Murgen odnotował sobie w pamięci, aby wspomnieć, że Wierzba Łabędź wcale nie musiał być takim figurantem, za jakiego chciał uchodzić w oczach świata.
— Dlaczego nie mieliby to być Dusiciele? — zapytała Radisha.
— Ponieważ temu akurat wężowi ci sami ludzie już wcześniej ucięli łeb. — Przedstawiła jej relację z wydarzeń w Ogrodzie Złodziei. Najwyraźniej nie zadała sobie trudu, by wcześniej o czymkolwiek poinformować Księżniczkę. Jasne było, że Protektorka uważa ją za konieczną, lecz młodszą wspólniczkę w swym przedsięwzięciu. — W ciągu kilku dni ci ludzie, o których myślałyśmy, że zostali na dobre zniszczeni, odcięli łeb jednemu wrogowi, a drugiego poważnie okaleczyli. Stoi za tym wszystkim jakiś naprawdę niebezpieczny intelekt. Wcale nie był niebezpieczny. Jego posiadaczka nawet nie miała tyle szczęścia, o ile ją posądzano. Ale umysł owładnięty stosowną dawką szaleństwa odkryje wzory i powiązania tam, gdzie tak naprawdę tylko los spiskował. A Duszołap zawsze czujnie rozglądała się w poszukiwaniu zła równie wielkiego jak ona sama.
— Wiedziałyśmy przecież, że nie pozostaną na zawsze w cieniu — powiedziała Radisha. I szybko się poprawiła: — Przynajmniej ja wiedziałam. Kapitan dostatecznie często mi o tym przypominał. — Nie powinna ekshumować przeszłości i otwarcie żałować błędów, jakie popełniła. Diabeł został głęboko pogrzebany, setki mil stąd. Kobieta uosabiająca znacznie bardziej bezpośrednie zagrożenie siedziała tu i teraz, tuż obok niej.
Protektorka to był błąd, na którego naprawienie, jak to od dawna już podejrzewała, nie starczy jej życia. Nie dbając o konsekwencje, zdecydowała się w swoim czasie na oślep dosiąść tygrysa. Teraz mogła jedynie mocno się trzymać, póki nie nastąpi koniec jazdy.
Duszołap powiedziała:
— Musimy wezwać Wielkiego Generała. Jeśli uda nam się obsadzić miasto jego żołnierzami, zanim wróg wykona następne posunięcie, będziemy dysponować siłą ludzką, która pozwoli nam ich wyśledzić. Powinnaś natychmiast wysłać rozkazy. I gdy tylko kurier bezpiecznie opuści miasto, obwieścimy, że Wielki Generał wraca. Wyjątkowa nienawiść, jaką żywią wobec Mogaby, każe im odroczyć wykonanie wszystkich innych planów, póki nie uda im się i jego porwać.
— Wydaje ci się, że potrafisz przewidzieć, co zrobią?
— Wiem, co ja bym zrobiła, gdyby znienacka opanował mnie ten rodzaj gwałtownego przypływu wybujałej ambicji, którą się najwyraźniej zarazili. Zastawiam się, czy to przypadkiem nie jest wstęp do jakiegoś zamachu stanu albo czegoś takiego.
Radisha, zniecierpliwiona tymi rozważaniami, wtrąciła pytanie:
— Co zrobią w następnej kolejności?
— Na razie informację o tym zatrzymam dla siebie. Nie chodzi o to, że ci nie ufam. — Duszołap prawdopodobnie siebie samą też bezustannie podejrzewała. — Po prostu chcę się upewnić, że zdołałam właściwie pojąć wzorzec działań i jestem zdolna przewidzieć, jak funkcjonuje ten nowy intelekt. Sama wiesz, że dysponuję pewnymi talentami w tym kierunku.
Niestety, Radisha doskonale wiedziała. Nie powiedziała nic. Duszołap również siedziała w milczeniu, jakby czekając, aż Księżniczka odezwie się pierwsza. Radisha jednak nie miała nic do powiedzenia.
Wreszcie Protektorka zaczęła myśleć na głos:
— Zastanawiam się, kto to może być? Czarodziejów znam jeszcze z dawnych czasów. Żaden nie miał dość ambicji, wyobraźni czy woli, aczkolwiek twardzi byli obaj wystarczająco.
Radisha wydała z siebie słaby pisk.
— Czarodzieje?
— Ci dwaj mali ludkowie. Ta para z cyklu „dzień i noc". Niewiele mają mocy, ale szczęścia nie sposób im odmówić.
— Oni przeżyli?
— Powiedziałam, że mieli szczęście. Czy przypominasz sobie kogoś, kto nie poszedł na równinę, a zdradzałby zadatki na potencjalnego przywódcę? Bo ja nie.
— Myślałam, że wszyscy ci ludzie nie żyją.
— Ja sądziłam podobnie, przynajmniej w większości przypadków. Nasz Wielki Generał twierdził, że większość ciał widział na własne oczy. Ale Wielki Generał dokonał identyfikacji, opierając się na złożeniu, że czarodzieje zostali zabici najpierw. Hm. A już zaczynałam go podejrzewać. Być może jedyną jego zbrodnią jest zwykła głupota. Czy przychodzi ci do głowy jeszcze ktoś inny?
— Nikogo takiego nie było w Kompanii, którą znałam. Ale był jeden taki Nyueng Bao, który miał coś wspólnego z żoną Chorążego. Rodzaj kapłana. Wydawał się całkowicie ogarnięty obsesją na punkcie broni i sztuk walki. Kilka razy zdarzyło mi się go spotkać. I nigdy nie uwzględniał go żaden raport.
— Mistrz Drogi Miecza? To by wiele wyjaśniało. Ale przecież wszystkich ich pozabijałam, kiedy... Zauważyłaś, że wciąż się okazuje, że żyją właśnie ci ludzie, którzy wedle wszelkich przesłanek powinni byli zginąć?
Usta Radishy jakby mimowolnie wygięły się w uśmiechu. Kobieta, która mówiła te słowa, mogła być uważana za patronkę wszystkich tych, których śmierć celebrowano za wcześnie.
— W grę wchodzą tu jakieś czary. A więc nie powinno być to dla nas szczególnym zaskoczeniem.
— Masz rację. Masz całkowitą rację. I zaangażowany jest w to miecz, który może mieć więcej niż jedno ostrze. — Duszołap podniosła się, najwyraźniej zamierzając wyjść. Jej głos zmienił się, nabrał okrutnych tonów. — Więcej niż jedno ostrze. Mistrz Drogi Miecza. Minęło już dużo czasu, odkąd złożyłam wizytę tym ludziom. Być może będą w stanie powiedzieć mi coś, co okaże się pomocne. — Energicznym krokiem wyszła z pomieszczenia.
Przez następnych kilka minut Radisha siedziała zupełnie bez ruchu, poważnie strapiona. Potem wstała i poszła do swej Komnaty Gniewu. Najwyraźniej wizyta miała potrwać dłużej. Niewidzialny szpieg podążył więc za Protektorką. Ona zaś, jak się wkrótce przekonał, zmierzała prosto na mury obronne. Po drodze wzięła jeden ze swoich małych jednoosobowych latających dywanów, przez cały czas kłócąc się ze sobą kilkunastoma swarliwymi głosami.
Murgen ledwie tego słuchał. Był zbyt zaskoczony i wstrząśnięty. W górze można było dostrzec białą wronę. Obserwowała Protektorkę, która pozostawała całkowicie nieświadoma obecności Murgena, chociaż była na nią bardziej wrażliwa niż ktokolwiek z żyjących, wyjąwszy jej siostrę. Jednak ptak bez problemów go zauważył. Przyjrzał mu się najpierw jednym okiem, potem przekrzywił łebek i spojrzał drugim. Wreszcie, po namyśle, mrugnął. A potem wzleciał w noc, w chwili gdy stado Protektorki poderwało się, by towarzyszyć jej podczas następnej podróży.
„Ale przecież ja jestem białą wroną!"
Utrata orientacji trwała jedynie moment, ale okazała się równie przerażająca, jak to bywało wiele lat temu, kiedy Murgen po raz pierwszy opuścił własne ciało.
31
— Tobo, lepiej sprowadź Wujka Doja, zanim zaczniemy dalej o tym rozmawiać — powiedziałam. Potem zobaczyłam Kendo i Popłocha. — Wreszcie wróciliście, chłopcy. Jak poszło?
— Doskonale. Dokładnie tak, jak zaplanowałaś.
Sahra zapytała:
— Otrzymałaś moją przesyłkę?
— Właśnie go wloką do środka. Wciąż jeszcze jest nieprzytomny.
Читать дальше