Ponieważ brama nawet nie drgnęła, zaklął pod nosem i zjechał na bok. Zaparkował auto i ruszył w stronę portierni. Furtka prowadząca do wnętrza była zamknięta na głucho. Rozejrzał się i wtedy w zakratowanym okienku pojawiła się jakaś niedogolona gęba.
– Stój, kto idzie?! – huknął stary portier. – Gdzie twoja przepustka?
A właściwie to od razu won! Ja tu przecież wszystkich znam!
– Jestem prezesem Drutpolexportu – bąknął były towarzysz Brona. –
Ja tu pracuję. To znaczy od dzisiaj jestem tu szefem. Moje nazwisko Bronawski. Hrabia Bronawski – dodał.
Cieciowi na dźwięk słowa „hrabia” chyba przypomniały się przedwojenne czasy, bo w pierwszej chwili stanął na baczność. Ale widać zdrowo strzyknęło go w krzyżu, bo zaraz znów się przygarbił.
– Przykro mi, regulamin jeden dla wszystkich – burknął już trochę grzeczniej, wskazując przynitowaną do furtki metalową wywieszkę. –
Tu jest wyraźnie napisane: „Przepustkę okazywać, trzymając papier prawą ręką i bez wezwania”. Nie ma przepustki, to ja nic nie poradzę.
Regulamin jeden dla wszystkich – powtórzył.
Świeżo upieczony prezes obrzucił go wzrokiem. Cieć dobiegał już wieku emerytalnego, ale jego postawa nadal nosiła ślady charakterystycznej resortowej sztywności. W głosie też pobrzmiewały resztki spiżowych tonów. Sprawiał wrażenie byłego ubeka niskiej rangi albo zomowca dorabiającego sobie do milicyjnej emerytury.
– Yyy… a gdzie mogę uzyskać przepustkę? – jęknął Bronawski.
– W dziale kadr.
– A gdzie znajdę dział kadr?
– W środku, rzecz jasna. – Wachman jakby ironicznie wyszczerzył
resztki pożółkłych od nikotyny zębów.
Sądząc po tym, jak złośliwie mrużył oczy i zaciskał kułaki, diagnoza co do poprzednich miejsc pracy wydawała się słuszna.
– A może jakiś konwojent mógłby mnie tam odprowadzić? –
zaproponował hrabia.
– Właściwie w uzasadnionych przypadkach taka procedura jest dopuszczalna. – Dziadyga skinął dostojnie głową. – Jeden problemik tyciuchny jest, że konwojenci zwolnieni, bo od sześciu miesięcy trwa redukcja personelu straży przemysłowej zakładu.
W tym momencie do bramy podjechał nowiutki polonez. Wysiadł
z niego starszy, szpakowaty mężczyzna w nienagannie skrojonym popielatym garniturze i pod krawatem.
– Niech zgadnę – burknął, taksując Bronawskiego przenikliwym spojrzeniem. – To pan jest tym nowym prezesem spółki, która ma pasożytować na mojej fabryce? Miło poznać. – Uścisnął iście gorylą łapą pulchną dłoń zaskoczonego hrabiego. – Panie Wicku, tego pana trzeba wpuszczać bez przepustki, ile razy zechce wejść, a zwłaszcza gdyby chciał wyjść. On jest tu teraz najważniejszy. To znaczy ważniejszy nawet ode mnie. – W jego uśmiechu było coś ironicznego.
– Plątał się pod bramą i nie miał przepustki. – Cieć wzruszył
ramionami. – Nie wiedziałem.
– Ten pan nie potrzebuje przepustki. Gdyby się coś zmieniło, dam znać.
– Tak jest! – zasalutował cieć.
– Khm… ja… – zaczął Bronawski.
– Zapraszam, podjedziemy pod biuro. – Dyrektor gestem zagonił go do samochodu. – Zaraz wszystko sobie obejrzymy.
Po chwili wysiedli przed budynkiem administracji.
– Uprzedzali mnie, że pan przyjedzie, więc kazałem uprzątnąć dawny pokoik straży przemysłowej – nawijał garniturowiec. – Im w każdym razie nie będzie już potrzebny, redukcja zbędnych etatów zgodnie z zaleceniem. Zostaje tylko portier na bramie. Biurko i szafa z aktami już wstawione. To znaczy szafa na akta, które pan wyprodukuje. Jakby było potrzeba więcej pomieszczeń, coś
wygospodarujemy.
Zaprowadził hrabiego po schodkach i przekręcił klucz w zamku smutnych, szarych drzwi. Wnętrze powitało ich zapachem świeżej klejówki, zmieszanym z wonią pasty do podłogi. Ściany były wręcz oślepiająco białe. Lśniący miodową barwą parkiet trzeszczał
przyjemnie pod stopami. Okna wypucowano, na parapecie stała doniczka z uschniętą paprotką. Listki ktoś pociągnął plakatówką na zielono, wyglądały prawie tak jak wtedy, gdy roślina jeszcze żyła. Na biurku z laminowanej płyty paździerzowej ustawiono komputer Mera, kalkulator mechaniczny i maszynę do pisania z przedłużonym wałkiem. Obok leżała równiutka ryza papieru.
– No i jak? Podoba się panu? – zapytał dyrektor przyjaznym tonem.
– Tak.
– Wywieszkę na drzwi zrobią chłopaki z grawerni, trzeba im tylko powiedzieć, co ma być na niej napisane, a najlepiej samemu napisać na kartce i im przekazać. Tylko dobrze by było drukowanymi literkami, bo to prości robole ze Szmulek i z alfabetem mogą mieć pewne problemy. Dawno szkoły skończyli i trochę odwykli od czytania i pisania. Normalna sprawa. Ale co do maszyn, fachowcy wysokiej klasy. W ogóle ma pan tu świetną kadrę. Najlepsi ślusarze w tej części Warszawy, a narzędziowych to mi każdy zakład zazdrościł. Latami kompletowałem personel, który teraz będzie na pana pracował.
– Yyyy… dziękuję.
– Z komputerami miał już pan do czynienia?
– No, o tyle o ile. – Hrabia wolał nie wspominać, że jego kontakt z podobnym sprzętem sprowadzał się do podpatrywania, jak syn gra sobie w strzelanki na swoim atari 800.
– Więc na wszelki wypadek niech pan nic nie uruchamia przed przeczytaniem instrukcji i podręczników języka programowania.
Zresztą wtyczka i tak jest ucięta, bo sobie sekretarki grały w kółko i krzyżyk. – Dyrektor żartobliwie pogroził palcem nieobecnym kobietom. – A zatem proszę teraz zreferować dokładnie, czym chce się pan zająć poza działalnością podstawową, czyli inkasowaniem prezesowskiego wynagrodzenia.
– W ramach dotychczas istniejącego przedsiębiorstwa nastąpiło rozdzielenie kompetencji – wyjaśnił Bronawski. – Fabryka skupi się na produkcji, a powołana właśnie spółka zewnętrzna Drutpolexport zajmie się zapewnianiem finansowania, zbytem produkcji i redystrybucją zysków.
Dyrektor uśmiechnął się krzywo.
– Tak właśnie mi przekazano. Pan będzie prezesem zarządu tej spółki zewnętrznej, jak mniemam?
– Oczywiście.
– Takim, co to inkasuje miliardy na miesiąc za siedzenie i zarządzanie. Rozumiem i nawet to akceptuję.
Hrabia łypnął na niego podejrzliwie.
– Od dawna marzyłem, żeby zająć się wyłącznie produkcją, a te naprawdę poważne problemy przerzucić na kogoś innego – wyznał
dyrektor. – Wcześniej część kłopotów zdejmowało mi z karku zjednoczenie, ale teraz, gdy postawiono je w stan likwidacji, z przyjemnością przekażę wszystko panu. W zamian może się pan poczęstować całym zyskiem, o ile jakikolwiek będzie. Pan pali?
– Camele.
– Myślę, że będzie pan musiał od dziś przestawić się na ekstra mocne.
– Co konkretnie chce pan przez to powiedzieć?
– Że towarzysze z nomenklatury zrobili pana w jajo. – Dyrektor przestał się uśmiechać. – Tu nie będzie zysków, które można wpuścić w kieszeń. Obawiam się, że fabryka jest ugotowana. A tak dokładniej mówiąc, jak sobie przejrzałem księgi rachunkowe, ugotowana to ona była już w trzydziestym dziewiątym. Przez cały okres powojenny była deficytowa. Mówiąc po ludzku, panie prezesie – westchnął dyrektor –
z próżnego i Salomon nie naleje. No chyba że wdrożymy restrukturyzację i wymyśli pan jakiś fajny program naprawczy, który dziarskim i zwycięskim krokiem wprowadzi nasz trochę podupadły zakład w kapitalizm.
– A konkretnie? – nastroszył się Bronawski. – Czym jest spowodowany ten, eee… deficyt?
– Produkcja wojskowa została niedawno wygaszona. Polecenie
Читать дальше