Jaul Barundandi bynajmniej nie był zadowolony.
— Minh Subredil, pozwalałem tutaj na obecność tej kobiety tylko przez wzgląd na ciebie, kierowany uprzejmością i miłosierdziem. Ale tego rodzaju zaniedbania są niedopuszczalne. My szukamy jej wszędzie, a praca nie jest wykonana... — Głos powoli zamierał mu w gardle. W naszą stronę zmierzały Radisha i Protektorka, wybierając dzisiaj niezwykłą dla siebie drogę. To był przecież obszar należący do tylnich schodów. Co oczywiście nic nie znaczyło, jeśli brać pod uwagę Duszołap. Ta kobieta nie miała choćby śladu wyczucia klasy bądź kasty. Na szczycie była Protektorka, a pod Protektorką wszyscy pozostali.
Sawa skuliła się pod ścianą i przykucnęła, chowając twarz w kolana. Subredil, Shikhandini i Jaul Barundandi po części próbowali zejść tamtym z drogi, po części zaś bezwstydnie się gapili. Shiki żadnej z tych kobiet nie widziała wcześniej.
Sawa zacisnęła pięści, tak żeby nikt tego nie widział. Subredil szeptała modlitwę do Ghangheshy. Jaul Barundandi trząsł się zdjęty trwogą. Shikhandini patrzyła, zdradzając typowo młodzieńczą niezdolność do odczuwania stosownego lęku.
Radisha nie zwróciła na nas uwagi. Przeszła obok, mówiąc równocześnie o wypruwaniu flaków adeptom Bhodi. W jej głosie jednak nie było znać choć śladu uczuciowego zdecydowania. Protektorka wszakże zwolniła kroku i uważnie się nam przyjrzała. Przez chwilę omal nie zwyciężył we mnie lęk, że naprawdę potrafi czytać w myślach. Potem poszła dalej, a Jaul Barundandi potruchtał za nią, zapominając w jednej chwili zarówno o nas, jak i Naricie, ponieważ Radisha warknęła mu przez ramię jakieś polecenie.
Sawa podniosła się i załkała:
— Chcę do domu.
Subredil zgodziła się, że na dzisiaj wystarczy.
Ani Szarzy, ani Gwardziści Królewscy nie przeszukiwali nikogo. Tu również los nam sprzyjał. Miałam bieliznę do tego stopnia wypchaną papierem, że potrafiłam symulować normalny chód tylko na przestrzeni jakichś kilkunastu jardów.
29
Na wieczornym spotkaniu szybko przedstawiłam swoje sprawy, a potem zaszyłam się we własnym kąciku, chcąc porównać świeżo zdobyte stronice z odpowiadającymi im w książce, którą ukradłam z biblioteki i o której sądziłam, że stanowi dokładną kopię — jeśli nie wręcz źródłowy oryginał — pierwszego tomu Kronik Czarnej Kompanii. Byłam tak radosna, że Jednooki zapewne musiał się nieźle bawić, przygadując mi za plecami.
Nawet nie przyszło mi do głowy, by rozpylać się, jak też wyszło nam kuszenie Chandry Gokhale.
Historia, która dotarła do mnie później, brzmiała następująco: Gokhale posłał człowieka, by śledził Shiki do domu. Kiedy tamten nie wrócił o w miarę stosownej porze — z tego względu, że wpadł na Popłocha i Iqbala Singha w miejscu, w którym absolutnie nie powinien przebywać; skończył tak, że popłynął w dół rzeki — Gokhale wybrał się do domu uciech specjalizującego się w dostarczaniu usług jemu, jego kolegom i tym wszystkim, których cechowały szczególne, ale bynajmniej wcale nie tak rzadkie gusty. Rzekołaz i kilku innych braci przejęło go, gdy opuścił Pałac; wraz z nim ujęto jeszcze dwóch ludzi, którzy mieli pożałować, że zapragnęli wkraść się w łaski Głównego Inspektora, towarzysząc mu podczas wieczoru zmysłowych rozkoszy.
Murgen z bliska obserwował wydarzenia. Wiedząc, że tak będzie, spokojnie mogłam oddać się studiowaniu nowych zdobyczy.
Ponad godzinę zabrało mi dojście do wniosku, że to, co dzisiaj przyniosłam do domu, rzeczywiście stanowi późniejszą wersję pierwszego ze wszystkich napisanych tomów Kronik, a większą część następnej godziny zrozumienie, że nic nie pojmę z sekretów księgi bez sprawnego pomocnika. Albo przynajmniej, że zabrałoby mi to znacznie więcej czasu, niźli miałam.
Chandra Gokhale z pozoru zmarł w domu rozpusty. Podobnie jak jego dwaj towarzysze. Byli świadkowie zajścia. Ludzie widzieli, jak ich zaduszono. Zabójcy w trakcie pośpiesznej ucieczki zgubili jeden czerwony rumel.
Szarzy nieomal natychmiast przybyli na miejsce. Załadowali trupy na wóz, mówiąc, że Protektorka chce mieć ciało Gokhale natychmiast z powrotem w Pałacu. Ale w kilka chwil po opuszczeniu domu rozkoszy Szarzy natychmiast przestali być sobą. Ruszyli w stronę rzeki, zamiast do Pałacu. Nadprogramowe zwłoki zabrała fala powodzi.
Biała wrona drzemiąca na dachu pobliskiego domu otworzyła oczy, kiedy ruszyli w dół wzgórza. Zatrzepotała skrzydłami i poleciała za nimi.
30
Murgen był na miejscu, kiedy do Duszołap dotarły pierwsze wieści. Raport potrzebował niewiarygodnie krótkiego czasu na pokonanie drogi do Pałacu i był zdumiewająco dokładny. Szarzy wiele się natrudzili, aby zadowolić swą panią.
Oddział niosący Gokhale do magazynu nie zdążył nawet jeszcze dotrzeć na miejsce.
Murgena poproszono, aby rozejrzał się trochę po apartamentach Protektorki. Pojęcia nie mieliśmy, jak ona mieszka. Nikt nigdy nie został zaproszony do jej komnat. Przynajmniej od czasu gdy Wierzba Łabędź otrzymał swą nagrodę.
Murgena należało potem dokładnie wypytać, jak ona żyje na co dzień.
Duszołap jednak nie wycofała się do swoich komnat. Natychmiast udała się na poszukiwanie Radishy.
Radisha wiedziała, że coś się przydarzyło Gokhale, ale nie otrzymała dokładnego raportu. Kobiety zasiadły w komnacie audiencyjnej dosyć surowych apartamentów Radishy. Duszołap opowiedziała o wszystkim, co jej doniesiono. Mówiła głosem trzeźwym i rzeczowym. Powiadano niekiedy, że Protektorka była najbardziej niebezpieczna i najłatwiej dawała się wyprowadzić z równowagi, kiedy porzucała swoje kaprysy i zdawała się najspokojniejsza oraz najbardziej poważna.
— Wychodzi na to, że Główny Inspektor praktykował niektóre obyczaje Perhule Khoji. W rzeczy samej, zapewniono mnie przed chwilą, że ta specyficzna słabość jest bardzo rozpowszechniona wśród wyższych urzędników jego ministerstwa.
— Krążyły różne plotki.
— I nic nie zrobiłaś?
— Prywatne przyjemności Chandry Gokhale, jakkolwiek godne pogardy są w moich oczach, nie przeszkadzały mu doskonale wypełniać obowiązków Głównego Inspektora Archiwów. Szczególnie dobrze radził sobie z tworzeniem nowych źródeł dochodów.
— Rzeczywiście. — Głos Duszołap, który przed chwilą jeszcze był chłodny i rzeczowy, jakby się trochę zawahał. Murgen miał potem donieść o rozbawieniu, jakie go ogarnęło, kiedy pomyślał, że być może ona naprawdę miała jakieś moralne zastrzeżenia. — Napadnięto go w ten sam sposób jak Khojiego.
— Sugerujesz więc, że być może ktoś żywi urazę do ministerstwa jako całości? Albo że Kłamcy za swój cel wybierają ludzi cechujących się tą akurat słabością?
— Gokhale nie zamordowali Kłamcy. Tego akurat jestem pewna. To zostało zrobione przez tych samych ludzi, którzy wywabili Łabędzia na zewnątrz i tam go zabili. Jeśli naprawdę go zabili.
— Jeśli? — Radishę najwyraźniej zaskoczyło to podejrzenie.
— Nie znaleźliśmy ciała. Zwróć uwagę, że tym razem również nie ma ciała. Ludzie przebrani za naszych żołnierzy natychmiast pojawili się na miejscu i zabrali trupy. Dwóch członków Tajnej Rady zaginęło na przestrzeni mniej niż tygodnia. Biorąc pod uwagę kwestie organizacyjne, należeli do najważniejszych. Dzięki nim cała maszyneria działała. Gdyby Wielki Generał znajdował się gdzieś tutaj, można by bez większych obaw pomyłki przewidywać, że on stałby się następnym celem. Ta banda kapłanów nic nie znaczy. Nic nie robią. Nie panują nad niczym. Moja siostra dowiodła, że jeśli się ich pozabija, w ciągu kilku chwil mogą zostać zastąpieni innymi nierobami. A nikt nie zastąpi ani Łabędzia, ani Gokhale. W szeregi Szarych już zaczyna wkradać się rozprzężenie.
Читать дальше