Marina i Siergiej Diaczenko - Czas Wiedźm

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Czas Wiedźm» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Wiedźm: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Wiedźm»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czas Wiedźm — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Wiedźm», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Klaudiusz wyciągnął z kieszeni pudełko, uparcie żądające potwierdzenia rozkazu. Zmarszczył się jak przy ataku bólu; okazuje się, że miał nadzieję, iż pulpit i silosy rakietowe przestały go słuchać. Że czerwony przycisk jest martwy; odczułby ulgę wyrzucając bezużyteczny balast przez okno. Wtedy nie musiałby przynajmniej o niczym decydować...

Możesz zmienić czas, rzeczowo zaproponowała Diunka. Dać jej i sobie też, jeszcze pół godziny. Jeśli do czasu „x” nie potwierdzisz rozkazu, rozkaz automatycznie zostanie odwołany i można będzie wszystko wprowadzić od nowa...

- Po co?

Po to, byście zdążyli się spotkać.

- Po co?!

A po coś najechał, zdziwiła się Diunka. Skoro masz ochotę rozliczyć się z życiem - świat wokół daje ci tyle niewykorzystanych możliwości, nie związanych ani z wiedźmami, ani z rakietami jądrowymi...

Klaudiusz milczał. Wiatr napierał na jego twarz, wyciskał łzy z oczu.

W takim razie nie przeciągaj, powiedziała cicho Diunka. To takie męczące, to oczekiwanie na śmierć.. No, przecież w młodości byłeś mężniejszy, nieprawdaż?

Trzęsącą się ręką wymacał w paczce papierosa. Za trzecim razem udało mu się zapalić, wiatr unosił dym tytoniowy, a księżyc, już nie żółty, a płonący, elektrycznie biały, zalewał światłem całą drogę, równinę, ogromny lej przed nim, pędzące po spirali konie, ruiny ogromnego supermarketu, spaloną stertę wozów...

Jaka ona była smutna, rozczulająca i mokra, na stopniach schodów, po całonocnym siedzeniu pod jego zamkniętymi drzwiami.

Jaka ona była - śmiejąca się, do pasa w wodzie, ze śmiechu zapominając, że nagie piersi wynurzyły się ponad powierzchnię, że spływają po nich przeźroczyste krople.

Jaka ona była - na kamiennej podłodze podziemia, w dybach, z rudymi lokami na twarzy, z bruzdami łez, z kroplami, spadającymi z podbródka.

„Ja myślałam, że już nigdy pana nie zobaczę”.

Nie potrafiła przejść z nim na ty.

Chciałeś żyć, ale nigdy nie bałeś się śmierci - cicho powiedziała Diunka.

- Nie boję się - odparł głucho. - Tylko jeszcze nie zdążyłem... pomyśleć.

I tak umrzesz. Już cię wyczuły, powiedziała Diunka, w jej głosie pojawił się strach.

- Nie boję się. Muszę się zastanowić.

Boisz się ją zabić! Nie mnie...

- Milcz!..

Rzeczywiście - wyczuły go. Czuł, jak z leja, stamtąd, gdzie widniał potworny słup trąby, wyciągają się w jego kierunku setki rąk.

A co czuł Atrik Ol?

Czas! Czas, krzyknęła Diunka. Zabij je, bo inaczej one zabiją ten świat; musisz to zrobić, to twoja misja, jesteś strażnikiem, jesteś Starżem, za tobą stoi ludzkość, uderz!

- Biedna ludzkość, Diunko. Wybrała sobie niegodnego strażnika.

Wiem, o czym myślisz, oburzyła się Diunka. Ale przecież mnie zabiłeś... masz doświadczenie, zabij też i ją...

- Więcej nie chcę... Myślisz, że zabijanie ukochanej istoty to rzemiosło? Albo sport? Z każdym nowym ćwiczeniem zdobywa się większą wprawę? Nie chcę, mam dość, chcę, by ona żyła...

Nie odzyskasz jej, krzyknęła tęsknie Diunka.

- A to... zobaczymy.

Ostatni raz zerknął na wąskie okienko pulsujące czerwienią, żądającą potwierdzenia polecenia. Potem mocno zamachnął się i cisnął pudełko przez pozbawione szyb okno. W twarz wiedźmom, po spirali

wspinającym się łagodnym zboczem.

* * *

Jej nowe ciało z każdą sekundą nabierało mocy i urody. Chyba górne ręce trąby zaczerpnęły garść gwiazd - w każdym razie, w zwartym kształcie wichru pędziły teraz białe i żółte iskry, jakby to się działo na świątecznej karuzeli. Iskry wplątywały się w grzywy koni - koni z karuzeli - i rywalizowały w blasku z oczami jej dzieci.

Potem nastąpiło zakłócenie w rytmie. Niewielkie. Na mgnienie oka, kiedy wicher z rechotem pochwycił zielone auto, znieruchomiałe na skraju niecki. I zaczął unosić po spirali, zabawiając się nim, zastanawiając, w którym miejscu zapalić benzynowe ognisko.

I zdecydował.

Eksplozja rozkwitła, okrągła jak kwiatek lilii wodnej, ale od razu miotająca strzępami ognia, tracąc przez to jędrność; przez jakiś czas cieszyła oko tańcem płomieni, idealnie wplatających się w ogólny rytm. Może nie dlatego od razu usłyszała krzyk przestraszonych córek.

Na ziemi obok płonącego wozu leżał człowiek, obdarzony władzą. Jego władza przypominała biały wybuch, jego władza mocno pachniała spalenizną, niepokoiła i drażniła. Ona widziała, jak jej dzieci, które trafiły w krąg jego władzy, bezradnie starają się mu przeciwstawić.

Ona przymknęło powieki. Czuła się tak, jakby ktoś ścisnął jej rękę i wbijał w nią tępą igłę. Mocniej, jeszcze mocniej...

Ona się uśmiechnęła. Biały krąg władzy, płynący od natrętnego przybysza, zapłonął mocniej - i niemal od razu przygasł. Ona po prostu wyszarpnęła igłę. Strząsnęła z siebie. Z łatwością; jej dzieci, jej palce, jej posłuszne mięśnie naprężyły się ledwo widocznie - ich moc ukazała się w postaci ciemnoczerwonych wykwitów, ich siła do końca rozerwała biały krąg i biały pancerz, jakim człowiek usiłował się obronić. I omal nie rozerwała jego samego, gotowa dzielić i rozsiewać, czynić cegiełką chaosu, pyłkiem w spiralnym wirowaniu.

Ale człowiek nie był jeszcze bezradny. Uderzył w jej palce bolesnym białym uderzeniem - i wymknął się. I uderzył znowu.

Ona się rozzłościła. Jej palce zacisnęły się, miażdżąc jego wolę jak kość w żarnach. Jego ból był zielonym, świecącym obłokiem; ona rozwarła pięść i strząsnęła ciało, pozostawiając swoim dzieciom, swoim palcom, pewną swobodę działania, wolność ostatecznego rozprawienia się.

I wróciła do małej-siebie. Otworzyła oczy.

Jej dzieci cieszyły się. Ich radość otaczała ją jak miękka, chłodna struga.

Procesja. Uroczysta procesja po okręgu, po spirali; one niosły jego ciało na wyciągniętych rękach, jego pokorne, bezwładne, ciężkie i nieruchawe ciało. Maszerowały za nim, to był niekończący się pochód, długa eskorta, tak długa, że niosące ciało niemal deptały po piętach ostatnim płaczkom w procesji, a płaczki zanoszą się śmiechem i wicher rozwiewa ich odzienie - po spirali...

One niosły go na wyciągniętych rękach. Jego głowa wycelowała podbródek w niebo, patrzył przed siebie, a jego odwrócona twarz wydawała się obróconym i ironicznym portretem.

- Iwgo...

Nie, jego wargi nie poruszyły się. Wargi ciągle były mocno zaciśnięte - ale słyszała przecież wyraźnie, jasno, zrozumiale...

- Iwga.

Procesja zakończyła się tam, gdzie zaczęła - przy dopalającym się samochodzie. Właściwie - przy dogasającym: wicher postarał się, by płomień pożarł wszystko, co mogło spłonąć, zostawiając tylko czarną karoserię, zwęglony szkielet.

Jej dzieci triumfowały; jej dzieci dość się wycierpiały w poszukiwaniu sensu, jej dzieci miały prawo sądzić ucieleśnienie swoich wszystkich nieszczęść, sądzić nie człowieka pozbawionego i władzy, i mocy - sądzić potwora, przez wiele wieków pożerającego ich, sądzić Inkwizycję...

Jej palce niespiesznie zaciągały metalową linę na jego nadgarstkach. Jej dzieci śmiały się, przywiązując Wielkiego Inkwizytora do jego własnego spalonego samochodu. Niech się upodobnią - człowiek-maszyna i maszyna-samochód...

- Chrust! Dajcie chrustu!

Jest ich wiele, setki rąk, jeśli każda ciśnie gałązkę - powstanie wysoki stos...

Ona siedziała wyprostowana na swoim fotelu. Nad jej głową wisiał wir. Czarna oś huraganu.

* * *

... Mętna woda, która podtopiła dwieście lat temu Wiżnę. Kilka tysięcy trupów... Epidemia, zatrute studnie, ludzkie zwłoki zaszyte w korpusy krów...

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Wiedźm»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Wiedźm» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Następca
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Czas Wiedźm»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Wiedźm» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x