- No tak. - Przedstawiciel Dołu odstawił flaszkę. - W zasadzie ja też... To zresztą tylko podróba na bejcy. Sam rozumiesz, trzeba dawać przykład młodym, więc nawet w barku wszystkie alkohole muszę mieć złe...
- Prosiłeś o spotkanie. - Strażnik Bramy odważnie spojrzał rozmówcy w czarne ślepia.
- Mamy problem z tym cholernym Wędrowyczem - westchnął ciężko diabeł.
- Ja tu nie widzę żadnego problemu. Zabieraj go sobie do piekła i po kłopocie. To znaczy dla nas po kłopocie. - Święty Piotr uśmiechnął się z pozoru kpiąco, ale obaj wiedzieli, że tylko nadrabia miną.
- Piekło to ośrodek karno-resocjalizacyjny - Lucyfer przyjął oficjalny ton. - Trzy do pięciu procent grzeszników odsyłamy wam do czyśćca. Obecność Wędrowycza zakłóci pracę wychowawczą i wymusi...
- Mów po ludzku, że musielibyście oddelegować z tuzin diabłów, by go pilnować.
- Tuzin to za mało - odburknął. - Tak czy inaczej, aby wypełniać nasze ustawowe zadania, potrzebujemy świętego... Tfu! Co ja gadam! Potrzebujemy spokoju - wybrnął. - A nie, jak ostatnim razem, wybuchów, demolki, pościgów, buntów...
- Na górę go nie zabierzemy - zastrzegł Klucznik. - Brak mu kwalifikacji moralnych. Do czyśćca też się nie nadaje. A może go przekwalifikujecie na diabła?
- Za miękki. Powypuszczałby grzeszników z kotłów.
Zapadła krępująca cisza.
- I dlatego chciałbym zaproponować specjalny wariant resocjalizacyjny - powiedział wreszcie Lucyfer. - Zgłosiłbym to osobiście, ale boję się, że nie przejdzie. Dlatego potrzebuję twojej pomocy. Gdybyś mi wystawił zaświadczenie, że Jakub nie rokuje...
- A co konkretnie proponujesz? Zmumifikować i egipskim bogom go podrzucimy? Albo może obrzezać i w żydowski szeol, otchłań zmarłych?
- Taaa... I ile tam wysiedzi? - warknął diabeł. - Poza tym tam się błąkają dusze żydów. Podrzucenie im takiego towarzysza to czysty antysemityzm!
Święty Piotr zaczerwienił się lekko.
- Zatem została...
- Reinkarnacja - powiedział twardo władca piekieł.
- Protestuję! - Po lewej zmaterializował się fotel.
Obaj rozmówcy przez dłuższą chwilę przyglądali się dziwnemu osobnikowi.
- Co to za jeden? - Lucyfer wytrzeszczył oczy.
- Siwa, Kryszna czy Brahma może. - Święty Piotr wzruszył ramionami. - Loki, ten pan wychodzi.
Olbrzym otworzył oczy i wypluł wykałaczkę.
- Idziemy. - Wziął hindusa pod ramię i znikli.
- O czym my to... - Klucznik wrócił do tematu. - A, tak. Reinkarnacja resocjalizacyjna Wędrowycza.
- Myślę, że siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat spędzone jako członek powszechnie szanowanej i bogobojnej rodziny Bardaków... - zasugerował diabeł.
- No, nie wiem. - Święty wyciągnął z powietrza akta Jakuba i przekartkował. - Moim zdaniem, nie będzie żadnej poprawy Indie też chyba odpadają. Trzeba go raczej trwale odizolować od alkoholu. - To może zróbmy tak...
Epilog
Kalifat Eurabii, A.D. 2137
Szejk Muhammed zahamował grawitolot, aż lessowy pył uniósł się w niebo. Wyskoczył z maszyny na spaloną słońcem ziemię Pustyni Lubelskiej. Jego pierworodny syn siedział w cieniu rzucanym przez ścianę jakiejś chrześcijańskiej jeszcze budowli. Obok niego przykucnął nieprawdopodobnie stary tubylec w karakułowej papasze. Między nimi na niewielkim ognisku grzała się prosta aparatura bimbrownicza.
- Jakob! - ryknął szejk. - Co ty tu wyrabiasz?
- Koran mówi, że alkohol to szatan - wybełkotał Jakob. - A ja z moim nowym przyjacielem Semenem opracowaliśmy właśnie unikalny sposób, by go osobiście całkowicie unicestwić...
Mijaj, bracie, Wojsławice bo tam siedzą Wędrowycze.
Ród to dziki i ponury Szlachtę obłupią ze skóry...
(Pieśń lubelskich opojów, datowana na wiek XVII)
Cyrograf
Nad Starym Majdanem zapadał ciepły letni zmierzch. W powietrzu unosiła się cudowna woń rozgrzanego zacieru i płonących pod kotłem sosnowych polan.
- Wiesz, tak czasem myślę... - Semen nalał sobie trochę samogonu – że chciałbym cofnąć się w czasie, tak ze dwieście lat. Albo i dalej nawet. Przeszłość może być bardzo ciekawa.
Jakub Wędrowycz oderwał wzrok od chłodnicy i automatycznym ruchem wymienił pełną szklankę na pustą, nie tracąc przy tym ani kropli bimbru.
- Byłem tam kiedyś, nie podobało mi się - mruknął. - Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Zresztą czego szukać w tamtych epokach? Chyba tylko guza. Toż tam cywilizacja stoi na bardzo niskim poziomie.
- Ale ciekawie by było spotkać swoich przodków, na przykład żyjących czterysta lat temu...
- E tam. - Egzorcysta machnął ręką, a następnie dorzucił drewek do paleniska. - Z pewnością byli tacy sami jak my, banda degeneratów, warchołów i moczymordów. A i bimber robili identyczny.
- Skąd wiesz?
- Przecież to nasza rodzinna receptura. - Wzruszył ramionami i kopnął czubkiem buta beczkę z zacierem. - No to pewnie oni wymyślili. A może i potem technologia ulepszana była, więc tym bardziej nie ma po co...
- Coś z racji w tym jest... Ale czterysta lat temu na pewno nie było takiego bimbru jak ten.
- A to czemu?
- Toż kartofli jeszcze nie było w Polsce.
- A, co prawda, to prawda. Ale pszenica rosła. I owoce też. Wiesz, Semen, ja tam średniowiecza ciekaw nie jestem. Nudne czasy. Żyli sobie, na krucjaty z rycerzami chodzili, i pod Grunwald, obdzierać krzyżackie trupy z płaszczy i sakiewek. Niech im ziemia lekką będzie. A jak będą mieli do mnie jakiś interes, to się sami zgłoszą.
Kozak w zadumie polał sobie jeszcze.
- A i potem nie lepiej bywało - ciągnął Jakub. - Chodzili szlachcice z szablami i rżnęli się nimi po knajpach o byle gówno. Chłopom źle się żyło. Pańszczyznę odrabiali, dziedzicom świnie podkładali, samogon pijali tylko w karczmie u Żyda.
- Ale za cara i tak było najlepiej - stwierdził Korczaszko. - Wódka dobrze smakowała, buty mocniejsze robili. I alfabet mieliśmy prosty, nie męczył się człowiek przy czytaniu.
- No fakt, może nie wszystko dawniej takie złe było. - Jakub przypomniał sobie dziadkową machorkę i te gruzińskie wina, których już ze siedemdziesiąt lat w sklepie nie widywał. - Jednak w poprzednich epokach zdziczenie panowało okrutne. Jakby ludzie dopiero co z drzewa zleźli.
- No, no, tylko bez teorii Darwina! - huknął Semen, odruchowo łapiąc za rękojeść szaszki.
- A fakt, zlikwidowana ma być - Jakub przypomniał sobie, jak kilka dni temu w knajpie obejrzał wywiad z ministrem od edukacji. - I dobrze, kto to widział, żeby człowiek pochodził od małpy. No, chyba że Bardaki. - Zadumał się na moment. - Ale tak mi się widzi, że nawet oni to od tych neandertalców z Dębinki się wywodzą. Czyli pierdolił ten Darwin głupoty. Zresztą za komuny zaczęli o tym w szkołach uczyć, to najwyższa pora oświatę zdekomunizować.
- Najwyższa pora zrehabilitować Lamarcka! - pieklił się Semen. - Gdy byłem młody...
Wędrowycz nie słyszał nigdy o teorii Lamarcka, więc wzruszył tylko ramionami i polał mu na uspokojenie.
- A tak wracając do meritumu - mruknął - muszę kiedyś sprawdzić, jak to było z tymi dinozaurami i czy się bydlaki nadają na zagrychę. - Pogładził kolbę samopału tkwiącego za paskiem.
- To może polecimy? - zapalił się Semen. - Przemierzymy otchłanie czasu i przestrzeni, przeżyjemy fantastyczne przygody, kto wie, może poznamy jakichś fajnych kolesi, co tłukli Szwedów, albo starodawne dupcie poderwiemy.
- Teraz niby mamy skakać? - Jakub spojrzał na niego zaskoczony. - Tak na łapu-capu?
- A masz coś pilnego do roboty? Destylacja się już kończy. Zresztą możemy wrócić nawet wcześniej, niż polecieliśmy. A ło! - Kozak wskazał ręką za okno. - Widzisz, już jesteśmy.
Читать дальше