Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kaźń: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kaźń»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kaźń — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kaźń», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kolejka przesunęła się o kolejne dwa kroki.

Irena już dawno przemyślała wszelkie możliwe warianty pytań. Często wspominała Nicka, który skracał cierpienia swych nieuleczalnie chorych pacjentów, za co został skazany na śmierć i oddany w ręce wampira. Najwyraźniej Objawienie w tym modelu nie było równie prostolinijne jak wymiar sprawiedliwości w poprzednim, jednak Irena po prostu musiała zapędzić je w kozi róg. W każdym razie musiała tak postąpić z Interpretatorem...

Schody o jedenastu stopniach przybliżały się nieubłaganie. Irena była coraz bardziej zdenerwowana.

Krok. Jeszcze jeden. Na miejscu chłopca, który dostał swą dolę za zajęcie kolejki, stanęło przed Ireną urodziwe, szesnastoletnie dziewczę. Ciekawe, o co będzie pytać ta młoda osóbka? Dlaczego okrutne Objawienie ukarało ją śmiercią ukochanego pieska?

Pierwszy stopień. Słońce chyliło się coraz niżej. Ludzie zaczęli się gorączkować, gdyż o zmroku drzwi zostaną zamknięte i wszyscy, którzy dzisiaj nie zdążą wejść, będą musieli czekać do świtu.

Drugi stopień. Trzeci i czwarty. Irena zrozumiała, że dzisiaj nie zdąży. Kolejna noc na sianie i jest zupełnie możliwe, że jutro oznajmią ludziom o niespodziewanym zgonie Najwyższego Interpretatora, a jedynie Irena będzie wiedzieć, że oznacza to pojawienie się nowego modelu, modelu w modelu, kolejnego ogniwa, kolejnej baby w babie.

Drzwi otwarły się i wpuszczono od razu siedmiu interesantów. Przed samą Ireną opuściło się rzeźbione berło, improwizowany szlaban, którym odźwierny sortował tłum.

– Chwileczkę, droga pani... Wygląda na to, że audiencja jest już dzisiaj zakończona.

Nawet się nie zdziwiła. Za drzwiami panowały chłód i wilgoć, ku górze wznosiły się ciemne, gigantyczne kolumny, stojące bez żadnego porządku, jak drzewa w lesie, od czego przedsionek pałacu rzeczywiście przypominał las, dziewiczą puszczę, w której nie postała noga drwala.

W głębi pałacu zabrzmiał gong. Dwukrotnie.

– Jeszcze dwie osoby – rzekł odźwierny niechętnie. Irenie zdrętwiały nogi i gdyby nie młody lichwiarz, który rzucił się do przodu i popchnął ją w plecy, stałaby tak do rana. Gdyż staruszka, która znalazła się za berłem, kipiała z oburzenia i niemal wepchnęła się przed osłupiałą Irenę.

– Nie, droga pani. Proszę tędy...

Wielkie kolumny okazały się spiralnymi schodami. Jedenaście kolumn i tak wysokie stopnie schodów, że Irenie przelotnie zrobiło się żal staruszki – jak ona się po nich wdrapie?

Zabłądziłaby wśród skręconych kolumn, gdyby specjalny sługa nie wskazał jej drogi. Pomagając sobie rękami, plącząc się w znienawidzonej sukni, wzywając w myślach Stwórcę, Irena zaczęła się wspinać. Nieopodal sapał młody lichwiarz – jego schody były obok, lecz zdążył znacznie wyprzedzić Irenę; z jego podeszew sypały się okruchy gliny i tak długo spadały, że nic, tylko się przestraszyć i spojrzeć w dół.

Irena nie miała lęku wysokości. Ale jak poradzi sobie staruszka?

Klapa. Irena boleśnie uderzyła się w głowę i po chwili odpoczynku naparła ramieniem; właz nie był ciężki, półmrok wymieszał się z mdłym, zielonkawym światłem. Ciężko dysząc, Irena na czworakach weszła przez klapę. Interpretatorzy mogliby zadbać o windę dla petentów.

Od nieskończonych zakrętów kręciło jej się w głowie.

Płonęły zielone świece. Irena nigdy czegoś takiego nie widziała – świeca jak świeca, tylko płomień zielony jak noworoczna lampka.

Magicy.

Rozejrzała się.

Okrągłe, ciasne pomieszczenie przypominało patelnię. Jej rączką był długi, wąski korytarz, na którego drewnianej podłodze namalowana była jednoznaczna, starta setkami butów strzałka.

A więc tędy...

Wchodząc w korytarz mimowolnie się zatrzymała. Gdzieś kapała woda, pachniało pleśnią i podziemiem; mimo że znajdowała się na wysokości co najmniej dziesiątego piętra! Ten, kto zaprojektował Interpretatorom miejsce pracy, zrobił wszystko, by jak najdalej odejść od tradycji zakurzonych gabinetów. Aranżer się postarał – Irena nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że zaraz krzyknie do niej zirytowany urzędnik: „Szybciej! Dzień roboczy dobiega końca!"

Zebrała się w sobie i weszła w korytarz, licząc kroki. Oho. Dwadzieścia, dwadzieścia pięć, czterdzieści...

Stop.

Nowe pomieszczenie, prawie całkiem ciemne, gdyż jedna zielona świeczka mogła co najwyżej wystraszyć. Kamienny łeb nieznanego i, sądząc po rozmiarach pyska, niewątpliwie drapieżnego zwierzęcia. Ireną wstrząsnęły dreszcze – choć bynajmniej nie dlatego, że wystraszyła ją egzotyczna dekoracja. Po prostu właśnie ważą się jej losy na najbliższą przyszłość.

– Niech pani podejdzie i zajrzy w ciemność...

W pysku kamiennego potwora zamigotał zapraszający płomyk. Irena podeszła na sztywnych nogach; od razu stało się jasne, że trzeba będzie uklęknąć. Mogli postarać się chociaż o poduszeczkę, dranie...

Ostrożnie, jakby bojąc się zniszczyć fryzurę, wsunęła głowę w paszczę potwora. Też mi miłośnicy tanich efektów.

Na jej twarz padło światło. Zmrużyła oczy. Była to jasna pochodnia zaopatrzona w lusterko, działająca jak reflektor. Co za dzikusy, a idźcie wy wszyscy...

– Czy przyszła tu pani z własnej woli?

Pytający pozostawał niewidoczny. Jedynie głos zdradzał mężczyznę, niemłodego, zmęczonego po całym dniu pracy, zamierzającego przyjąć ostatnią petentkę, a potem pójść do karczmy i spokojnie, anonimowo napić się piwa.

– Tak – przytaknęła odruchowo, uderzając podbródkiem o szczękę zwierzęcia.

Zapadła długa chwila ciszy, podczas której rozmówca przyglądał się jej twarzy; zimny pot pociekł jej po plecach. Została rozpoznana! Wszyscy Interpretatorzy mają portret nieprawomyślnej autorki, Ireny Chmiel...

Westchnienie w ciemności.

– A nie życzy pani zła Interpretatorom, Wysokiemu Dachowi ani wolnemu miastu?

Interpretator zakończył oględziny. Po co mu dodatkowe problemy, w dodatku pod sam koniec roboczego dnia...

– Nie – z trudem powstrzymała się przed pokręceniem głową.

– Powiedz, co cię trapi, a ja objaśnię ci wolę Objawienia, abyś poddała się jej świadomie i z radością.

Była to wyuczona formuła. Irena potrzebowała chwili, aby się nad nią zastanowić – podczas gdy Interpretator nie miał nastroju na liryczne pauzy.

– No mówże...

Moja córko, dodała w myślach Irena. Procedura istotnie miała w sobie coś z tajemnicy spowiedzi – tyle że światło biło w oczy jak na przesłuchaniu.

Musi się zastanowić. Musi zebrać myśli.

Przed tą wizytą wymyśliła setki wariantów pytania i ze wszystkich zrezygnowała. Jedne były zbyt egzotyczne, drugie fałszywe, jeszcze inne...

Bała się, że zostanie przyłapana na kłamstwie. Interpretatorzy przesiewają ludzi jak piasek – mieliby nie rozpoznać kłamstwa? Tym bardziej że Irena w mijaniu się z prawdą była równie dobra jak tępy uczeń w wyższej matematyce.

– Mów – rzekł Interpretator i w jego głosie zabrzmiało rozdrażnienie.

Nabrała powietrza w płuca.

– Moja siostra jest brzemienna, panie. Ojcem jej dziecka jest wampir, straszna istota, która pije żywą krew. Mój ojciec próbował zabić wampira, brat też próbował – jednak ten uszedł bez szwanku... – Odetchnęła, zastanawiając się gorączkowo, czy nie dodać jeszcze kilku szczegółów. – Uciekł, na nic zdał się osikowy kołek i srebrne kule... – zająknęła się. – W mojej wsi kulą nazywa się srebrną... igiełkę... A moja siostra brzemienną się stała i wiadomo, że urodzi wampirzątko, małego krwiopijcę i co powie Objawienie, jeśli nienarodzony płód... no, wytępić?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kaźń»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kaźń» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Kaźń»

Обсуждение, отзывы о книге «Kaźń» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x