Palce zaświerzbiły. Gdyby tak wyciągnąć spluwę, kropnąć jednego z drugim… Powstrzymał się tytanicznym wysiłkiem woli.
– Dzińdoberek – powiedział ponuro. – Nazywam się Adolf Nefrytow, a konkretnie major Adolf Nefrytow, i zostałem oddelegowany, żeby zapewnić panom opiekę podczas wykonywania misji w naszym kraju.
– Peter Chrupek – przedstawił się ten młodszy, ogolony na łyso. –
Jestem łowcą wampirów, Fundacja Van Helsinga.
– Inżynier Piotr Chudoba – przedstawił się starszy, o dystyngowanym wyglądzie. – Prezes fundacji.
Mówili nieźle po polsku, ale z mocnym amerykańskim akcentem.
– Wiem – westchnął major. – Niestety, mam z panami poważnie do pomówienia. Panów furgonetka została po przylocie sprawdzona przez służby za to odpowiedzialne. Szczerze powiedziawszy, jej zawartość, zwłaszcza to, co upchnięto w skrytkach, bardzo się naszym celnikom nie spodobała… Ale po kolei. Strzelby gładkolufowe w Polsce są traktowane jak broń. Podobnie laski z ukrytymi ostrzami. Musieli je skonfiskować. Azotan srebra to niebezpieczna trucizna, też oczywiście został zabezpieczony. Srebrne łańcuchy, sztylety, kołki, sztyfty i miecze samurajskie oczywiście wolno panom wwieźć, ale nie wpisano ich do deklaracji celnej. Pójdziemy jednak panom na rękę i pozwolimy je zatrzymać, oczywiście pod warunkiem zapłacenia należnego cła w kwocie… – Zajrzał do ściągawki. – Grosze na szczęście, dwanaście tysięcy osiemset dolarów. Sami rozumiecie, Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem prawa, wszystkich obowiązują pewne przepisy.
– Dlaczego to robicie? – warknął młodszy łowca. – Przyjechaliśmy zabijać wampiry. Pan reprezentuje Wydział Z. Też likwidujecie wszystko, co paranormalne. Nasze cele są zbieżne. I możecie przy okazji skorzystać z naszego bogatego doświadczenia!
– Wy uważajcie, Chrupek, bo za przypadkowe poznanie tajemnicy państwowej to u nas i czapę można dostać – warknął major. – Mój wydział jest tak ściśle tajny, że w ogóle nie powinniście o nim wiedzieć… A skoro już wiecie, to buziuchna w kubeł i ani mru-mru, bo na razie patrzymy na wasze działania przez palce, ale za rozpowszechnianie tej informacji będziemy musieli wyciągnąć konsekwencje. Wracając do tematu, trochę się nie zrozumieliśmy.
Jestem tu właśnie po to, żeby wam pomóc i współpracować.
– Eeee? Konfiskując nasz sprzęt!? – skrzywił się inżynier Chudoba.
– Toż nie ja go skonfiskowałem, tylko celnicy. – Major bezradnie rozłożył ręce. – Ja oczywiście przymknąłbym oko, ale jesteśmy krajem
demokracji ludowej, Służba Bezpieczeństwa nie może ingerować wedle własnego widzimisię w pracę innych organów państwowych.
A tu jeszcze w dodatku próbowaliście wwieźć dwa rewolwery Magnum, naboje, osiem kilogramów trotylu i zapalniki, a to już znacznie grubsza sprawa. Ale przekonałem celników, żeby poszli panom na rękę, wpisze się w protokole, że wrogowie to panom podrzucili. Podobnie jak ten pistolet maszynowy. W każdym razie, drodzy przyjaciele, gdyby nie moja interwencja, już siedzielibyście w ciupie, i zapewniam, że nie byłby to areszt deportacyjny.
– Czyli z całego sprzętu pozostawiacie nam tylko łańcuchy, miecze i kołki? – Agent Chrupek wyglądał na załamanego.
– Jeszcze młotki. Za młotki nawet nie naliczyliśmy cła. Polska Rzeczpospolita Ludowa to państwo robotniczo-chłopskie, tu się narzędzi pracy nie odbiera! Nawet nieproszonym gościom. A wy przecież możecie czuć się gośćmi zaproszonymi! I kusze panom zostawiliśmy. Wymogłem, żeby wpisali je do protokołu jako sprzęt sportowy do prywatnego użytku. Przywiozłem wam też kartki na benzynę.
– A nie dałoby się załatwić zwrotu chociaż rewolwerów? – zapytał
nieoczekiwanie inżynier. – Nasza praca jest skrajnie niebezpieczna, w związku z tym…
– Zwrócić skonfiskowane? Nie da się. Brak odpowiednich przepisów wykonawczych. Nasze prawo tego nawet nie przewiduje. Ale co do wyposażenia panów w broń palną, oczywiście, że by się dało coś zrobić. Gdy tylko się dowiedziałem, że panowie do nas przyjadą, osobiście o to zadbałem. Mamy dla panów odłożony cały arsenał!
Pistolety Makarowa, automaty Kałasznikowa, pistolety maszynowe Rak. Nawet rusznicę przeciwpancerną zdobyłem. – Nefrytow wypiął
dumnie pierś. – Problem z nią był jak cholera, wojsko nie chciało dać.
Do tego wszystkiego zapewniamy oczywiście amunicję grubo powleczoną srebrem.
– Uff… – Inżynier Chudoba wyraźnie się odprężył.
– Trzeba tylko podanie napisać i przejść standardowe procedury.
– Procedury? – podchwycił Chrupek.
– No wiecie, badania psychologiczne, testy ze znajomości
przepisów, kurs obsługi i konserwacji broni, ćwiczenia na strzelnicy.
Ale mamy swoich ludzi w milicji, wepchniemy panów na kursy poza kolejnością, a po testach klepną pozwolenie niemal od ręki. Trzy miesiące i po sprawie. Ekspresowo, na polecenie samego towarzysza Jaruzelskiego.
– Trzy miesiące?! – Inżynier wytrzeszczył oczy.
– Aż się zdziwiłem, że to w ogóle możliwe! – Major pokraśniał
z dumy. – Normalnie milicjanci w czynnej służbie na sam kurs czekają po dwa lata.
– Ale my mamy wizy na cztery tygodnie – bąknął Chrupek.
– Na to już nic nie poradzę. – Nefrytow bezradnie rozłożył ręce. –
Niby można spróbować przedłużyć, ale w tym celu musieliby panowie wrócić do USA i załatwiać to w naszej ambasadzie. Niestety, sprawy wizowe są kompletnie poza moim zasięgiem.
– A nie dałoby się jakiejś spluwy załatwić nieoficjalnie? W zasadzie preferujemy tradycyjne metody likwidacji. Potrzebujemy broni tylko jako zabezpieczenia. Po akcji oddamy – zaproponował nieoczekiwanie prezes fundacji, jakby od niechcenia wyciągając z kieszeni rożek banknotu studolarowego.
– Panowie, ja tego w ogóle nie słyszałem! – przestraszył się major. –
Przekazanie służbowej broni w niepowołane ręce!? Ja się za Ural nie wybieram! Ale przejdźmy do rzeczy. Czym konkretnie panowie chcą się zająć?
– Wedle naszych informacji w Warszawie aż się roi od bytów bionekrotycznych – wyjaśnił Chrupek. – Planujemy dokonać ich eksterminacji.
– Z tym rojeniem się to lekka przesada. – Major zrobił obrażoną minę. – Trzymamy rękę na pulsie i systematycznie redukujemy pogłowie.
– Konkretnie, na początek planujemy wytropić sześć wampirów.
Jeden jest bardzo stary, hrabia Prut.
– Słyszałem o nim. Żyje od osiemnastego wieku. Cwana bestia, zasadzaliśmy się na niego od lat…
– Drugiego nazywają Dziadkiem Weteranem.
– Coś mi się obiło o uszy.
– I jeszcze dwa stare, około stuletnie wampiry o imionach Marek i Igor – uzupełnił inżynier. – I ich służąca albo ktoś taki, niejaka Małgorzata. Wiemy, że mieszkają gdzieś na terenie dzielnicy Praga-Północ. Coś nie tak? – dodał, zaniepokojony miną ubeka.
– Praga-Północ to raczej specyficzny teren. Służby nazywają go czasem trójkątem bermudzkim. To coś jak wasz amerykański Bronx czy Harlem. Milicja i służby zapuszczają się tam raczej sporadycznie.
Niewiele będę mógł panom pomóc – westchnął Nefrytow. – Ale oczywiście zrobię, co tylko mogę – zapewnił. – Proponuję panom teraz udać się do hotelu i wypocząć. Jutro od rana ruszajcie w teren.
– Myśleliśmy, że polowanie zaczniemy już dzisiaj w nocy –
zauważył Chrupek.
– Wedle życzenia, ale ja w takim razie nijak nie będę mógł panom pomóc. Pracuję tylko do szesnastej. – Major rozłożył ręce. – Ja wiem, że w USA jest inna specyfika, ale zrozumcie, panowie, Polska to kraj socjalistyczny, tu drobiazgowo przestrzega się kodeksu pracy i praw pracowniczych. Jakby się wydało, że pomagam wam po godzinach urzędowania, miałbym grubsze nieprzyjemności ze strony wojewódzkiej inspekcji pracy. Oczywiście zrobię, co mogę, żeby ułatwić wykonanie zadania, ale przepisy to u nas rzecz święta… Macie panowie jeszcze kogoś na liście?
Читать дальше