Purohita Drupada się boi.
Główny Inspektor Gokhale się boi.
Tylko Protektorka się nie boi. Duszołap nie lęka się niczego. Duszołap nic to nie obchodzi. Szydzi i drwi z demona. Ona jest kompletnie szalona. Będzie się jeszcze śmiała i tańczyła, nawet gdy jej ciało zaczną już trawić płomienie.
Ten brak strachu wywołuje jeszcze większy niepokój u jej pomocników. Dobrze wiedzą, że ich pierwszych pogna w miażdżące szczęki losu.
Od czasu do czasu na murach pojawia się inna, bardziej osobista informacja: „Wszystkie ich dni są policzone".
Każdego dnia jestem na ulicy, idę do pracy, udaję się na
przeszpiegi, słucham, podchwytuję plotki i rozpuszczam nowe, korzystając z anonimowości, jaką zapewnia mi Chór Bagan, Ogród Złodziei, którego nawet Szarzy nie zdołali jeszcze spacyfikować. Niegdyś przebierałam się za prostytutkę, ale w końcu okazało się to zbyt niebezpieczne. W mieście żyją ludzie, przy których Protektorka mogłaby się zdawać uosobieniem normalności. Świat zaiste może mówić o szczęściu, że los poskąpił im władzy, pozwalającej w pełni odkryć głębię i ogrom własnych psychoz.
Zazwyczaj jednak wcielam się w postać młodzieńca, jak to już dawniej robiłam. Od zakończenia wojny wokół pełno jest pozbawionych rodzin, obowiązków i pracy młodych mężczyzn. Im bardziej dziwaczna okazuje się kolejna plotka, tym szybciej opuszcza granice Chór Bagan i dotkliwiej niszczy spokój sumienia naszych wrogów. Zawsze to samo Taglios — gotowe nurzać się w rozkoszach ponurych przepowiedni. A my musimy dostarczyć mu odpowiednią porcję znaków, wróżb i omenów.
Protektorka ściga nas, kiedy jej to przyjdzie do głowy, jednak zainteresowania nigdy nie starcza jej na dłużej. W ogóle na niczym nie potrafi się skoncentrować przez dłuższy czas. Zresztą, dlaczego miałaby się nami przejmować? Jesteśmy martwi. Już nas nie ma. Sama ogłosiła, że tak się stało. A jako Protektorka jest przecież najwyższym sędzią dla całego imperium tagliańskiego.
Jednakże: „Woda śpi".
3
W owym czasie fundamentem, na którym wspierała się cała Kompania, była kobieta, która nawet nigdy oficjalnie się do niej nie zaciągnęła, czarownica Ky Sahra, żona Chorążego Czarnej Kompanii i mojego poprzednika na stanowisku Kronikarza, Murgena. Kobieta bystra, o niezłomnej woli. Nawet Goblin i Jednooki schodzili jej z drogi. Nikt nie mógł jej nic powiedzieć, nawet paskudny stary Wujek Doj. Protektorki, Radishy i Szarych bała się tyle, co zwykłych śmieci. A i najgorsze zło porównywalne bodaj ze śmiertelnym kultem Kłamców, ich mesjaszem, Córką
Nocy oraz boginią Kiną bynajmniej nie odbierało jej ducha. Spoglądała w samo jądro ciemności, której sekrety nie wzbudzały w niej śladu trwogi. Tylko jedna rzecz przenikała ją dreszczem.
Jej matka, Ky Gota, stanowiła uosobienie niezadowolenia i swarliwości. Jej zrzędzenie i połajania miały tak zdumiewającą siłę, że ona sama musiała być najpewniej wcieleniem jakiegoś kapryśnego, zbzikowanego bóstwa, nieznanego jak dotąd człowiekowi.
Ky Goty nie lubił nikt prócz Jednookiego. A nawet on za plecami nazywał ją Trollicą.
Sahra zadrżała na widok matki kuśtykającej powoli przez zdjęte nagłą ciszą pomieszczenie. Dzisiaj byliśmy nikim, nie dysponowaliśmy właściwie żadnymi dobrami. Musieliśmy obyć się tymi kilkoma pokojami. Parę chwil temu tłoczyli się tutaj rozmaici wałkonie, paru z Kompanii, w większości jednak pracownicy Banh Do Tranga. Teraz wszyscy patrzyliśmy na starą, pragnąc, by jak najszybciej wyszła. By nie przyszło jej do głowy pobyć w naszym towarzystwie.
Stary Do Trang — już tak słaby, że poruszał się na wózku inwalidzkim — podjechał ku Ky Gocie, najwyraźniej w nadziei, że okazując choć odrobinę troski, skłoni ją do wyjścia.
Wszyscy zawsze chcieli jak najszybciej się jej pozbyć.
Tym razem jego poświęcenie okazało się skuteczne. Z pewnością Ky Gota musiała nie czuć się najlepiej, skoro nie poświęciła nawet chwili na obsztorcowanie wszystkich, którzy tylko byli młodsi od niej.
Milczenie przeciągało się do czasu, gdy wrócił stary kupiec. Był właścicielem tego miejsca i pozwalał nam korzystać z niego jako kwatery głównej. Niczego nam nie zawdzięczał, mimo to, z czystej miłości do Sahry, dzielił z nami niebezpieczeństwa. We wszystkich omawianych kwestiach musieliśmy wysłuchiwać jego opinii i honorować jego życzenia.
Do Trang wrócił po krótkiej chwili, ciężko tocząc swój wózek. Przypominał szkielet obciągnięty poznaczoną plamami wątrobowymi skórą. Był tak kruchy, że wydawało się, iż cudem potrafi o własnych siłach poruszyć swój pojazd.
Stary był zaiste, jednak w jego oczach igrały nie dające się przegnać wesołe iskierki. Skinął głową. Rzadko miał wiele do powiedzenia, chyba że komuś zdarzyło się palnąć nieprawdopodobne głupstwo. Był dobrym człowiekiem. Sahra zabrała głos jako pierwsza:
— Wszystko gotowe. Każda faza i każda ewentualność zostały po dwakroć sprawdzone. Goblin i Jednooki trzeźwi. Czas, by Kompania dała znać o swym istnieniu. — Rozejrzała się dookoła, czekając na nasze komentarze.
Nie wydawało mi się, aby rzeczywiście nadszedł już czas. Jednak wyraziłam swoją opinię wcześniej, kiedy zajmowałam się planowaniem operacji. I zostałam przegłosowana. Teraz ograniczyłam się więc do rozpaczliwego wzruszenia ramionami.
Pozostali nie mieli żadnych zastrzeżeń. Sahra powiedziała:
— Rozpoczynamy fazę pierwszą. — Skinęła na swego syna. Tobo kiwnął głową i wyślizgnął się z pokoju.
Przyczajony młodzieniec był chudy, obdarty i brudny. Nazywał się Nyueng Bao, co oznaczało, że po prostu musiał być przygarbionym brudasem i złodziejem. Należało mieć się przed nim na baczności. Nikogo właściwie nie interesowało, co dokładnie robi, póki jego ręce nie skradały się w kierunku kołyszącej się u pasa sakiewki lub jakiegoś towaru na straganie sprzedawcy. Jak zwykle, ludzie nie widzieli tego, czego zobaczyć się nie spodziewali.
Póki chłopak trzymał dłonie schowane za plecami, nikt nie widział w nim zagrożenia. Tak nie sposób czegokolwiek ukraść. Nikt jednak nie zauważył małych bezbarwnych pęcherzy na ścianie, o którą się opierał.
Dzieci Gunni patrzyły. Chłopak wyglądał tak dziwnie w swym czarnym kimonie. Gunni są pokojowo nastawionym ludem i wychowują swe dzieci na bardzo grzeczne. Jednak dzieci Shadar ulepione są z dużo twardszej gliny. Są znacznie śmielsze. Korzenie ich religii wyrastają przecież ze światopoglądu wojowników. Kilku młodzieńców Shadar postanowiło dać nauczkę złodziejowi.
Oczywiście, że był złodziejem! Przecież to Nyueng Bao. Wszyscy wiedzieli, że każdy Nyueng Bao to złodziej.
Starszy Shadar odpędził młodzieńców. Złodziejem zajmą się ci, do których obowiązków to należy.
W religii Shadar kryła się również odrobina biurokratycznej praworządności.
Nawet tak drobne zamieszanie przyciągnęło uwagę władz. Trzech wysokich, brodatych stróżów porządku Shadar w szarych ubraniach i białych turbanach przepychało się przez ciżbę. Bezustannie podejrzliwie oglądali się wokół, jakby nieświadomi, że cały czas otacza ich krąg pustej przestrzeni. Na ulicach Taglios zawsze panuje tłok, czy to dzień, czy noc, a jednak ludzie zawsze znajdą sposób, by usunąć się z drogi Szarym. Wszyscy Szarzy mają twarde spojrzenia, a podstawowe kryterium doboru do służby stanowi najwyraźniej brak cierpliwości i współczucia.
Читать дальше