Marina i Siergiej Diaczenko - Czas Wiedźm

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Czas Wiedźm» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Wiedźm: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Wiedźm»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czas Wiedźm — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Wiedźm», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Iwgo.

Chciała zdjąć z niego to poczucie winy, wyraźnie widoczne w tym ledwo słyszalnym zawołaniu. Chciała powiedzieć, że ohydne dyby już niemal jej nie przeszkadzają. Że jeszcze kilka kroków po żółtym grzbiecie żmii i pokona klatkę. Zupełnie szczerze chciała to powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.

- Klaudiuszu... Dobrze. Tylko proszę nie odchodzić.

* * *

Przyzwyczaił się do światła pochodni. Przez wiele lat nauczył się pracować w takim dziwnym i zacofanym oświetleniu - ale teraz ogień go męczył. Niepokoił. Musiał mrużyć oczy.

Może byłoby mu lżej, gdyby z nią rozmawiał. Ale minuta upływała po minucie, Iwga milczała, on milczał, patrzył w zmęczone lisie oczy i z przerażeniem zrozumiał, że realizacja planu z każdą sekundą staje się coraz trudniejsza.

O ile w ogóle możliwa.

Służbowa kabura, wsuwana pod pachę przede wszystkim wtedy, gdy chciał wywrzeć wrażenie na kolejnej kochance, przez zręczne ręce została przerobiona na pochwę. Przywierając zimnym bokiem do ciepłych ludzkich żeber, wylegiwał się tam teraz wygięty srebrny kindżał. Rytualny nóż, niegdyś wyjęty przez Starża z serca wiedźmy, która tym sposobem popełniła samobójstwo.

„Umrzesz, Wielki Inkwizytorze”.

„Wszyscy umrą.”

„Wszyscy umrą, ale ty umrzesz wcześniej. Nienarodzona matka czeka na ciebie... będzie czekać... Ciesz się tym, co widzisz oczami...”

Najważniejsze uczucie, dominujące dzisiejszego dnia, od rana do wieczora, nie było ani strachem, ani zdziwieniem, ani desperacją bojownika; to było poczucie krzywdy, niemal dziecinne i dlatego szczególnie nieprzyzwoite. Klaudiusz Starż mocno obraził się na los.

Właśnie z takim wyrazem twarzy leciwa sąsiadka czyniła wyrzuty swojej leciwej psinie, która tak fatalnie się zachowała: „Helgo, jak mogłaś?!”

Jak mogłaś, myślał rano Klaudiusz, przemierzając bez końca swój zasypany mapami gabinet, i nie potrafił ustalić, na kogo jest wściekły - na straconą wiedźmę Iwgę czy własny nieuczciwie grający los, który podłożył mu z szyderczym uśmiechem macierz-wiedźmę, ogłuszoną i, chyba, nie całkiem świadomą samej siebie.

Przed czwartą po południu z Pałacu Inkwizycji został ewakuowany cały personel pomocniczy i część podstawowego. Sekretarz Miran długo się wahał, rozdarty między szlachetnością na pokaz, szczerym przywiązaniem do patrona i zwyczajnym życiowym rozsądkiem - to ostatnie zwyciężyło, sekretarz z pełnym winy wzrokiem przekazał Klaudiuszowi całe swoje gospodarstwo w porządku i w całości.

Około godziny Starż spędził w towarzystwie dobrej wojskowej radiostacji. Pałac Inkwizycji był pusty, natomiast eter, wcześniej cichy, teraz wypełniał się ponownie. Z odezwami do narodu zgłaszali się namiestnicy i burmistrze, nagle przemienieni w samodzielnych władców; obojętnie wywoływały się posterunki cugajstrów, w równych ostępach czasu odzywały się kody wojskowych, po całym świecie miotali się radioamatorzy, zachłystywały się małe prywatne radiostacje i właśnie z tych trzeszczących głosów

Klaudiusz dowiedział się, że połowę prowincji Odnica zalało morze, w Ridnie zawalił się gigantyczny tunel, sto lat temu przebity pod górami, a w Alticy uformowany został tak zwany Pochód Inkwizycji na czele z byłym kuratorem, a obecnie Wielkim Inkwizytorem Tomaszem.

Oczywiste jest, że słysząc tę ostatnią nowinę uśmiechnął się krzywo. Wyłącznie krzywo. Komunikat wart był tego, by pożyć dłużej, spotkać się z Tomaszem i straszliwym głosem zażądać sprawozdania...

Potem wyłączył radiostację. Rozpiął marynarkę i wyjął z wewnętrznej kieszeni płaskie, nie rzucające się w oczy pudełeczko z szarym okienkiem. Dwa czarne przyciski - wstępne obliczanie namiaru. Wielki czerwony przycisk - rozkaz do centrum...

Ciekawe, czy wiedźmy wiedzą o istnieniu silosów z rakietami. On, Klaudiusz, dorósł w mocnym przekonaniu, że wyrzutnie rakiet pozostaną jedyną ostoją cywilizacji, nawet jeśli cała reszta runie do światowego oceanu. Albo spłonie w ataku meteorytów...

Podniósł pudełeczko do oczu. W kąciku ekranu pulsował przekreślony kwadracik, co oznaczało, że centrum istnieje i jest gotowe do przyjęcia rozkazu. Dowolnego rozkazu, jak powiedział książę, ponieważ z definicji machina wojny nie dyskutuje.

Klaudiusz wzdrygnął się. Czuł się kiepsko, trzymając to w ręku. Ale jednocześnie waga pudełka w wewnętrznej kieszeni dodawała mu, jeśli nie pewności, to na pewno, kurażu. Tak właśnie rzeczowo planuje dziecko, wiedząc, że nabroiło: będą karali - nałykam się tabletek...

Westchnął. Zdjął ze ściany srebrny kindżał, położył na stole obok ciemnego pudełeczka. Oparł się dłońmi o blat i długo siedział, patrząc przed siebie.

Przypomniał sobie twarz księcia, przekazującego „przycisk.” Wstrząsnął nim dreszcz, kiedy wyobraził sobie tłustą fizjonomię Tomasza z Alticy, kiedy ten otrzymuje wiadomość o aresztowaniu i egzekucji „mutantnej destruktywnej wiedźmy, tak zwanej wiedźmy-matki...”

Jak mogłeś, powiedział do losu.

Koniec koszmaru. Wycofujące się morze Odnicy, zieleniące się winnice Egre... Odbudowana opera. Koniec koszmaru, otwiera człowiek oczy - i nie ma nic, ulatujący niedobry sen... Ożywająca Wiżna. Wiżna, a przecież dopiero teraz uświadomił sobie, jak kocha je, przeklęte i zabrudzone, przypominające zbezczeszczony cmentarz... Wygląda, że wszystko co najważniejsze dociera doń z opóźnieniem...

Jak mógł tak przegapić?

Czuje ją przez grubą warstwę kondygnacji. Przez beton. Czuje ją, siedzącą głęboko w lochu. I to wywołuje dreszcze.

Czyżby wszystko było takie proste?! Czyżby tam, w kamiennej szczelinie, rzeczywiście siedzi ogłuszona inicjacją matka?

Jeszcze chwilę zwlekał. Wziął ze stołu swoją broń. Podniósł się i wolno ruszył do piwnicy...

I oto teraz siedział w kącie celi numer sto siedem. Siedział, oparty plecami o zimną ścianę i patrzył na tę, w którą jednocześnie wcieliły się „nienarodzona matka” i dziewczyna o imieniu Diunka.

* * *

- Będzie mi trudno to opowiedzieć.

Usta Iwgi drgnęły. Wolno skinęła głową.

Zasłonił dłonią twarz - przeszkadzało mu światło pochodni; opuścił powieki, zaczął mówić wolno. Z jego głosu przebijało silne zmęczenie.

- Miała na imię Diunka... Diunka, Dokia i wcale nie była do ciebie podobna... Umierała dwukrotnie. Drugi raz z mojej winy i na moich oczach...

Głos mu nie zadrżał, choć wcale mu na tym nie zależało. Beznamiętna maska przez lata stosowania tak przyrosła do twarzy, że nie potrzebowała już żadnych mocujących ją tasiemek; Klaudiusz mówił spokojnie, jak maszyna - tylko gdzieś na końcu opowieści nagły ból serca zmusił go do przerwania. Nie na długo. Na minutę.

W miarę jak opowiadał, oczy Iwgi robiły się coraz większe i większe, póki nie zajęły niemal całej twarzy. W czarnych źrenicach dwukrotnie odbijała się pochodnia.

- Widzisz, Iwgo... widzisz, jaki ze mnie romantyczny bohater. Oddany... dochowujący wierności jedynej kobiecie... w objęciach kolejnej kochanki - uśmiechnął się. - Przez całe życie beształem siebie za ślepotę... obok przecież była żywa, wesoła, na wyciągnięcie ręki... nie zauważyłem. Zajmowałem się... sobą, licho wie czym się zajmowałem. Nie widziałem i całe życie potem... I oto nie zauważyłem znowu. Patrzyłem wprost - nie widziałem. Wybacz. Zbyt dobrze o mnie myślałaś. A ja jestem stary dureń.

Wyjął sztylet. Srebrne wygięte ostrze. Błyskawiczna i gwarantowana śmierć. Wspaniały los każdej wiedźmy. Wielkie odejście...

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Wiedźm»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Wiedźm» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Następca
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Czas Wiedźm»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Wiedźm» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x