Tobo tymczasem zdążył już oddalić się z miejsca zamieszania, prześlizgując się zręcznie przez tłum niczym czarny wąż wśród bagiennych traw. Kiedy Szarzy przesłuchiwali zgromadzonych, dociekając przyczyn zamieszania, nikt już nie potrafił opisać go dokładnie, a wszyscy podawali rysopis zgodny z żywionymi przesądami. Złodziej Nyueng Bao. A ci stanowili w Taglios prawdziwą plagę. W owych czasach stolica mogła się poszczycić mnóstwem najrozmaitszych cudzoziemców. Jak imperium długie i szerokie, do miasta przybywał każdy próżniak, głupek i rozrabiaka. W ciągu życia jednego pokolenia populacja potroiła się. Gdyby nie okrutna skuteczność Szarych, Taglios zamieniłoby się w chaotyczny, morderczy rynsztok, piekielną otchłań pełną nędzy i rozpaczy.
Pałac nie pozwalał jednak, by nieład zapuścił w nim korzenie. Znakomicie dawał sobie radę z wykrywaniem wszelkich możliwych tajemnic. Kariery kryminalistów zazwyczaj nie trwały długo. Podobnie jak żywoty tych wszystkich, którym zachciewało się spiskować przeciwko Radishy lub Protektorce. Zwłaszcza przeciwko tej ostatniej, która za nic miała pojęcie nietykalności cielesnej.
W minionych czasach intrygi i spiski stanowiły miazmatyczną plagę dotykającą żywota każdego Taglianina. Teraz się to skończyło. Protektorce się to nie podobało. Większość Taglian zaś chciwie łaknęła aprobaty Protektorki. A nawet kapłani woleli unikać niebezpiecznego spojrzenia Duszołap.
W pewnym momencie czarne ubranie chłopca gdzieś zniknęło, a jego miejsce zajęła biodrowa przepaska na modłę Gunni, którą nosił pod spodem. Teraz nie różnił się już niczym od pozostałym dzieci, wyjąwszy lekko żółtawy odcień skóry. Był bezpieczny. Dorastał w Taglios. Mówił bez obcego akcentu, który mógłby go zdradzić.
4
Teraz należało czekać, przyczaić się w bezruchu, w bezczynności poprzedzającej zawsze każdą poważniejszą akcję. Wyszłam już z wprawy. Nie potrafiłam po prostu rozsiąść się wygodnie i albo sama zagrać w tonka, albo zwyczajnie patrzeć, jak Jednooki i Goblin próbują się nawzajem oszukiwać. Od ciągłego pisania miałam skurcze palców, tak że nie mogłam dalej pracować nad Kronikami.
— Tobo! — zawołałam. — Chcesz iść zobaczyć, co się dzieje?
Tobo miał czternaście lat. Był najmłodszy z nas. Dorastał w Czarnej Kompanii. Natura nie poskąpiła mu młodzieńczego entuzjazmu, niecierpliwości i wiary we własną nieśmiertelność oraz boską dyspensę od kary ostatecznej. Bawiły go zadania, które wykonywał dla Kompanii. Nie do końca chyba wierzył w istnienie swego ojca. Nigdy nie miał okazji go poznać. My z kolei próbowaliśmy nie dopuścić, by ktoś szczególnie go rozpieszczał. Tylko Goblin upierał się, by traktować go jak ukochanego syna. Próbował nawet uczyć chłopaka.
Tagliański w piśmie Goblin miał znacznie gorzej opanowany, niźli gotów byłby przyznać. Alfabet na co dzień używanej wulgaty liczył sto liter, następnych czterdzieści zarezerwowane było dla kapłanów piszących Stylem Wzniosłym, który stanowił niemal drugi, niewymowny i ceremonialny język. Dla potrzeb tych Kronik posługuję się mieszaniną obu stylów.
Kiedy tylko Tobo nauczył się czytać, „wujek" Goblin kazał mu czytać dla siebie, na głos.
— Mogę wziąć jeszcze kilka pączków, Śpioszka? Mama mówi, że im więcej ich będzie, tym skuteczniej zwrócą uwagę w Pałacu.
Byłam zaskoczona, że rozmawiał z nią dość długo, by tyle choć usłyszeć. Chłopcy w jego wieku potrafią bywać co najmniej niemili. On przez cały czas był jawnie niegrzeczny wobec matki. A byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie jego „wujkowie", którzy nie tolerowali takiego zachowania. Naturalnie, w oczach Tobo był to po prostu kolejny przykład spisku dorosłych. Tak przynajmniej twierdził oficjalnie. Prywatnie można było go przekonać, by posłuchał głosu rozsądku. Przynajmniej od czasu do czasu. I oczywiście kiedy zwracał się do niego ktoś, kto nie był jego matką.
— Może kilka. Ale wkrótce zrobi się ciemno. A potem zacznie się przedstawienie.
— Jak pójdziemy? Nie lubię, kiedy jesteś kurwą.
— Będziemy bezdomnymi sierotami. — Chociaż to przebranie również pociągało za sobą ryzyko. Mogliśmy wpaść w ręce werbowników, którzy wcielą nas do armii Mogaby. W tych czasach jego żołnierze nie są niczym więcej jak niewolnikami poddanymi okrutnej dyscyplinie. Wielu to drobni kryminaliści, którym zaproponowano wybór między surową karą a służbą. Pozostali to dzieci nędzy, nie mające dokąd pójść. Co zresztą stanowiło normę powszechnie obowiązującą w armiach zawodowych, które Murgen i jego dawni towarzysze widzieli na dalekiej północy, na długo przedtem, zanim przystałam do Kompanii.
— Dlaczego tak się martwisz przebraniami?
— Jeśli nigdy powtórnie nie ukażemy tej samej twarzy, nasi wrogowie nie będą mieli pojęcia, kogo właściwie szukają. Nigdy nie próbuj ich nie doceniać. Zwłaszcza Protektorki. Już nie raz udało jej się oszukać samą śmierć.
Tobo nie był skłonny uwierzyć ani w to, ani w niewiele więcej z naszej niezwykłej historii. Chociaż znacznie lżej niż większość ludzi przechodził właśnie okres, w którym wiedział wszystko, co wiedzieć warto, a nic, co powiedzieli starsi — zwłaszcza jeśli zawierało choćby najbledszy ślad morału — nie było warte słuchania. Nic na to nie mógł poradzić. Musiał po prostu z tego wyrosnąć.
Ja zaś miałam tyle lat, ile miałam, i nic nie mogłam poradzić na to, że mówiłam rzeczy, o których wiedziałam, iż na nic się nie przydadzą.
— Wszystko jest w Kronikach. Twój ojciec i Kapitan nie wymyślali bajeczek.
W to również nie chciał wierzyć. Nie upierałam się. Każdy z nas na własny sposób, we swoim czasie musi nauczyć się szacunku dla Kronik. Marny los, jaki przypadł teraz w udziale Kompanii, uniemożliwiał pełne uczestnictwo w tradycji. Tylko dwaj towarzysze ze Starej Gwardii wyszli cało z pułapki zastawionej przez Duszołap na kamiennej równinie i z późniejszych Wojen Kiaulunańskich. Goblin i Jednooki — obaj są całkowicie niezdolni do przekazania mistyki Kompanii. Jednooki jest zbyt leniwy, natomiast Goblin ma zbyt duże trudności z wysławianiem się. Ja natomiast byłam właściwie dopiero uczennicą, kiedy Stara Gwardia weszła na równinę w ślad za Kapitanem ścigającym ideę Khatovaru. Którego zresztą nie znalazł. A przynajmniej nie znalazł takiego Khatovaru, jakiego szukał.
To zadziwiające. Niedługo będę weteranem z dwudziestoletnią służbą. Miałam ledwie czternaście lat, gdy Kubeł wziął mnie pod swoje skrzydła... Jednak nigdy nie byłam podobna do Tobo. W wieku czternastu lat od dawien dawna wiedziałam już, co to ból. W ciągu tych lat, które minęły od czasu, gdy Kubeł mnie uratował, w istocie stawałam się coraz młodsza...
— Co?
— Pytałem, dlaczego nagle zrobiłaś się taka wściekła?
— Przypominałam sobie, jak to było, kiedy miałam czternaście lat.
— Dziewczynom jest tak łatwo... — Ugryzł się w język. Twarz mu pobladła. Wyraźnie rzucało się w oczy jego pomocne pochodzenie. Był aroganckim i zepsutym małym gnojkiem, ale miał dość rozumu, by zdawać sobie sprawę, kiedy wkracza prosto w gniazdo jadowitych węży.
Powiedziałam mu o tym, co wiedział, przemilczałam zaś to, o czym nie miał pojęcia.
— Kiedy miałam czternaście lat, Kompania i Nyueng Bao zostali zamknięci w pułapce Jaicur. Dejagore, jak je tutaj nazywają. — Reszta nie miała już żadnego znaczenia. Reszta spoczywała bezpiecznie pogrzebana w przeszłości. — Teraz już prawie nie mam koszmarów.
Читать дальше