– Mamy jeszcze ze dwie minuty – uśmiechnął się Profesor.
– Czyli coś wylezie z telewizora... – dumała na głos Gosia. – A może przechytrzymy tę istotę i nie będziemy dziś nic oglądali?
– O nie! – zaprotestował ślusarz. – To by było niesportowo! Porządny myśliwy zawsze daje zwierzynie jakąś szansę.
Włączyli urządzenie.
– Uch, to już bym wolał potwora zobaczyć – sarkał spawacz na widok gęby towarzysza Pierwszego wypełniającej ekran.
Generał ględził i ględził, potem gadali inni garniturowcy z wizytowanego zakładu pracy.
Czas mijał. Towarzysz Pierwszy lansował się do kamer w żółtym kasku na głowie, udawał troskę i wymądrzał się na temat gospodarki. Dyrekcja potakiwała, majstrzy przyjmowali z wdzięcznością dobre rady, robole w tle, ubrani w nowiutkie drelichy, udawali, że coś wytwarzają. Marek zdecydowanym ruchem przekręcił pokrętło, wyłączając całkowicie dźwięk.
– Nie mogę słuchać tego bełkotu – wyznał.
– Może się spóźnić, z Japonii daleka droga – zauważył Profesor. – Albo może po drodze
ma jeszcze innych widzów zaszlachtować. Pewnie nie tylko my to oglądaliśmy. Myślę, że można dać jej kwadrans akademicki.
– Ja sądzę, że raczej weszła na nasze pasmo, zobaczyła te łachudry i uciekła z podkulonym ogonem – wysnuł teorię Igor.
– To Japonki mają ogony? – zdumiała się Gosia.
– Nie mają, to taka przenośnia – wyjaśnił Marek. – A może kanał zmienimy?
Na drugim programie rzecznik rządu chrzanił coś i wymachiwał uszami do taktu. I nagle jego gęba rozlała się w kaszkę. Obraz śnieżył, a potem się wyostrzył. Zobaczyli paskudny czarno-biały krajobraz, jakieś chaszcze i cembrowinę na polanie w lesie.
– To ruska studnia! – oświadczył Marek.
– Japońska! – sprostował Igor.
– Gdzie japońska, popatrz, jak te kręgi odlane! Takie brakoróbstwo to tylko w ZSRR! –
upierał się ślusarz.
– Myślisz, że w Japonii nie kradną cementu? – Igor z przyzwyczajenia usiłował bronić bratniego kraju.
– Zamknijcie się, jeden z drugim! Chyba wyłazi! – Profesor przerwał uczoną dysputę.
Ze studni istotnie gramoliła się jakaś bosa, rozczochrana istota w koszuli nocnej. Może i była dziewczynką, ale można to było domniemywać tylko z proporcji ciała. Grzywa skołtunionych włosów i workowaty strój nie pozwalały dostrzec żadnych szczegółów.
– O fuj, jaki wieśniacki ubiór – zbulwersowała się Gosia.
Z telewizora zaczęła się lać woda.
– Jasna cholera, idiotka zwarcie zrobi i korki wywali! – wkurzył się Marek. – Albo i sprzęt nam zepsuje! Tam są przecież rozgrzane lampy próżniowe!
Doskoczył jednym zwinnym ruchem i wyrwał wtyczkę z gniazdka. Ale to nie pomogło, telewizor nadal działał. W dodatku lało się z niego coraz mocniej.
– Kurczę, dębowy parkiet, jeszcze przedwojenny, teraz się takich nie robi. Poczernieje od wody! – biadał Igor, zwijając dywan. – Zachciało się wam kretyńskich eksperymentów, ta idiotka podłogę nam zniszczy!
– A ty gdzie? – Gosia wepchnęła głowę istoty z powrotem w ekran. – Fuj, jakie to lepkie, ona chyba w ogóle nie myje włosów. – Z obrzydzeniem wytarła dłoń o spodnie.
– Może brylantyny używa? – zasugerował ślusarz. – Jak to stary film, to niewykluczone.
Trzydzieści lat temu smarowali się tym paskudztwem nagminnie.
Dziewczynka znowu próbowała pchać się do pokoju, więc odwrócili telewizor ekranem do ściany.
– Co robimy? – zapytał ślusarz. – Czekamy, aż sobie pójdzie? A może się jakoś dogadamy?
– Kiedy ona nic nie mówi! – zauważyła Gosia.
– Bo dźwięk wyłączyłem. – Marek palnął się w czoło i pokręcił gałką.
– Wo blja! Nu szto, obezjajcy? – uwięziona w odbiorniku darła się jak opętana. – Job waszu mat’ mudaka!
– Dziwne – zauważył Marek pogodnie. – Po rosyjsku krzyczy. A jakie słownictwo!
Myślałem, że tak niekulturalnych panienek to w telewizji nie pokazują.
– Co w tym dziwnego, że po rosyjsku? – zirytował się Profesor. – Trzysta milionów ludzi zna mowę Puszkina...
– Mówiłeś, że ma ze środka wyleźć mała Japoneczka w halce. Może i jest w halce –
zazezował w szparę miedzy kineskopem a ścianą – ale to raczej nie jest Japonka. Ta koszula nocna to nie jedwab, tylko jakaś sprana flanela.
– Jak ze studni wylazła, to ma prawo być sprana – mruknęła Gosia. – No i w każdym razie nie po japońsku wrzeszczy.
– Tego nie rozumiem – przyznał uczony. – A może jest tak, że jak telewizor „Sony”, to wyłazi Japonka, jak „Grundig”, to Niemka, a z „Rubina” Rosjanka?
– A z „Philipsa” Holenderka? To brzmi sensownie – przyznał Igor. – Teraz pytanie, co z nią zrobimy? Na miasto wypuścić? Ludzie mogą poginąć... Albo jej krzywdę zrobią, wiesz, jak w tej dzielnicy kochają ruskich. Jak faktycznie młoda i w halce gania, to przecież kiziory mogą ją zgwałcić!
– Najpierw by ją musieli umyć, zobacz, jakie ma łapska utytłane szlamem – skrzywiła się ich podopieczna.
– Czekaj, mam pomysł – mruknął Marek. – Połączymy przyjemne z pożytecznym...
– To znaczy?
– Potrzebuję stolnicy i z pięć metrów nylonowej linki.
Stolnica była w kuchni. Wprawdzie nie używali jej od osiemdziesięciu lat i trochę zarosła kurzem, ale na szczęście korniki się do niej nie dobrały. Linkę Igor znalazł na pawlaczu. Gosia i Profesor pilnowali telewizora. Uwięziona w nim istota nadal wściekle kopała w ścianę i rzucała po rosyjsku takie wiąchy, że uszy więdły.
– Podłogę zalała, tapetę zniszczy – marudził ślusarz, wpychając stolnicę między ekran
a mur. – Dobra, teraz linka! Oplątujemy i dobrze zaciskajcie supły. I wyłączam dźwięk, bo nie idzie tego mięcha wytrzymać!
Po chwili telewizor został zabezpieczony. Wewnątrz nadal coś łomotało i chlupotało.
– Przez okno? – zaproponował Profesor.
– Nie! – Marek uśmiechnął się wrednie. – Zaniesiemy go w prezencie nowym sąsiadom...
Dźwignęli urządzenie i pomaszerowali piętro wyżej. Dziewczynka wściekle kopała w stolnicę. Szparą lała się woda, więc Gosia zabrała szmatę do podłogi i co chwila wycierała obryzgane schody. Wreszcie dotarli. Oparli telewizor ekranem o drzwi. Ostrożnie wyciągnęli stolnicę. Uwięziona skorzystała z okazji i wściekle przykopała w deski.
– Kto się, urwał, tłucze? – dobiegł z wnętrza wściekły głos ubeka, a po chwili zachrobotał
łańcuch.
Wampiry rzuciły się na złamanie karku po schodach. Z góry rozległo się skrzypnięcie zawiasów. Potem przez chwilę dobiegały jakieś wrzaski i łomoty, jakby ktoś kogoś gonił, wywracając meble i tłukąc zastawę. Na koniec huknął strzał z pistoletu, coś charczało, po czym wreszcie zapadła głucha, martwa cisza.
Igor zabrał na wszelki wypadek szablę i poszedł na górę. Wrócił po trzech minutach nieco pozieleniały na twarzy.
– Straszna jatka w tym mieszkaniu. Wygląda, jakby obaj zostali rozszarpani, a może i zagryzieni – powiedział. – Trudno powiedzieć, bo walają się tylko jakieś strzępy, chyba zabrała resztę ze sobą na później. Albo zimowe zapasy robi...
– Sama jedna wlokła dwóch takich byczków? Żeby się, biedactwo, nie podźwigęła –
zafrasował się ślusarz.
– Moja babka to trzymała mięso w studni, bo tam zimno – wspomniał Profesor.
– Czyli ona... – zaczęła Gosia.
– Sądząc po śladach, wróciła do telewizora. Niestety, kineskop diabli wzięli...
Читать дальше