Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kaźń: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kaźń»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kaźń — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kaźń», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Kto zwrócił na mnie uwagę?

Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Najwyraźniej było to oczywiste samo przez się i Irena się wygłupiła.

Pod oknem hałaśliwie przekrzykiwały się przekupki. Gdzieś stukał topór, szumiały płynące rynsztokami mocz i pomyje.

– Łaskawa pani...

– Przepraszam, Rek, ale czy mógłby pan nazywać mnie po prostu Ireną, bez tej „łaskawej pani"?

Zasępił się.

– Łaskawa... hm. Pani Ireno... Proszę przysiąc, że nie jest pani autorką Chmiel?

No tak.

Poczuła, że musi usiąść. Po plecach przebiegł jej chłodny, nerwowy dreszcz; a więc znowu się zaczyna... Semirol nie miał racji, kiedy się z niej śmiał: „Dlaczego się wszystkiego boisz?"

Modele jej nie lubią. Modele ją wykańczają, prześladują; z jakiegoś powodu skromna kobieta przyciąga wszelakie kłopoty, pogonie, nieszczęścia...

Z trudem wzięła się w garść. Nie może się denerwować – to zaszkodzi dziecku.

– Skąd to panu przyszło do głowy, Rek? Dlaczego akurat autorka Chmiel?

Rycerz przyglądał jej się badawczo. Nie zmylił go jej niedbały ton. Wciąż czekał na odpowiedź.

– Dobrze, zmienię gospodę – rzekła pospiesznie. – Tylko...

Zmiana lokum tu nie pomoże. Musi uciec z miasta i wrócić do domu... To znaczy do rudery, którą można uważać za jej dom. Znaleźć w okolicy jakąś akuszerkę, urodzić, jak przepowiadał Semirol, na sianie, i niech się dzieje, co chce.

Będzie, co ma być. A jeśli dziecko nie przeżyje?! A jeśli umrze ona i dziecko pozostanie na tym świecie samo, jako sierota, podrzutek?!

– Jestem autorką Chmiel – rzekła ochryple. – Ale... co takiego napisałam, by mnie prześladować?!

Rek milczał.

Przez chwilę Irena przyglądała się jego pobladłej twarzy. Potem pochyliła się i namacała pod łóżkiem podróżną sakwę. Sięgnęła do niej, szukając wśród swej zwykłej odzieży – kurtki, spodni i butów – twardych, zwiniętych w rulon kartek.

Zabrała opowiadania z domu. Nie mogła ich zostawić.

Nie potrafiła ich też jednak przeczytać. Może było to śmieszne, ale bała się rozczarowania.

„Historia o tym, jak gołębica przyniosła martwemu młodzieńcowi purpurową różę", „Historia o rycerzu, który czynił zło, by być bezinteresownym", „Historia o skąpcu, który rozdawał, aby..."

Czy można tak zatytułować coś dobrego?!

Coraz bardziej nerwowo grzebała w sakwie. Rulonu nie było.

Kroki na schodach – a może jej się tylko zdawało?

Rezygnując z konspiracji, wyciągnęła sakwę spod łóżka. Nawet jeśli Rek zobaczy jej kurtkę i spodnie, może nie domyślić się, że to żeńska odzież, i nie nabrać żadnych podejrzeń.

Papierów nie było. Choć Irena doskonale pamiętała, że...

Stukanie do drzwi. Drgnęła mimowolnie.

– Proszę otworzyć... łaskawa pani.

– Kto tam? – zapytała odruchowo.

– Otwierać w imieniu hercoga!

Rek podszedł do drzwi. Jego twarz była równie skupiona jak wówczas, na placu, przed pogromem bazaru. Nie to jednak najbardziej poruszyło Irenę. Znacznie bardziej wstrząsnął nią fakt, że ubrana w skórzaną rękawicę dłoń rycerza spoczęła na rękojeści miecza.

Uderzenia do drzwi zmieniły się w nieprzerwany łomot. Goście już nie pukali, zaczęli wyważać drzwi.

A co twierdził Semirol? Że w tym mieście nie ma strażników ani inkwizycji?!

Rzuciła się do okna. Drugie piętro. Jej dłonie odruchowo legły na lekko zaokrąglonym brzuchu. Nie, skakanie jest wykluczone.

– Rek... na Boga... niech mi pan wyjaśni, co się tu dzieje?!

Przyglądali się sobie przez kilka długich sekund. Jasne brwi rycerza wyginały się jak dwie tyldy, a mocno zaciśnięte usta przypominały myślnik.

– Rek – wyszeptała. – Niech mnie pan obroni...

Drzwi wyleciały z zawiasów. Do pokoju wpadło dwóch mężczyzn – Irena zdążyła dostrzec jedynie pióra na czapkach i ogromne ostrogi na butach, gdy Rek ruszył do przodu i zdzielił najbliższego gościa płazem miecza w głowę. Ten runął jak długi, nie zdążywszy się nawet przywitać.

Drugi odwrócił się, parując cios; miecze spotkały się, wydając dźwięk, jakby ktoś uderzył w kolejową szynę. Rycerz odskoczył i nadepnął na brzeg zasłony; zatrzeszczała pękająca tkanina, wywróciła się umywalka, zalewając dywan wodą i zasypując podłogę porcelanowymi odłamkami. Rozerwany gobelin zawisł na jednym gwoździu. Na korytarzu zaczęła piszczeć służąca; zaszła masa drobnych wydarzeń, których Irena nie była w stanie zarejestrować, gdyż działy się szybciej, niż przyswajały to jej zmysły.

Intruz stał teraz przyciśnięty plecami do ściany, ciężko dyszał i popielił rycerza wzrokiem.

– Jestem... na służbie... Objawienie... nie wybaczy.

– Jestem bezinteresowny – wycedził Rek przez zęby. – Jest mi wszystko jedno.

Wyciągnął odzianą w rękawicę dłoń i podchwycił osłabłą Irenę pod ramię.

– Chodźmy... Szybciej.

* * *

Udało im się bez przeszkód wyjechać z miasta, jednak tuż za bramą koń rycerza na prostej drodze trafił kopytem w dołek i Irena dowiedziała się, co robi się, jeśli „koń okulał". Dalej wędrowali pieszo, z dala od drogi, w chmurze nienasyconych komarów; milczała zarówno Irena, jak i rycerz.

Czy obrona kobiety, która wpadła w tarapaty, jest obowiązkiem rycerza? Jedynie tradycją, czy może jednak dobrowolną inicjatywą bezinteresownego Reka Dzikiej Róży?

– Dokąd idziemy, Rek?

W końcu rozluźnił zaciśnięte wargi.

– Do pewnej kryjówki...

Do „kryjówki" dotarli dopiero o zmroku; łuna pożaru była widoczna z daleka, jednak kiedy Irena i Rek, potykając się, dobiegli na miejsce, z budowli na skraju lasu pozostały już tylko zgliszcza.

Leniwie spadały przepalone belki. Spadały ze smutkiem i rezygnacją, jak jesienne liście. Wydawało się, że wylizane językami ognia deski nie są szare, lecz wręcz srebrne. Otwarta piwnica ziała czarną dziurą – najwyraźniej nieznani złodzieje znaleźli tę kryjówkę, ograbili z zapasów żywności i aby zatrzeć ślady, wypuścili czerwonego kura.

– To za tamten cios – rzekł Rek głucho. – Uderzyłem Sługę Wysokiego Dachu... W dodatku płazem miecza po głowie... Tak przypuszczałem.

I niespodziewanie się uśmiechnął.

– Za to teraz nie będę musiał... tratować dzbanów. I tak zawiniłem wobec Objawienia. I bardzo dobrze.

„Miałaś rację, Ireno... z tym tak zwanym modelem coś jest nie w porządku".

Gdzie jest teraz Semirol?! W jaką wpadł pułapkę? A jeśli zechce odszukać Irenę, gdzie i jak ją znajdzie?!

– Naprawdę pani nie wiedziała? Już miesiąc temu ogłoszono nakaz...

Irena milczała. Trawa, drzewa, a nawet strumień przesiąkły zapachem dymu. Zgliszcza „kryjówki" stygły leniwie.

– A ja nie spytałem nawet, kim pani jest – rzekł strapiony rycerz.

– A gdyby pan wiedział? Nie pomógłby pan? – Irena uśmiechnęła się z przymusem.

Z powagą pokręcił głową.

Nad ich głowami lśniły gwiazdy. Przynajmniej w ich przypadku Irena była pewna, że to dekoracja. Białe lampeczki przytwierdzone do aksamitnego tła. Wszak Andrzej Kromar nie brałby się na poważnie za modelowanie tych wszystkich milionów lat świetlnych, mgławic rozgrzanego gazu i całej reszty kosmicznej maszynerii?!

– Jaki nakaz, Reku?

Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Jaki nakaz? – powtórzyła z naciskiem.

Zamknął oczy.

„Irena Chmiel; bajarka i autorka... oskarżona o rozpowszechnianie szkodliwych przypowieści... ma zostać ujęta i przesłuchana pod Wysokim Dachem w celu ustalenia stopnia jej winy... Z podpisem hercoga i akceptacją najwyższego Interpretatora – pieczęć..."

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kaźń»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kaźń» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Kaźń»

Обсуждение, отзывы о книге «Kaźń» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x