- A może, jak się tu wedrą, zadzwonimy po policję? - zaproponował kozak. - I niech cwaniaczki mundurowym tłumaczą, czego tu szukali, a my zyskamy na czasie.
- Dobry pomysł, szkoda, że i my tu nielegalnie... - zgasił go kumpel. - Kop dalej...
Semen wdarł się może na półtora metra w głąb. Robiło się niebezpiecznie. Z hałdy węgla zdjął kilka desek przeznaczonych najwyraźniej na rozpałkę i podpierając je innymi, zrobił prowizoryczny szalunek. A potem znowu zaczął ryć.
- Sprawnie ci to idzie - pochwalił Jakub i zaczął znosić kolejne dechy na sufit tunelu. Podkop wydłużał się pomalutku. Kozak zasapał się nieco.
- Przerwa na papierosa - oświadczył, wypełzając z dziury.
- To ty palisz? - zdziwił się Wędrowycz.
- Nie, ale przerwę i tak zrobię... - Siadł ciężko na dechach. - A tak swoją drogą, jak nas zaatakują, to jakaś broń by się przydała.
- Coś jest w gabinecie w szafkach - mruknął Jakub. - Ale nie sądzę...
W tym momencie z góry dobiegł huk.
- Zaczyna się! - Kozak wstał i otrzepał spodnie.
Pobiegli na górę. W ogródku przed domem roił się tłum kolesiów w dresikach.
- Co to za jedni? - zainteresował się Semen. - Może zwykła mafia?
- Dobrze by było - westchnął jego kumpel. - Boję się, że to ci od Światowida. Zresztą popatrz na tego kolesia z kuszą.
Przypadli do podłogi, bo koleś z kuszą właśnie pociągnął za spust. Bełt gwizdnął w powietrzu, a potem wpadł w pole czasu przyspieszonego. W ułamku sekundy żelazny grot skorodował, drewno przepróchniało. W zderzeniu z szybą rozprysnął się w pył.
- Dobra nasza - ucieszył się kozak. - Nie wlezą tu.
- Przynajmniej chwilowo - mruknął egzorcysta. - Póki nie rozbroją zapory. Albo póki nie wpadną na pomysł, by użyć broni palnej. Ołów koroduje tylko po wierzchu. Kula z muszkietu przeleci. Nie sądzę, żeby używali broni wyłącznie ze swojej epoki.
- I o ile nie wpadną na pomysł wysadzenia całego domu w powietrze - zauważył Semen ponuro.
- Albo spalenia. No nic, jakoś sobie poradzimy.
- Gibaj do piwnicy, pracuj nad podkopem, a ja będę tu pilnować - rozkazał Jakub.
Kozak rył chodnik górniczy bez większego entuzjazmu. Ziemia poddawała się coraz trudniej i nieoczekiwanie natrafił na ścianę zbudowaną z bloczków.
- Co, do diabła? Fundament jakiś? - zdziwił się. - A może kanał?
No, to byłby konkret. Wystarczyłoby wyrąbać dziurę w murze, żeby droga ucieczki stanęła otworem!
Wrócił na parter. Egzorcysta stał w kuchni, jak go zostawił, i obserwując poczynania wroga, felcował rzeźnicki majcher o marmurowy parapet. Kozak też rzucił okiem. W ogródku rozpalono ognisko, na nim w garnuszku bulgotał jakiś wywar.
- Co oni wyczyniają? - zdziwił się.
- Chyba gotują eliksir umożliwiający bezpieczne przejście przez barierę albo rozpuszczalnik, którym pokropią dom, by zdjąć zabezpieczenia. Skąd mogę wiedzieć?
- A może zgłodnieli i obiad sobie robią, bo to już pora przecież? - zadumał się kozak, lecz zaraz odrzucił to idiotyczne podejrzenie.
Nie widział do tej pory zupy, nad którą unosiłaby się taka zielona fluorescencyjna para...
- Czemu przerwałeś prace górnicze? - zapytał Jakub.
Semen wyjaśnił pokrótce, co odkrył.
- Ściana? - zdziwił się egzorcysta. - Tam nie powinno być żadnych kanałów. To środek ogrodu.
- To może bunkier z czasów wojny pełen zmutowanych szkieletów esesmanów? - zakpił kozak. - Potrzebuję szlifierkę kątową albo solidny młot do kruszenia kamieni.
Po dłuższych poszukiwaniach znaleźli strasznie zardzewiały młot udarowy. Kabla ledwo starczyło... Semen kuł może z dziesięć minut.
- Jak ci idzie? - zapytał Wędrowycz, zaglądając do lochu.
- Nijak. Nie poddaje się. Nie wiem, z czego to jest zrobione, ale...
Egzorcysta pochylił się nad przeszkodą, przeciągną po niej palcami i dotknął ich koniuszkiem języka.
- Znowu ten cholerny Ytong - zidentyfikował. - Coś za często się na niego natykamy.
- Może klątwa?
- Na to wygląda. Zaczynam mieć pewne nieładne podejrzenia... - zawiesił głos. - Tak czy inaczej, przebić musisz, bo inaczej nie zwiejemy.
- Dynamit by się przydał - warknął znużony Semen.
- W kuchni widziałem butlę z gazem.
W szafce pod zlewem rzeczywiście stała nieduża butla z propanem butanem. Semen podrzucił ją i zważył w dłoniach. Pełna. Zabrał się do roboty. Umieścił zbiornik koło przeszkody. Odkręcił lekko zawór butli, w piwnicy postawił świeczkę i zapaliwszy ją, czym prędzej czmychnął z lochu. Gdy gaz wypełni podkop, dotrze do płomienia i wszystko powinno nieźle rąbnąć... Wybuch przeszedł wszelkie oczekiwania kozaka. Domem zatrzęsło, zabrzęczały szyby i szklane żyrandole.
Semen zbiegł na dół, żeby zajrzeć do podkopu. Pył opadał powoli. Niestety, już z piwnicy widać było, że przeklęty mur nawet się nie zarysował.
- A to mocne draństwo - zaklął. - Żebyśmy za cara mieli takie fajne, wytrzymałe materiały...
W tym momencie nadwątlony eksplozją strop tunelu runął na całej długości. Chwilę później Jakub czatujący na piętrze spostrzegł, jak między zaskoczonymi Słowianami zapadł się trawnik.
- Zdaje się, że twój podkop przestał istnieć - warknął do wchodzącego Semena.
- Może trochę za mocny ładunek - zadumał się kozak. - Albo raczej ładunek był dobry, ale szalunki nie wytrzymały.
- A przeszkoda?
- Nietknięta... Ale ten się nie myli, kto nic nie robi - mruknął filozoficznie.
- Nawet już wiem, czemu nietknięta - westchnął Jakub. - Pamiętasz naszą wyprawę po skalp mamuta?
- No. I myślisz, że...
- Że cały ten Ytong rzeczywiście wymyślili oni. Najpierw był ich bóstwem, potem użyli imienia, a wraz z nim mocy, by uzyskać magiczny materiał. Pewnie dlatego wznieśli z tego pół Dębinki, w tym dom sołtysa.
- Ciekawe, czy Watykan o tym wie. Z drugiej strony nie potrafię pojąć ich wiary. To łowcy i koczownicy. Bóg niedźwiedź jest z lasu, ale Matka Krowa to chyba kult agrarny. Teraz jeszcze... Jakby z różnych epok i religii wchłaniali wszystko, co im się przyda.
- Semen, ja ci dobrze radzę, nie wgłębiaj się w teologię dębinkowców - warknął Jakub. - A w każdym razie nie teraz. Teraz musimy stąd wyleźć.
- Czy podkop to była nasza ostatnia szansa? - zapytał głupio jego kumpel. - Czy może masz jakiś dobry pomysł w zanadrzu?
- Jakby się znalazła druga butla z gazem - rozważał egzorcysta - można odpalić ją w holu. Oczywiście dopiero wtedy, gdy wrogowie już się wedrą. Wybuchnie, pourywa im ręce i nogi, a my wtedy wymkniemy się na zewnątrz.
- Pomysł ze strategicznego punktu widzenia wygląda debilnie, ale może i warto skorzystać? Bo wedrą się wcześniej czy później na pewno... - Semen westchną i zaczął szukać drugiej butli.
Nie znalazł. Wyjrzał oknem i gwizdnął cicho. Słowianie zgromadzeni w ogródku wytrzasnęli skądś łopaty i kopali w miejscu, gdzie zapadł się tunel.
- Czyli wiedzą już, że bariera idzie tylko po powierzchni ziemi - jęknął. - A to oznacza...
- Że najdalej za kwadrans wlezą pod nas - warknął Jakub. - Masz jakiś pomysł?
- To ty byłeś zawsze od myślenia!
- Wypraszam sobie!
- A co z twoimi zdolnościami? Odzyskałeś je już w pełni?
- No więc teraz właśnie mam okres spadku. Moc się fazuje albo interferuje, albo może...
Kozak zbiegł do piwnicy. Wyjął z zawiasów drzwi prowadzące do składziku obok, zasłonił nimi dziurę, a potem porwał za szuflę i zabrał się do przerzucania hałdy węgla tak, aby je przygniotła. Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszał charakterystyczne szuranie. Kopali, dranie, i musieli być już blisko jego barykady. Spojrzał z rozpaczą na schody. Gdyby udało się je rozwalić, wrogowie mieliby problem z wlezieniem na parter... Niestety, wykonano je z lanego żelazobetonu . Łopaty głucho zastukały w dechy. Semen wbiegł na stos opału. Prowizoryczna bariera popchnięta silnymi łapami drgnęła, a pomiędzy nią i ścianą pojawiła się szczelina. Kilka brył węgla zaraz tam wpadło. Przyczaił się i gdy tylko w dziurze pojawiła się czyjaś ręka, rąbnął kantem szpadla. Z niejakim zdumieniem stwierdził, że Słowianie klną zupełnie tak jak jego kumple - po polsku.
Читать дальше