- Co to za miejsce? - zirytował się Semen.
- Muzeum, ale nie takie zwykłe, tylko ściśle tajne - wyjaśnił Jakub. - Mało kto w ogóle wie o jego istnieniu. Centralne Muzeum Komendy Głównej Policji.
- I...?
- Włamiemy się do niego.
- Chyba cię porąbało. Wiesz, co nam gliny zrobią? A tak właściwie po co? - biadolił kozak.
- Pamiętasz tamten piękny miecz, cośmy go zabrali stworowi z jaskini? Jeśli go nie sprzedali, to idę o zakład, że tu trafił. Wszystko, co dziwne albo niezwykłe, tu znoszą. Odzyskamy go. Czuję, że niedługo będzie nam potrzebny.
Egzorcysta pochylił się nad zamkiem.
- Lepsza sztuka - mruknął. - Atestowane draństwo i z homogenizacją.
- Homologacją - poprawił go kumpel.
- Pies im buźkę lizał, przesadzają z tą polityczną poprawnością. Problem w tym, że to ma ze cztery miliardy kombinacji...
- Sporo. Do rana będziemy przy tym dłubać - zafrasował się kozak.
- Chyba że zgadniemy od razu. Albo na ten przykład użyjemy czegoś z zapasów starego Yodde.
Wyjął kawałek kości na sznurku, powiesił na klamce, a potem przeszedł przez drzwi, jakby był
duchem.
- O kurde! - zdziwił się Semen i bez zwłoki pospieszył w ślad za kumplem.
Zeszli po schodach. Hala, w której się znaleźli, była wielkości hangaru lotniczego. Jakub znalazł kontakt i zapalił światło.
- Ażeby to... - mruknął Semen.
- Oto, mój drogi, miejsce, gdzie policja ukrywa trofea z najtrudniejszych i najdziwniejszych spraw.
Ruszyli. Pośrodku na platformie stał zdezelowany wehikuł czasu, zabezpieczony jeszcze przez carską ochranę. Obok w gablotach ułożono bomby używane przez anarchistów oraz pistolet Piłsudskiego, zapomniany w zas przesłuchania Feliksowi Dzierżyńskiemu. Były i ślady współpracy międzynarodowej, jak na przykład but Sherlocka Holmesa zgubiony podczas obserwacji podejrzanego elementu w warszawskiej knajpie Smok... Lata międzywojenne: wrak UFO z Łękawicy, zestaw narzędzi do włamań Urke Nachalnika, egipskie mumie odebrane na sowieckiej granicy Piaseckiemu, butla acetylenowa i palnik Szpicbródki, trąbka kasiarza Kwinty, ulubiona lupa detektywa Bednarskiego.
Dalsza część ekspozycji prezentowała sukcesy milicji odniesione w latach komuny. Były tam stosy złotych monet znalezione w melinach waluciarzy, odrażające „trofea" wielokrotnych morderców, wypchany pies Cywil, pamiątkowa pała kapitana Żbika, raportówka porucznika Borewicza...
- O ty w mordę! - Kozak przystanął koło gablotki. - To przecież twoje!
Wewnątrz leżała chłodnica i stała butelka samogonu.
- No, no. - Jakub udał, że czyta opis eksponatów. - Nie sądziłem, że jestem taki ważny... Wzruszyłem się.
Doszli prawie do końca sali.
- Jest mój mieczyk! - ucieszył się kozak, rozbrajając alarm podczepiony do gablotki.
Tymczasem egzorcysta z niejakim zdziwieniem oglądał sąsiednią.
- Wychodzimy? - zapytał Semen.
- Zaczekaj... Coś mi się tu nie zgadza. Szpiegów to przecież łapie kontrwywiad, a nie policja.
- No chyba tak. A co?
- Zobacz, radiostacja, mikrofilmy, no i jeszcze to... - Wędrowycz wskazał fiolkę opalizującej czerwonej cieczy.
- A co cię tak zafrapowało?
- No ta probówka. - Jakub dłubał już w zamku gablotki. - Jeśli mnie oczy nie mylą, to czerwona rtęć.
- Znaczy się ten ściśle tajny materiał wybuchowy, co to prawie jak bomba atomowa może pieprznąć? - zdziwił się kozak. - Ten, co to go wszystkie wywiady świata szukały? To chyba niebezpieczne, że tak groźna substancja leży sobie w piwnicy w samym środku miasta!
- Tak właśnie pomyślałem. Sądzę, że naszym patriotycznym i obywatelskim obowiązkiem będzie to odpowiednio zabezpieczyć. Bo gliniarze są jak dzieci. Zaczną mędrkować, majstrować i nieszczęście gotowe.
Wydobył śmiercionośną fiolkę, a następnie ostrożnie umieścił ją w kieszeni pomiędzy kluczami od chałupy, mutrą i składanym nożem.
Kozak w tym czasie rozwinął kawałek mikrofilmu i oglądał go pod światło.
- W życiu bym nie przypuścił, że Elvis Presley żyje w Polsce pod zmienionym nazwiskiem.
- Kto? - nie zrozumiał Jakub. - Coś tam ciekawego powypisywali?
- Myślałem, że to będą prawdziwe tajemnice, a tu tylko fotografie jakichś ubeckich teczek i pierdoły o przekrętach finansowych naszego premiera, prezydenta i innych takich.
- Czyli nie trzeba nic czytać - odparł Wędrowycz. - Na twarzach mają wypisane, co oni za jedni.
Rozczarowany Semen wrzucił mikrofilm do gablotki. W tym momencie rozbłysły wszystkie lampy pod sufitem. W hali zrobiło się jasno.
- Oho - zaniepokoił się egzorcysta. - Chyba ktoś zauważył, że majstrowaliśmy przy drzwiach. Albo może czujnik tu gdzieś był.
- No to pora na nas...
Niestety, było już za późno, by wymknąć się głównym wyjściem. Jakub doskoczył do ściany i pociągnął nożem po kablach. Zaiskrzyło, a potem halę ponownie spowiły egipskie ciemności.
- Co robimy? - szeptem zapytał kozak.
- Przebieramy się - poinstruował go przyjaciel.
Dwa manekiny umieszczone pośrodku sali momentalnie zostały pozbawione milicyjnych uniformów i poleciały w kąt. Zamiast nich na ekspozycji stanęli obaj obwiesie.
Policjanci wtargnęli do środka, przyświecając sobie latarkami. Wędrowycz i jego kumpel odczekali, aż wrogowie znajdą się odpowiednio blisko. Wtedy zeskoczyli z postumentu, wmieszali się w tłum mundurowych i wykorzystując ich nieuwagę, wymaszerowali schodami. Po chwili wyszli na ulicę przed budynkiem. Nad miastem wstawał już świt. Kordon otaczający muzeum minęli bez problemu. Nikt jakoś nie zwrócił uwagi, że mundury i odznaki mają według wzoru sprzed trzydziestu lat.
- Dali się zrobić w bambuko - ucieszył się kozak, gdy znikli za rogiem. - Może jeszcze zabierzemy im radiowóz?
- Chyba cię pogięło. - Przyjaciel spojrzał na niego jak psychiatra na wyjątkowo trudny przypadek. - Po co nam radiowóz?
- No, można by na sygnale pojeździć albo postraszylibyśmy kogoś. Wyobrażasz sobie miny naszych kumpli? Przyjeżdżamy do Wojsławic policyjną bryką i w mundurach... Oni się gapią, a my ich walimy pałami, psikamy gazem, kujemy kajdankami, potem ścieżka zdrowia... Jak ZOMO za komuny. No, potem ich ewentualnie przeprosimy i postawimy im piwo. Ale co się zabawimy, to nasze.
Jakby jeszcze atrapę radaru gdzieś postawić i od przejeżdżających łapówki zamiast mandatów...
- Ściągaj te łachy! - zażądał Jakub. - Natychmiast!
- Ale o co chodzi?
- Ten ubiór ma na ciebie zły wpływ! Połazisz w nim dłużej, to się zmienisz w prawdziwego milicjanta. Naprawdę tego chcesz?
- No, ale fajnie by było...
Egzorcysta przywalił mu solidnie w zęby i to dopiero otrzeźwiło kumpla. Pozbyli się kurtek.
Kozak powoli dochodził do siebie.
- Uch. - Potrząsnął głową. - Co to było?
- Nic takiego, zwykłe opętanie. Socjalizm to pseudonaukowa odmiana satanizmu, więc i uniformy jego siepaczy zawierać mogą pewien ładunek energii ciemnej strony mocy. Choć z jednym masz rację. Samochód by się przydał.
- Ukradniemy?
- No po co kraść? - zdziwił się jego przyjaciel. - Kupić można.
Zatrzymali się przed bramą autokomisu. Niestety, akurat był nieczynny.
- No i sam widzisz - sarkał Jakub, dłubiąc wytrychem w kłódce. - Czasem człowiek chce być uczciwy, a tu kłody pod nogi...
- Widocznie otwierają później - zauważył Semen.
- Po tylu latach kapitalizmu powinni się nauczyć, że jak jest klient, to należy o niego zadbać, a przynajmniej postarać się, żeby mógł sprawdzić ofertę...
Weszli na parking.
Читать дальше