Znowu dopisało jej szczęście. Wyjąca kula ognista rozdarła przestrzeń, którą przed chwilą opuściła. Pocisk był tego samego rodzaju jak te, co wyżarły dziury w murach Pałacu i stopiły ciała tylu ludzi niczym kiepskie łojowe świeczki. I po chwili nie mogła już robić nic innego, jak tylko wciąż się uchylać. Omalże nie trafiły jej dwie kolejne kule ogniste. Schowała się za dachem jakiejś szopy, która dopiero oddzieliła ją od snajperów. Doprowadzili ją do skrajnej wściekłości, nie pozwoliła jednak, by gniew przytłumił jasność umysłu.
Nad jej głową wrony eksplodowały jak bezgłośne fajerwerki. Krew, ciało i lotki leciały w dół niczym deszcz.
W ciągu kilku sekund zrozumiała, co się dzieje, i już zaczęła naradzać się sama ze sobą sabatem głosów.
Mimo wszystko nie ukrywali się w granicach Chór Bagan. Nie natknęłaby się na nic w takiej sytuacji, gdyby tylko chcieli się wyślizgnąć z dzielnicy. A więc przyszli tu po coś, co nie miało wpaść w jej ręce.
— Są gdzieś w mieście. Ale nie udało się ich znaleźć. Nie natrafiliśmy na najlżejszy ślad, nie usłyszeliśmy bodaj jednej plotki, która — zgodnie z tym, co chcieli — nie miała dotrzeć do naszych uszu. Aż do teraz. To wymaga magii. Ten odważny maluch. To był ten ich człowiek-ropucha. Goblin. Chociaż Wielki Generał Armii Mogaba zapewniał nas, że osobiście widział jego ciało. Kto jeszcze przeżył? Czy to możliwe, że sam Wielki Generał jest znacznie mniej wiarygodny, niźli każe nam o sobie myśleć?
To nie było możliwe. Mogaba nie miał żadnych innych przyjaciół. Oddał tej sprawie wszystko.
Duszołap wylądowała, zeszła z dywanu, złożyła lekką bambusową ramę, potem owinęła wokół niej materię i rozejrzała się po ulicy. Poszli w tamtą stronę. Przyszli stąd. Czego tak bardzo chcieli, żeby się całkiem odsłonić? Wszystko, co uznawali za tak ważne, ją samą z pewnością również powinno zainteresować.
Wystarczyło wyszeptać tylko jedno słowo mocy, aby piwnica rozbłysła światłem. Brud i nędza, jakie w niej panowały, były doprawdy zatrważające. Duszołap powoli rozejrzała się dookoła. Najwyraźniej mężczyzna i jego córka. Jedna lampa. Rozrzucone ubrania. Kilka garści ryżu. Jakiś rybny gulasz. Po co przybory do pisania i inkaust? Co to jest? Księga. Ktoś właśnie zaczął ją spisywać, nadto w zupełnie nieznanym alfabecie. Kątem oka pochwyciła plamę poruszającej się czerni. Odwróciła się, przykucnęła, obawiając się ataku zdziczałego cienia. Skildirsha żywiły szczególnie zapalczywą nienawiść do tych, którzy ośmielali się im rozkazywać.
Szczur uciekł, porzucając to, co wcześniej go zainteresowało. Duszołap uklękła, podniosła z klepiska długi pas czarnego jedwabiu z zaszytą w jednym rogu antyczną srebrną monetą.
— Ach. Rozumiem. — Zaczęła śmiać się niczym młoda dziewczyna, która dopiero po pewnym czasie zrozumiała sens żartu wątpliwej przyzwoitości. Zabrała książkę i zanim wyszła, jeszcze raz obejrzała sobie wszystko. — Poświęcenie z pewnością się nie opłaca.
Kiedy znalazła się z powrotem na ulicy, znowu zmontowała dywan, nie dbając już o snajperów. Ci ludzie dawno już sobie poszli i teraz są daleko stąd. Znali się na swojej robocie. Ale wrony powinny ich wyśledzić.
Zamarła, patrząc w górę, ale tak naprawdę wcale nie widziała białej wrony, która przycupnęła na szczycie dachu rudery. — Skąd wiedzieli, gdzie tamci się kryją?
19
— Co się stało? — zapytała Sahra, gdy tylko weszła do środka, zanim zdjęła z siebie łachy Minh Subredil.
Sama wciąż jeszcze pozostawałam Dorabee Dey Banerjae.
— Jakimś sposobem straciliśmy Murgena. Goblin sądził, że przytrzymali go mocno w miejscu, ale kiedy żadnego z nas nie było, jakoś się wymknął i nie mam pojęcia, jak go teraz sprowadzić z powrotem.
— Muszę wiedzieć, co się stało w Ogrodzie Złodziei. Duszołap tam była. Cokolwiek próbowała osiągnąć, nie powiodło jej się, ale wróciła zupełnie odmieniona. Nie udało mi się podsłuchać wszystkiego, co mówiła do Radishy, jednak wiem, że coś znalazła albo coś zrozumiała, coś, co zupełnie odmieniło jej nastawienie. Jakby znienacka wszystko przestało być zabawne.
Odrzekłam:
— Och, nie mam pojęcia. Może Murgen rzeczywiście potrafiłby nam powiedzieć. Jeśli będziemy w stanie ściągnąć go z powrotem.
Dołączył do nas Goblin. Popychał przed sobą Jednookiego, drzemiącego w zapasowym fotelu na kółkach Banh Do Tranga. Oznajmił:
— Spoczywają w pokoju. Zaćpani. Narayan trochę się szarpał. Dziewczyna przyjęła wszystko z lodowatym spokojem. Ale to nią przede wszystkim trzeba się przejmować.
— Co z nim jest? — zapytałam, wskazując Jednookiego.
— Zmęczył się. To już jest stary człowiek. Chętnie zobaczyłbym, czy kiedy będziesz miała choćby połowę jego lat, uda ci się znaleźć w sobie bodaj część jego energii.
Sahra zapytała:
— Dlaczego powinniśmy się przejmować dziewczyną?
— Ponieważ jest córką swej matki. Nie dysponuje szczególnymi umiejętnościami, gdyż nie miała nikogo, kto by ją porządnie wyuczył, jednak ma naturalne predyspozycje do zostania wielką wiedźmą. Pewnie nawet jest równie potężna jak matka, jednak brakuje jej choćby szczątków zmysłu moralnego, jaki miała Pani. To aż z niej zieje...
— I nie jest to jedyna rzecz, która aż z niej zieje — zaświergotał Jednooki. — Pierwsze, co powinniście zrobić z naszą słodziutką, to wsadzić ją do balii z gorącą wodą. Potem wrzucić do środka kilka, co najmniej cztery, kostki mydła i pozwolić przez tydzień się moczyć.
Sahra i ja wymieniłyśmy spojrzenia. Jeśli z małą było aż tak źle, że Jednookiego to poruszyło, to musiało być to naprawdę coś.
Goblin wyszczerzył się od ucha do ucha, ale zdławił w sobie pokusę.
Powiedziałam:
— Słyszałam, że wpadliście na Protektorkę.
— Siedziała na jakimś dachu, czy gdzie, czekając tylko, co się wydarzy. Nie dostała tego, czego chciała. Kilka kul ognistych i musiała się schować, a potem nie wyściubiała nosa z ukrycia.
— Dotarliście do domu i nikt was nie śledził? — znałam odpowiedź, ponieważ wiedziałam, że zdają sobie sprawę z ryzyka. Nie zbliżyliby się nawet do tego miejsca, gdyby istniała najmniejsza szansa, że nie jest bezpieczne.
Jednak musiałam zapytać, nawet wiedząc, że gdyby im się nie udało, w tej chwili dom pełen już byłby Szarych.
— Z góry byliśmy przygotowani na rozprawę z wronami.
— Ze wszystkimi prócz jednej — warknął Jednooki.
— Co?
— Widziałem tam tę białą. Jednak nie poleciała za nami. Znowu Sahra i ja popatrzyłyśmy na siebie. Sahra powiedziała:
— Mam zamiar teraz przebrać się, odpocząć trochę i zjeść coś. Spotkajmy się za godzinę. Jeśli znajdziesz siły, Goblin, możesz spróbować sprowadzić Murgena z powrotem.
— Ty jesteś nekromantką.
— Ty jesteś tym, który twierdził, że udało się go osadzić na stałe.
Goblin zaczął coś mruczeć pod nosem. Jednooki zachichotał, ale bynajmniej nie zaofiarował się z pomocą. Zwrócił się do mnie:
— Jesteś już gotowa zabić swojego bibliotekarza?
Читать дальше