Ani Arjuna Drupada, ani Chandra Gokhale nie uważali się za starych.
Pracowałyśmy dalej wytrwale, całkowicie ignorowane przez wszystkich. Ludzie zamieszkujący Pałac, zwłaszcza zaś jego wewnętrzny krąg, mieli szczęście, że było wiele innych rzeczy, które chcieliśmy zrobić z własnym życiem. Gdyby nie chodziło o nie, moglibyśmy naprawdę rzezać ich masami. Ale pozbycie się Purohity niewiele by znaczyło w ogólnym planie strategicznym. Starsi kapłani zastąpiliby go następnym mężczyzną, równie paskudnym i ograniczonym, zanim jeszcze ostygłoby ciało Drupady.
Chandra Gokhale wszedł do środka i oczywiście nie przeoczył pomocnicy sprzątaczek. Sahra musiała wyciągnąć z Wierzby Łabędzia kilka sugestii dotyczących upodobań starego zboczeńca, ponieważ zatrzymał się jak wryty, patrząc na Shikhandini, jakby go ktoś zdzielił pałką między oczy. Shiki znakomicie odegrała swoją rolę. Była równocześnie i nieśmiałą dziewicą, i zalotną dziewczyną, jakby jej panieńskie serce omal nie chciało wyskoczyć z piersi. Bóg najwyraźniej tak ukształtował mężczyzn, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu razach na sto nie potrafili nie połknąć takiej przynęty.
Barundandi najwyraźniej miał świetne wyczucie czasu. Przyszedł, aby zabrać nas z komnaty, dokładnie w chwili gdy Protektorka zstąpiła do niej niczym ciemny, rozzłoszczony orzeł. Gokhale obserwował nasze odejście oczyma okrągłymi jak dwa księżyce. Zanim zdążyłyśmy na dobre opuścić komnatę, już coś szeptał do jednego ze swych skrybów.
Jaul Barundandi niestety miał oko do pewnych spraw.
— Minh Subredil, wydaje mi się, że twoja córka oczarowała Głównego Inspektora Archiwów. Subredil wydawała się zaskoczona.
— Panie? Nie. Tak nie może być. Nie pozwolę, by moja córka wpadła w tę samą pułapkę, która zniszczyła życie mej matki i skazała mnie na ten okrutny świat.
Sawa złapała Subredil za rękę. Najwyraźniej przeraził ją ten gwałtowny wybuch, ale w rzeczywistości uściskiem ostrzegała ją tylko, by nie powiedziała niczego, co Barundandi mógłby przypomnieć sobie, gdy rozejdzie się wieść o zniknięciu Chandry Gokhale.
Być może powinnyśmy rozważyć zmianę planów. Nie chciałyśmy, by ktokolwiek miał choćby najmniejsze powody do skojarzenia zdarzeń, jakie będą miały miejsce w mieście, z którąkolwiek z nas.
Subredil powoli się uspokajała. Teraz już, zawstydzona i zalękniona, chciała tylko jak najszybciej wyjść.
— Shiki. Idziemy.
Gotowa byłam sama skopać tyłek Shikhandini. Zmieniała się w prawdziwą dziwkę. Ale zareagowała na polecenie matki.
Sawa zasiadła przedtem z boku z ostatnim brudnym mosiądzem, w nadziei, że nikt nie zwróci na nią uwagi podczas posiedzenia Tajnej Rady, ale Jaul Barundandi był czujny.
— Minh Subredil. Przyprowadź swoją szwagierkę. — Tymczasem próbował flirtować z Shikhandini. W zamian za swe starania otrzymał spojrzenie pełne niesmaku.
Minh Subredil nadała mi początkowego pędu, potem ruszyła za swą córką.
— Jak ci się wydaje, co niby tutaj robisz?
— Po prostu się bawię. Ten człowiek jest odrażającym starym zboczeńcem.
Cicho, jakby wcale nie przeznaczała tych słów dla uszu Barundandiego, podczas gdy było inaczej, Subredil powiedziała:
— Nigdy więcej nie baw się w taki sposób. Ci mężczyźni zrobią z tobą, co im się będzie podobało, i nikt w tej sprawie nie będzie mógł nic poradzić.
To ostrzeżenie bynajmniej nie było całkiem zmyślone. Ostatnią rzeczą, jakiej nam było trzeba, było to, aby jeden z władców tego miejsca zaciągnął Shikhandini do ciemnego kąta na małe macanki.
Coś takiego nie ma prawa się wydarzyć. Zresztą, w ogóle nie powinno być możliwe do pomyślenia. W przypadku zwyczajnych ludzi raczej nawet tak jest. Ale problemy zaczynają się wówczas, gdy ludzie wierzą, że nie stosują się do nich zwykłe zasady.
— Narita! — zawołał Barundandi. — Gdzie ty się podziewasz? Ta przeklęta kobieta. Znowu wymknęła się do kuchni. Albo gdzieś się zawieruszyła i teraz drzemie.
Słyszałam za naszymi plecami głos Radishy rozbrzmiewający w komnacie posiedzeń, ale nie potrafiłam wyróżnić żadnego pojedynczego słowa. Odpowiedział jej ktoś gniewnie. To musiała być Duszołap. Wolałam być nieco dalej od niej. Ruszyłam więc do wyjścia.
Sawa, rzecz jasna, robiła różne rzeczy, których inni ludzie nie potrafili pojąć. Subredil schwyciła ją i zaczęła sztorcować. Barundandi zwrócił się do niej:
— Zabierz to swoje stadko do kuchni, dostaniecie coś do zjedzenia Jeśli Narita tam będzie, powiedz jej, że chcę się z nią zobaczyć. W chwili gdy zniknął nam z oczu, oznajmiłam:
— Sawa ma zamiar się przejść. — Sawa wcale nie była zadowolona z tych kartek, które Subredil przynosiła Śpioszce. Subredil nie potrafiła ich przeczytać, nadto spieszyła się i najwyraźniej nie potrafiła znaleźć nic interesującego.
Miałam nadzieję, że zapamiętałam drogę. Nawet kiedy nosisz bransoletę z łyka, Pałac jest niezwykle skomplikowanym miejscem, a nie wędrowałam po nim od dni, w których kapitan był Wyzwolicielem i wielkim bohaterem tagliańskiego ludu. A nawet wówczas bywałam tu wyłącznie przypadkowym gościem.
Gdy tylko traciłam pewność wobec wybranej drogi, wyciągałam mały kawałek kredy i zostawiałam za sobą drobne znaki w alfabecie Sangel. Chociaż z ogromnym trudem, jednak udało mi się trochę opanować ten język podczas lat spędzonych na dalekim południu. Miałam nadzieję, że ktokolwiek odkryje te znaki, nie będzie miał pojęcia, czym są.
Znalazłam wreszcie pomieszczenie, w którym spoczywały ukryte stare księgi. Od razu było widać, że ktoś tu często przychodził. W kurzu zalegającym wszystko można było wyraźnie zauważyć ślady ludzkiej obecności, co już samo przez się mogło wywołać mnóstwo pytań, gdyby pomieszczenie zostało odkryte. Spróbowałam wyciągnąć ze stosu księgę, która wyglądała na najstarszą. Cholera, ależ była ciężka. Kiedy ją otworzyłam, przekonałam się, że niełatwo wyrwać z niej stronice. To w ogóle nie był papier, którego zresztą nigdy zbyt często nie używano w tej części świata. Potrafiłam wydzierać tylko po jednej. Co być może wyjaśniało, dlaczego Subredil chwytała za te, z którymi łatwo było sobie poradzić. Nie miała czasu, by wybierać i potem się mordować.
Martwiłam się, że być może ja też zniknęłam na zbyt długo, przekonana, iż Barundandi albo jego żona zdają sobie sprawę z mojej nieobecności. Miałam nadzieję, że nie przyjdzie im do głowy zastanawiać się, dlaczego, straciwszy mnie z oczu, Subredil nie wpada w histerię.
Mimo to wciąż wyrywałam stronice, póki nie miałam tylu, ile moim zdaniem nasza trójka była w stanie wynieść.
Schowałam wszystko w nieużywanym pomieszczeniu, niezbyt odległym od furtki dla służby, nie mając pojęcia, jak je odzyskamy, wychodząc z Pałacu, a potem przycupnęłam głęboko wewnątrz Sawy, omalże nie ocierając się o kompletny autyzm i zagubienie.
Inni służący pracujący na dniówki znaleźli mnie brudną i zalaną łzami, wciąż próbującą znaleźć drogę z powrotem do komnaty posiedzeń. Chwyciłam się mojej szwagierki jak tonący brzytwy, rozpaczliwie próbując wyrwać się z objęć szalejącej powodzi.
Читать дальше