potwierdził ubek. – Ale półciężarówek ani ciężarówek nie mają przecież na stanie. Uprzedzając kolejne pytanie, można sobie zamówić mikrobus albo nyskę jako taksówkę bagażową, ale to tylko na określony kurs i z cztero-, pięciodniowym wyprzedzeniem. Nie
zrozumcie mnie źle, panowie, ale nie jesteście tu bez winy. Kryzys w zakresie środków transportu przynajmniej częściowo jest wywołany przez sankcje waszego rządu i odmowę pożyczek na rozwój naszego przemysłu. Działanie USA wobec naszego biednego kraju to od dawna kopanie leżącego!
– A może dałoby się coś załatwić nieoficjalnie? – Agent Chrupek wykonał palcami gest liczenia pieniędzy.
Major aż zgrzytnął w duchu zębami. Kolejna okazja do sowitego zarobku… Tylko że tym razem był naprawdę bezsilny. Jego wydział
nie miał własnych środków transportu, w ogóle z furgonetkami była kompletna krewa, nawet dla milicji brakowało.
– Panowie, ja bym wam nieba przychylił, ale po prostu się nie da. –
Nefrytow bezradnie rozłożył ręce.
– A może lipne tablice rejestracyjne? – zaproponował
nieoczekiwanie młodszy łowca. – Nie macie w sejfie jakichś takich, na których jeździcie, jak trzeba się gdzieś udać dyskretnie i po cywilnemu?
– No mamy – przyznał niechętnie major. – Ale nie u mnie w wydziale, tylko w centrali. Można spróbować napisać podanie o udostępnienie. Tylko nie wiem, czy się zgodzą, w końcu nie zapominajmy, że są panowie cudzoziemcami, a ta misja jest de facto tajna. No i z tydzień potrwa rozpatrzenie takiego wniosku.
– Mam dość – westchnął inżynier. – Jak wy możecie żyć w takim burdelu?
– Ja bym bardzo prosił nie obrażać mojej ojczyzny ani nie szkalować ustroju sprawiedliwości społecznej – syknął Nefrytow. –
Może u siebie, w USA, przywykliście, że tajne służby stoją ponad prawem, używają lewej broni, lipnych tablic rejestracyjnych, a wszystkie pozwolenia na bezprawne działania załatwia się od ręki.
Ale u nas mamy państwo prawa. – Wypiął dumnie pierś. –
I sprawiedliwości społecznej. Tu milicjant czy ubek traktowani są jak zwykli obywatele. Obowiązuje jedno prawo dla wszystkich. Nie dorośliście do krytykowania ustroju społecznego wyżej rozwiniętego niż wasz! A w ogóle wypraszam sobie takie prowokacje polityczne.
– Ale tu w ogóle nie da się pracować! – jęknął Chrupek.
– Nie chrzań pan głupot. Jak to się nie da? Jestem łowcą wampirów od lat! I mam sukcesy takie, że gdyby to nie było ściśle tajne, to oko by wam zbielało. A jak się wam tak strasznie w Polsce nie podoba, nikt was tu na siłę nie będzie trzymał!
– Nie będzie trzymał? – zdziwił się inżynier.
– Panowie dostaną z depozytu paszporty. – Ubek ściszył głos. –
Milicja zawiadomiła prokuraturę, ta powiadomi służby graniczne, żeby panów nie wypuszczać z kraju do czasu rozprawy. Ale informacja musi iść oficjalnym kanałem, to znaczy listem poleconym.
Z Pragi na Okęcie to nawet tydzień potrwa. Zaręczyłem za panów, więc jak wyparujecie, natrą mi uszu… Ale z roboty nie wywalą, bo nie ma nikogo na moje miejsce. Jakoś przetrwam tę burzę.
– A furgonetka? – jęknął inżynier.
– No właśnie jest problem z tą cholerną furgonetką – westchnął
major. – Jak zgaduję, obie spluwy ode mnie są gdzieś w środku? Bo jutro rano policyjni technicy będą badali cały wóz. Jak je znajdą, obawiam się, że trzeba będzie panów zamknąć na dobre. To już za gruba sprawa się zrobi i w niczym nie będę mógł pomóc.
– Szefie, chrzańmy auto i sprzęt, trzeba stąd spierniczać w podskokach, bo nas wpakują do łagru! – zaskamlał młodszy łowca.
– W Polsce nie ma łagrów – obraził się Nefrytow. – To wymysły waszej propagandy. Owszem, są fermy więzienne i zakłady karne przy kamieniołomach. Nikogo nie zmuszamy do pracy niewolniczej, tylko prowadzimy resocjalizację przez pracę! Ale z tym wpakowaniem to faktycznie, co racja, to racja.
Wieczór był piękny, ciepły i pogodny. Samolot pokołował na pas startowy i po chwili oderwał się od ziemi. Ubek i jego kapuś odprowadzali wzrokiem srebrzystą maszynę, aż zniknęła wśród małych chmurek zdobiących lazurowy błękit nieboskłonu.
– No i wynieśli się w diabły – podsumował major. – Pewnie nieprędko tu wrócą… A najlepiej nigdy.
– Czyli nasza misja zakończyła się sukcesem? – wolał się upewnić Radek.
– Myślę, że możemy tak to odnotować. Sukces jest, i to olśniewający!
Przyjęliśmy ich gościnnie, udzieliliśmy wszelakiej możliwej pomocy.
Nie tylko oficjalnej, przecież dostarczyliśmy im też nielegalną broń palną. Własne kariery zaryzykowaliśmy…
– Naprawdę? – wystraszył się kapuś.
– E, no nie przesadzajmy… Tak trochę tylko zaryzykowaliśmy.
Przecież te spluwy i tak były gówno warte. W dodatku nasz kraj wzbogacił się o amerykańską półciężarówkę! Zasili ona oczywiście kolumnę transportową ZOMO, ale może milicja jakoś się nam zrewanżuje.
– Ale te pistolety?
– Już są u mnie. – Oficer poklepał aktówkę. – Zaraz po aresztowaniu Amerykańców byłem na milicyjnym parkingu i wyciągnąłem oba spod siedzeń. Do tego dostaniemy dla wydziału ich sprzęt. Orgonowe wykrywacze wampirów, duży i kieszonkowy! Przydadzą nam się w pracy.
– Tylko czy aby nie utrudniliśmy rozmów w USA? A jeśli pójdą na skargę do CIA, a przez to towarzysz Pierwszy nie załatwi złagodzenia sankcji ani forsy na dalsze zbrojenia? – zaniepokoił się kapuś.
– Jak nie załatwi, dowiemy się jako pierwsi – westchnął Nefrytow. –
Bo jako pierwsi dostaniemy po uszach. Ale ufam naszej dyplomacji.
W zasadzie Amerykańcy powinni nam być wdzięczni, w końcu sami się wryli w gówno po uszy, a my uratowaliśmy im tyłki! Siadaj do auta, podrzucę cię do centrum.
Godzinę później Radek wskoczył w tramwaj na Żoliborz. Machina zatrzeszczała, zabrzęczała i ruszyła ze zgrzytem po wysłużonych torach.
W sumie to niewiele z tego wszystkiego rozumiem, westchnął
w duchu. Ale z drugiej strony opłaciło mi się, i to sowicie! Dotknął
kieszeni, w której tkwiły dwa banknoty studolarowe. Za taką kasę kupię sobie jeansową kurtkę, i to nie na tureckim bazarze, ale prawdziwą, w Pewexie! Szytą żółtą nitką i z mosiężnymi nitami na szwach! Albo radiomagnetofon jakiś lepszy. Może nawet japoński…
Koło dworca do wnętrza wagonu wsiadła jakaś dziewczyna.
Rozpoznał Gosię. I nagle tknęła go pewna myśl. Gdyby ją odrobinę ugłaskać…
– O! – Uśmiechnął się do siostry. – Cześć.
– Ja też się cieszę, że cię widzę – skrzywiła się. – Czego chcesz, ciulu?
– Przekaż Markowi wiadomość od majora, że Amerykańcy wynieśli się w diabły. Utrudnialiśmy im życie ile wlezie, aż odpuścili. Można wręcz powiedzieć, że wisicie nam przysługę.
– Pieprzcie się ciepło. To raczej wy nam.
– Oj, nie licytujmy się, kto ma tu większe zasługi, skoro pozbyliśmy się grzybów ze ściany. Słuchaj, tak swoją drogą, to wy zaiwaniliście im te tablice rejestracyjne?
– Może i my, nie twoja rzecz – prychnęła.
– Bo wiesz, tak pomyślałem… – Zrobił proszącą minę. – Nie dałoby się jednej dla mnie? Zrewanżuję się jakoś. To z Kalifornii! Taki mały okruch American dream… Powiesiłbym sobie na ścianie w pokoju…
Audyt
Listopad powoli zmierzał ku grudniowi. Jesień tego roku była wyjątkowo paskudna. Lało i lało, a jak akurat nie lało, i tak było zimno i nieprzyjemnie. Radek Brona kurczowo trzymał się uchwytu w autobusie.
Читать дальше