Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Kaźń» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kaźń: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kaźń»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kaźń — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kaźń», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Najwyższy Interpretator nigdy nie był Andrzejem Kromarem. Był jedynie największą i najpiękniejszą kukiełką w tym zabawkowym świecie i nawet jeśli chciał przesłuchać autorkę Chmiel pod Wysokim Dachem, to na pewno nie w charakterze byłej żony.

Najwyraźniej opowiadanie „O tym, który okazał skruchę" wywarło na nim równie silne wrażenie co na rycerzu, Reku.

Rek się na pewno martwi. I najprawdopodobniej nigdy się już na nią nie doczeka... Chociaż, kto wie? Gdyby Najwyższy Interpretator rozpoznał w biednej kobiecie „autorkę Chmiel", wszystko mogłoby się rzeczywiście źle skończyć. Ireną wstrząsnął dreszcz. Niezły obrazek – wymuszają z niej, zapewne za pomocą tortur, wyjaśnienia na temat „Tego, który okazał skruchę", ona zaś, autorka tego opowiadania, nie zdążyła go nawet przeczytać!

Jednak Najwyższy Interpretator nie rozpoznał jej, a tylko uznał za obłąkaną.

Musiała długo czekać. W kącie podwórza dwóch wychudłych mężczyzn pompowało wodę; przy czym jeden co chwilę odpoczywał, pracował na pół gwizdka, podczas gdy drugi, rzetelny, trudził się w pocie czoła, wydymając zaślinione wargi... Najwyraźniej pierwszego nie ominie rychła kara Objawienia, drugiego zaś przeciwnie, nagroda.

A może na terenie przytułku dla obłąkanych prawa Objawienia funkcjonują inaczej?

Irena siedziała na pniu drzewa. Niedorozwinięty chłopak kręcił się w pobliżu, podnosił coś z ziemi, oglądał, wąchał i próbował językiem. Irena starała się nie patrzeć w jego stronę.

Co takiego było w tym opowiadaniu? Jeśli ludzie byli gotowi spalać drogi papier, bojąc się przechowywać napisany przez nią tekst?

Po półtorej godziny oczekiwania nowo przybyłych zaprowadzono do domu. Irena była wstrząśnięta – niemal wszędzie ślady byłego przepychu zniknęły ze ścian wraz z dębowymi panelami, jedwabnymi gobelinami i miedzianymi świecznikami. Gołe ściany, od podłogi po sufit, podłoga z szorstkich desek – pewnie po to, by obłąkani w napadzie szału niczego nie zniszczyli.

Za to w pokoju, do którego ich w końcu przyprowadzono, zachowano były przepych, a może go nawet pomnożono. W pomieszczeniu znajdował się niski, siwiuteńki staruszek z pokrytym żyłkami nosem – zaczął on krzyczeć na sługi, zirytowany faktem, że nie zaprowadzili „wariatów" na salę obserwacyjną, lecz prosto do gabinetu.

Towarzyszący Irenie chłopiec wciągnął głowę w ramiona. Sala obserwacyjna okazała się mrocznym pomieszczeniem z wmontowanymi w słupy żelaznymi obręczami, drewnianymi ławami przy ścianach i kamienną studnią pośrodku. Irena przygryzła wargi. Czego się boimy, na to natrafimy. Niepotrzebnie Semirol wyśmiewał się z jej tchórzostwa. W poprzednim modelu Irena trafiła na nadgorliwy wymiar sprawiedliwości; tutaj zaś najwyraźniej nie ma więzień, za to bez wątpienia znajdzie się coś znacznie bardziej egzotycznego.

Sytuacja okazała się jednak nie taka znów tragiczna.

Staruszek z żyłkami na nosie podwinął niedorozwiniętemu chłopcu powiekę, wcisnął mu twardy palec pod żebra i gdy chłopiec się szarpnął, z satysfakcją kiwnął głową.

– Będziesz drzewo rąbać.

Na Irenę lekarz zerknął tylko przelotnie, na jej twarz i zaokrąglony brzuch.

– Umiesz prząść albo tkać?

Irena pokręciła głową.

– Więc będziesz sprzątać.

Po dziesięciu minutach przyszło jej do głowy, że trzeba się było pochwalić umiejętnością pisania i załatwić sobie tym samym czystszą pracę. Odpowiednia chwila dawno już jednak minęła, nosaty staruszek się oddalił, a Irena szybko i bez zbytecznych korowodów została zaliczona w szeregi tutejszych mieszkańców – ubogich na umyśle.

– Pachnie... jedzeniem... – rzekł niedorozwinięty chłopak z zachwytem w głosie.

Po przestronnych korytarzach rzeczywiście roznosił się intensywny, gęsty zapach jakiejś niewyszukanej, lecz niewątpliwie tłustej i sytej potrawy.

Rozdział 11

W „przytułku dla ubogich" przebywała przeróżna publika i każdy z jego mieszkańców był ubogi na swój sposób.

Oprócz obłąkanych, do których zaliczała się teraz Irena, było tu kilku zniedołężniałych starców, kilkoro niepełnosprawnych, garbaty karzeł ze smutnymi oczami i dziesięcioro dzieci – sierot, które zebrano spod różnych płotów.

Wszyscy mieszkali razem i ich wolność była ograniczona jedynie płotem. Oraz oczywiście wrodzonym „ubóstwem" każdego z nich – na przykład kulawy mężczyzna, Łobz, nie był w stanie samodzielnie zejść z wysokiej sieni, a biedna wariatka, Flaia, wierzyła, że siedzi w żelaznej klatce o wymiarach trzy na trzy kroki i nigdy nie stawała prosto, bojąc się uderzyć w wyimaginowane pręty. Niejaki Groch, barczysty chłop z manierami imperatora, próbował co jakiś czas zaprowadzić w przytułku okrutną i bezmyślną dyktaturę. Jednak po kilku rozdanych przez Grocha klapsach i pokazowym laniu tyrana dosięgło wszechobecne Objawienie. Powalony przez jakąś nową, nagłą chorobę, na długo znikał z podwórza, zalegując w jakimś odległym kącie, i za każdym razem było mu trudniej wyzdrowieć. I za każdym razem jego współtowarzysze mieli nadzieję, że nie wyzdrowieje w ogóle.

Stałego personelu w przytułku nie było. Każdego ranka brama się otwierała, wpuszczając dwóch albo trzech zasępionych ochotników, czasem znajomych, lecz częściej nowych. Ochotnicy rozchodzili się po domu w poszukiwaniu pracy, a nosaty staruszek, pełniący obowiązki dyrektora i naczelnego lekarza, przydzielał im zajęcia. Marszcząc się z obrzydzenia, pracownicy sprzątali po zniedołężniałych starcach, którzy nie wstawali ze swych słomianych sienników, wycierali nosy stawiającym słaby opór dzieciom, prali i myli, pomagali kulawemu Łobzowi zejść z ganku – słowem wykonywali rutynowe, częstokroć niezwykle niewdzięczne prace. Nikt nie dostawał za to ani grosza – zapłata należała do Objawienia.

Ci z ochotników, którzy „odkupywali" jakieś poważniejsze przewinienie, przez długie miesiące mieszkali na miejscu, w oficynie. Niemal wszyscy „ubodzy" panicznie się ich bali – i wcale nie chodziło o ewentualne cięgi. „Odkupujący" prawie nigdy nie ruszali „ubogich" nawet palcem – niemniej nikt, oprócz Grocha, gdy jego stan się pogarszał, nie ryzykował zbliżania się do nich z własnej woli. Irena wkrótce dowiedziała się, dlaczego.

Od chwili gdy Najwyższy Interpretator zniknął w bocznym korytarzu, przypadkowo pokazując twarz w rozmytym blasku pochodni, wydarzenia, które wokół niej zachodziły, przestały mieć większe znaczenie. Odnalezienie Andrzeja Kromara stało się sprawą absolutnie drugorzędną, a odpowiedź na pytanie, co zawierało zakazane przez władze opowiadanie „O tym, który okazał skruchę", wydawała się ważniejsza niż to, co działo się dookoła. I gdy Irenie wskazano jej miejsce – na twardym sienniku – obojętnie kiwnęła głową. To wszystko działo się z kimś innym.

Zresztą w byłym domu bogacza panowały znacznie lepsze warunki niż w noclegowni, w której ona i Rek zatrzymali się przed audiencją u Interpretatorów. „Ubodzy" najadali się do syta, gdyż przytułek otrzymywał bogate datki. Dbałość o higienę, niezależnie od specyfiki zakładu, zasługiwała na najwyższą pochwałę i Irena, niezależnie od swych początkowych obaw, nie musiała zajmować się brudną robotą. Ochotnicy harowali ze wszystkich sił, w przeciwnym razie ich zasługa przed Objawieniem mogła pójść na marne!

„Przytułek dla ubogich" był tym ujściem, tą „łapówką", dzięki której nawet mordercy, którzy wcześniej planowali swe zbrodnie do najmniejszych szczegółów, mogli liczyć na zawarcie kompromisu z wszystkowidzącym Objawieniem. Celami dobrych uczynków byli ludzie stanowiący najwdzięczniejszy obiekt bezinteresowności – kalecy, obłąkani i dzieci. Nieuczciwi handlarze, uliczne rzezimieszki, a nawet zwykli bandyci odkupywali swe winy, wycierając wymiociny, wynosząc nocniki i myjąc sparaliżowane staruszki. I od czasu do czasu wyniośli służący przynosili kosze pełne darów od Wysokiego Dachu. A barczyste, wyglądające na strażników zuchy zamiatały podwórze i czyściły szambo.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kaźń»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kaźń» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Kaźń»

Обсуждение, отзывы о книге «Kaźń» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x