— Skildirsha okazują więc stosowny szacunek kaście kapłanów. Leciutkie wygięcie warg powiedziało mi, że doskonale pojął ironię.
— Naprawdę jestem przerażony, Dorabee. To zło w niczym nie przypomina żadnego, z jakim przedtem mieliśmy do czynienia. Ślepy los, który przynosi powódź, zarazę czy inną katastrofę, musimy znieść ze spokojem. A przeciwko ciemności niekiedy nawet sami bogowie walczą na próżno. Jednak wysyłanie tego stada cieni, aby na ślepo mordowały ludzi, tak wielu ludzi, i to z powodów, których nawet szaleniec pojąć nie jest w stanie, to jest zło z rodzaju tych, do których modły wznoszą ludzie z pomocy.
Dorabee udało się przekonująco odegrać bezmierne zdziwienie.
— Przepraszam. Jestem naprawdę zmęczony. Ty zapewne nigdy w życiu nie widziałeś nikogo z obcych. — Na słowo „obcy" położył taki akcent, jakim zazwyczaj posługiwali się Taglianie, gdy mieli na myśli zwłaszcza Czarną Kompanię.
— Widziałem. Kiedy byłem mały, widziałem raz samego Wyzwoliciela. I widziałem też tę, którą nazywali Porucznikiem, gdy wróciła spod Dejagore. Stałem bardzo daleko, jednak pamiętam wszystko, ponieważ było to tego samego dnia, gdy zabiła wszystkich kapłanów. I Protektorkę również. Widziałem ją kilka razy. — Wszystko wymyślałam, w miarę jak słowa wylewały mi się z ust, jednak o takich właśnie rzeczach mówiłby każdy rodowity Taglianin. Kompania wchodziła i wychodziła z miasta przez całe lata, zanim wreszcie przystąpiła do ostatecznej kampanii przeciwko Długiemu Cieniowi i fortecy Przeoczenia. Podniosłam się. — Muszę już wracać do pracy.
— Dobrze wykonujesz swoją pracę, Dorabee.
— Dziękuję, Mistrzu Santaraksita. Staram się.
— W rzeczy samej. — Najwyraźniej chciał mi coś powiedzieć i nie wiedział, jak to zrobić. — Zdecydowałem, że będziesz miał dostęp do wszystkich książek poza tymi, które znajdują się w dziale specjalnym. — W dziale zastrzeżonym znajdowały się książki dostępne tylko w pojedynczych egzemplarzach. Tylko najbardziej uprzywilejowani uczeni byli dopuszczani do tej części zbiorów. Jak dotąd, udało mi się zidentyfikować tylko kilka tytułów spośród tych książek. — Oczywiście, kiedy nie będziesz miał innych obowiązków. — Część każdego dnia upływała mi zwyczajnie na oczekiwaniu, aż ktoś powie, co trzeba zrobić.
— Dziękuję, Mistrzu Santaraksita!
— Spodziewam się, że będziemy mogli o nich porozmawiać.
— Tak, Mistrzu Santaraksita.
— Uczyniliśmy właśnie pierwszy krok zupełnie nieznaną drogą, Dorabee. Przed nami ekscytująca i nieco przerażająca podróż. — Przesądy do tego stopnia wrosły w jego duszę, że widziałam, iż naprawdę myślał to, co wynikało z jego słów. Fakt, że potrafiłam czytać, zniekształcił mu wypieszczony obraz wszechświata i teraz pragnął konspirować ze mną pośród zaułków jego wypaczonych form.
Wzięłam do ręki szczotkę. W moim świecie szykowały się ekscytujące i nieco przerażające rzeczy. I nienawidziłam każdej sekundy, w której musiałam trzymać się od nich z dala.
18
Mały derwisz w brunatnych wełnach zdawał się całkowicie zajęty samym sobą. Nieustannie mamrotał coś pod nosem, nie zwracając najmniejszej uwagi na otaczający go świat. Najprawdopodobniej powtarzał frazy świętych pism Yehdna, tak jak pojmowała je jego heretycka sekta. Chociaż zmęczeni już i poirytowani, Szarzy nie od razu zabronili mu wstępu na strzeżony teren. Nauczono ich, by szanowali wszystkich świętych mężów, nie tylko tych, którzy bezpiecznie trwali za murami prawd Shadar. Ostatecznie każdy wytrwały poszukiwacz mądrości znajdzie ścieżkę wiodącą ku oświeceniu.
Tolerancja dla takich ludzi stanowiła rzecz powszechną wśród mieszkańców Taglios. Dobro duszy stanowiło przedmiot najpoważniejszych zabiegów większości z nich. Gunni uznawali poszukiwanie oświecenia za jeden z czterech kluczowych elementów życia idealnego. Kiedy mężczyźnie udało się już wychować i wyposażyć swoje dzieci, powinien odrzucić wszystkie dobra materialne, wszystkie ambicje i przyjemności. Powinien udać się do lasu, aby w nim żyć jak pustelnik bądź zostać wędrownym żebrakiem, wreszcie w inny jeszcze sposób przeżyć ostanie lata swego życia na poszukiwaniu prawdy i oczyszczaniu duszy. Wiele słynnych w tagliańskiej i południowej historii imion należało do królów i bogaczy, którzy poszli właśnie taką drogą.
Jednak natura ludzka pozostaje naturą ludzką...
Szarzy nie mogli przecież pozwolić derwiszowi poszukiwać prawdy w Chór Bagan. Sierżant zatrzymał go w końcu. Jego podwładni otoczyli świątobliwego człowieka. Sierżant rzekł:
— Ojcze, nie możesz udać się w tę stronę. Ulica została zamknięta dla ruchu z rozkazu Ministra Łabędzia. — Nawet zmarły, Łabędź wciąż musiał brać na siebie odpowiedzialność za uprawianą przez Duszołap politykę.
Wydawało się, że derwisz w ogóle nie dostrzegł Szarych, póki nie wpadł bezpośrednio na sierżanta.
— Hę?
Młodsi Szarzy zaśmiali się. Ludzi zazwyczaj cieszy, kiedy na własne oczy mogą zobaczyć, jak sprawdzają się ich przesądy. Sierżant powtórzył, co rzekł wcześniej. Dodał jeszcze:
— Musisz skręcić w prawo lub w lewo. My tutaj wykorzeniamy zło, które skaziło obszary leżące na wprost. — Posiadał jednak odrobinę oleju w głowie.
Derwisz spojrzał najpierw w prawo, potem w lewo. Zadrżał, wreszcie zgrzytliwym cichym głosem oznajmił:
— Wszelkie zło jest tylko wynikiem metafizycznego zbłąkania — i ruszył ulicą wiodącą w prawo. To była bardzo dziwna ulica. Niemal zupełnie bezludna. W Taglios rzadko widywano coś takiego.
Chwilę później sierżant Shadar nieoczekiwanie zaczął kwiczeć z bólu. Wściekle klepał się po boku.
— O co chodzi? — zapytał któryś z Szarych.
— Coś mnie ugryzło... — Kwiknął znowu, co oznaczało, że ból rzeczywiście musi być dokuczliwy, Shadar chlubili się bowiem swą zdolnością znoszenia cierpień bez jednego choćby jęku czy też skrzywienia.
Dwaj ludzie sierżanta próbowali unieść poły jego koszuli, podczas gdy trzeci schwycił go za rękę, aby stał spokojnie. Ten znowu krzyknął.
Z jego boku zaczął kłębami wydobywać się dym.
Szarych ten widok tak zaskoczył, że aż się cofnęli. Sierżant osunął się na ziemię. Dostał drgawek. Dym wciąż się kłębił. Zaczął wreszcie przybierać formę, której żaden z Szarych wolałby nie oglądać.
— Niassi!
Demon Niassi zaczął szeptem objawiać tajemnice, których żaden Shadar nie chciałby znać.
Uśmiechając się pod nosem, Goblin wślizgnął się do Chór Bagan. Zniknął na długo przedtem, zanim ktokolwiek zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie istnieje jakiś związek między dolegliwością sierżanta a derwiszem veyedeen.
Szarzy zbiegli się ze wszystkich stron naraz. Oficerowie wykrzykiwali rozkazy, przeklinali i gnali ich z powrotem na posterunki, zanim mieszkańcy Chór Bagan skorzystają z okazji do ucieczki. W oczach oficerów musiało to wyglądać na świadomie podjęte działanie mylące, obliczone na to, by dać ich zwierzynie szansę wydostania się z dzielnicy.
W pobliżu zaczął gromadzić się tłum. W ciżbie był chłopak Nyueng Bao, który wykorzystując zaistniałą sytuację, odciął komuś sakiewkę i przemknął obok Szarych — a wtedy jeden z nich przypomniał sobie jego twarz z tamtego wieczoru, gdy omal nie zostali ukamienowani. Dyscyplina zaczęła pękać.
Читать дальше