysta, choć jeszcze głębsza. Woda na dnie sięgała mu do połowy ud. Skorzystał z okazji i wypłukał kurtkę ze szlamu.

– Marku! – rozległo się z góry. Uniósł głowę. Na cembrowinie siedział Fabryczny Kot. –

Od godziny cię szukam – powiedział futrzak jakby z wyrzutem. – A ty się w utopca bawisz...

– Pobłądziłem. Możesz mi skombinować drabinę albo coś?

– Jest drabina, tu niedaleko, na tablicy ze sprzętem przeciwpożarowym! Zaraz wracam, nie odchodź nigdzie!

Zwierzę znikło. Minęło może dwadzieścia minut i kocur pojawił się ponownie.

– Mam drabinkę sznurową – oświadczył triumfalnie i zrzucił Markowi wiązkę bambusowych szczebelków oplątanych linami.

Wampir patrzył przez chwilę na pakiet leżący u jego stóp, a potem zrozpaczony złapał się za głowę.

– Sierściuchu nieszczęsny, coś ty zrobił!?

– Coś nie tak? – zaniepokoił się kot.

– To się przywiązuje gdzieś na górze i dopiero spuszcza.

– Dobra, dobra, ten się nie myli, kto nic nie robi – nadąsał się zwierzak. – Za dużo ode mnie wymagasz, bystry kot ma może sześćdziesiąt IQ, a ty żądasz, żebym myślał jak człowiek. –

Zaraz wracam.

Pojawił się po kolejnym kwadransie.

– Uwaga, łap. Albo nie, bo swoje waży.

W wodę plachnęło coś ciężkiego. Marek w pierwszej chwili sądził, że to gaśnica, ale przekonał się zaraz, że to butla ciekłego tlenu.

– I co ja mam z tym niby zrobić? – zirytował się.

– Namocz linki drabiny i zamroź na sztywno – doradził zwierzak.

Marek rozwinął częściowo drabinę, namoczył w wodzie. Potem odkręcił butlę i polał

ciekłym tlenem plecionkę. Rozwinął kolejny kawałek... Wreszcie oparł usztywnioną drabinę o mur. Odwijał, zamrażał, a sztywną część wypychał w górę. Wreszcie sięgnęła szczytu cembrowiny. Wspiął się pospiesznie i z ulgą opadł na błoto koło studni.

– Sprytnie to wymyśliłeś – pochwalił. – Naprawdę masz tylko sześćdziesiąt IQ?

– Pojęcia nie mam, przecież nigdy mi nie mierzyli... – Kot poślinił łapkę i mył się starannie. – Wisisz mi za tę akcję butelkę śmietany. Tylko żeby była wysokoprocentowa. Wiesz, jaki to wysiłek dla kota przywlec sześćdziesięciokilową butlę z gazem!?

– Masz u mnie śmietanę! Nawet dwie butelki. I poza tym dzięki. Bez ciebie nie wylazłbym z tej studni.

– Ruszajmy dalej. – Zwierzak pomknął wąskim przejściem pomiędzy dwoma murami z czerwonej cegły.

Kolejny dziedziniec sprawiał wrażenie składu opałowego. Wznosiła się tu piramida koksu i druga mniejsza węgla. Obok rdzewiał przenośnik taśmowy. Kot wbiegł na stos czarnych brył

i rozejrzał się.

– Diabli nadali – powiedział. – Musimy przejść przez kotłownię. Umiesz się wspinać?

– Tak...

– Po piorunochronie na górę – zarządził zwierzak. – Tym razem ja przemknę się dołem i odwrócę ich uwagę. Tylko pospiesz się. Mamy problemy...

Marek spojrzał na piorunochron. Stalowa linka była kompletnie przerdzewiała. Zaczepy też trzymały się ściany na słowo honoru. Kot znikł w dziurze do podawania węgla. Wampir zaczął piąć się po ścianie. Dwa zaczepy trzasnęły mu pod stopą, ale wreszcie znalazł się na wysokości pierwszego piętra. W czerwonym ceglanym fabrycznym murze umieszczono tu okno albo świetlik. Jednej szybki brakowało. Wsunął dłoń w otwór i zdołał namacać klameczkę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wampir z MO»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wampir z MO» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Анджей Пилипюк - 2586 кроків
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Костлявая
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Trucizna
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Homo Bimbrownikus
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wieszać każdy może
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wilcze leże
Анджей Пилипюк
Отзывы о книге «Wampir z MO»

Обсуждение, отзывы о книге «Wampir z MO» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x