Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Armaged-dom: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Armaged-dom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Armaged-dom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Armaged-dom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Ile można czekać?! - załamującym się głosem krzyknęła kobieta z torebką. - Może już go stratowali. Trzeba jechać!

Andriej znów zadrżał. Obrzucił właścicielkę torebki szybkim spojrzeniem, a potem przeniósł wzrok za okno; patrząca w ślad za nim, Lidka zobaczyła, że łańcuch ochroniarzy przepuszcza kogoś w sięgającym do pięt płaszczu i że ten ktoś, zrobiwszy dwa kroki, pada na ziemię.

Jeden z ochroniarzy zajrzał do wnętrza maszyny:

- Hej, niech któryś z mężczyzn pomoże!

Pierwszy wyskoczył Andriej. Lidka nie zdążyła go zatrzymać.

Zaciskając dłonie na poręczy, patrzyła, jak pomaga iść ku maszynie starszej już kobiecie, która miała rozcięte czoło i twarz zalaną krwią.

- Drasnęło ją - stwierdził nerwowy jegomość. - Albo dostała kastetem. Dziś wszystko jest możliwe.

Migająca zielenią tabliczka zwisała kobiecie z płaszcza. Andriej podepchnął damę na pierwszy stopień; dwaj mężczyźni pomogli jej się usadowić, ktoś wyciągał apteczkę pierwszej pomocy. Lidka odruchowo sięgnęła po pakiet indywidualny, rozwinęła go i położyła na ranę sterylny opatrunek; ranna jęknęła z bólu.

- Andriej... pomóż... Andriej?!

Stał obok maszyny. Nie spieszył się z wsiadaniem; człowiek w respiratorze krzyknął coś do niego, Andriej odpowiedział, Lidka jednak nie zrozumiała ani słowa.

Potem syn odwrócił twarz i Lidce wydało się, że przez ciemne szkło widzi jego pełne poczucia winy oczy.

Maszyna drgnęła i ru...

Rozdział 15

Po nagrzanym promieniami słońca bulwarze powoli szła, uderzając w płyty chodnika ciężką laską, ostrożna, stara kobieta.

Płyty były ciepłe. Gumowa pięta laski, od dawna już będącej częścią ciała staruszki, miarowo uderzała w szorstką powierzchnię trotuaru. Albo wpierała się w grubo ciosane kostki bruku.

Płyty. Zapach morza. Zapach wiatru; stara kobieta zatrzymywała się co chwila, żeby głębiej odetchnąć.

Po przejściu jeszcze kilku metrów powinna trafić na schodki, wiodące na brzeg; a otóż i one. Staruszka skręciła ku nim niezdarnie; jej ciało nie za bardzo poddawało się rozkazom i było nim trudno kierować, prawie tak samo trudno, jak wielotonową wywrotką.

Podszedłszy blisko do schodków - dębowe, niepodatne stopnie zaczynały jednak butwieć - przełożyła laskę z prawej ręki do lewej. Uwolnioną od laski dłonią ujęła poręcz. Wypolerowane dotknięciami tysięcy dłoni ciepłe, włókniste drewno. Twarde słoje i miękkie odstępy pomiędzy nimi. Wypukłość ściętego sęczka; staruszka uśmiechnęła się lekko. Zawsze się uśmiechała, dotykając tej poręczy.

Ostrożnie przestawiając nogi i trzymając laskę w zgięciu lewego łokcia, ruszyła w dół. Trzeci od góry stopień uginał się pod jej ciężarem nieco bardziej od innych, a przedostatni, czternasty, lekko poskrzypywał.

Zmęczona jak po wielogodzinnym biegu staruszka zeszła wreszcie na plażę. Przełożyła znów laskę i weszła na pas żwiru. Była dalekowidzem i jej oczy od dawna już nie rozróżniały tekstu w gazetach czy książkach, ale doskonale widziały każdy kamyczek pod stopami.

Kamienie zresztą tylko pozornie wyglądały na szare. Były wśród nich białe, cętkowane, niebieskawe, różowe; staruszka słuchała, jak poskrzypują pod podeszwami jej walonek. Gdzieniegdzie na tych kamieniach leżały wysychające już pasma przyniesionych przez sztormowe fale wodorostów; staruszka zatrzymywała się co jakiś czas, żeby nie wiadomo po co tknąć w nie końcem laski.

Najtrudniej było okrążyć skałę. Staruszka szła po wilgotnym żwirze, ryzykując, że padnie prosto w wodę. Spełzające od brzegu, unoszone przez fale kamyczki uderzały o siebie i cichutko grzechotały.

Skała nareszcie została z tyłu. Staruszka odeszła od brzegu i postanowiła nieco odpocząć; wprost przed nią znajdowała się naturalna kotlinka, kamienny placyk osłonięty od postronnych spojrzeń, z trzech stron zamknięty przed podmuchami wiatru i otwarty na morze.

Na kamieniach widać było na poły zmyte przez wodę czarne plamy sadzy po ogniskach. Staruszka postała tu przez chwilę, odetchnęła, a potem wyjęła z ciemnej siatkowej torebki dziecięce, wełniane ubranko.

Starannie i niespiesznie rozłożyła je na płaskim kamieniu.

Potem, ciężko opierając się na lasce, usiadła i wyciągnęła przed siebie zbolałe nogi. Zmiana pozy napełniła ją oszałamiającym poczuciem krótkotrwałego szczęścia.

Tu, na brzegu, myślało jej się szczególnie dobrze. Na tyle dobrze, że wierzyła, iż lada moment pozna odpowiedź. Jedną jedyną odpowiedź na wiele dręczących ją pytań.

Właściwie to po to ciągle tu przychodzi - żeby zadawać pytania. Zadawać pytania samej sobie, morzu, wiatrowi, dalfinom.

Żeby przywrócić strumieniowi zaskorupiałych myśli choć część dawnej lekkości zaczyna wszystko wspominać od jednego dnia. Od tamtej chwili, w której szalejące żywioły, szykujące się do wypalenia ludzkości lekcji kolejnej apokalipsy, nagle się uspokoiły i rozmyśliły, jakby zmieniając zamiary.

Po raz pierwszy od tysiąca lat Wrota się nie otworzyły. Służba OP nie zarejestrowała nigdzie ich obecności - bo po prostu ich nie było.

Ale nie nastąpiła też apokalipsa.

Wulkany, które zaczynały już otwierać swe ogniste paszcze, pozamykały je spokojnie i zaczopowały się własną lawą.

Skorupa ziemska, która tu i ówdzie zaczynała się już wydymać przed kolejnym kataklizmem, zamarła i znieruchomiała.

Gigantyczne fale wstające w głębi oceanów zapadły się i wygładziły, deszcze meteorytów nie dotarły do powierzchni ziemi, glefy wróciły w morze, a kłęby jadowitych oparów nieszkodliwie się rozwiały na bezpiecznej dla ludzi wysokości.

Ludzkość zamarła z przerażenia. Długo dreptała w miejscu, czekając na otwarcie się Wrót, a potem, nie doczekawszy się ani śmierci, ani wybawienia, wszyscy ludzie cichutko i jak niepyszni wrócili do swoich prawie nietkniętych miast.

Nastąpiły lata zamieszania i zamętu. Nikt nie wiedział, czy zaczynać odliczanie lat nowego cyklu, zabierając się do płodzenia i rodzenia dzieci; ale wreszcie natura zrobiła swoje i w salach porodowych ponownie zapiszczały pierwsze noworodki. Nowy cykl - nowe życie; już siedemnasty rok na progu i nie wiadomo, czy się należy spodziewać nowej apokalipsy.

Patrząca w morze staruszka wierzy, że apokalipsy w ogóle nie będzie.

Co więcej, niekiedy jej się wydaje, że ona to wie. Wie to z absolutną pewnością. Apokalipsy nie będzie już nigdy więcej; ale patrząc w dal załzawionymi oczami, pyta, dlaczego? Dlaczego?!

Możliwe, że wtedy, w pełnym ewakuowanych oficjeli autobusie, nawiedziła ją, pogrążoną w histerii, szalona wizja.

Zwidział jej się prześwit tamtych, zniszczonych Wrót. Morze, zielonkawy przestwór, nieważkość i dążące ku powierzchni tęczowe bąbelki. Wydało jej się, że wyciągnięte w pustkę dłonie natykają się na złotą pajęczynę. I wszystkie jej siły, wszystkie pragnienia zlały się wtedy we wściekłość i furię, w jedno jedyne życzenie - rozerwać, przebić się, rozedrzeć. I ażurowa siatka pękła nagle, a na samej krawędzi szalonej wizji - o ile była to jakaś wizja - odkryła cudzą obecność. Jakby nagle otworzyło się przed nią czyjeś Oko. Wstrząs był tak silny i niespodziewany, że niemal natychmiast straciła przytomność... Staruszka wzdycha i podnosi wzrok ku nisko zwieszonemu niebu. - Dlaczego? - pytają bezsilnie jej zapadnięte wargi. Czy to możliwe, żeby postępek jej syna, egzaltowanego chłopaka... Że postępek wyrostka, który zrezygnował z darowanego mu przez los przywileju ewakuacji poza kolejnością, w sumie niemądra dziecinada, żeby coś takiego wstrząsnęło metafizycznymi podstawami budowy świata? Czy to możliwe, żeby zrodzone z wściekłości jej bezgłośne wołanie zostało usłyszane? Kto miałby je usłyszeć?! Nie, to niemożliwe, odpowiada sobie staruszka. I natychmiast zapytuje niepewnie: czy w istocie nie? A może był to przypadek? Ślepy traf, ona zaś nadaremnie łamie sobie głowę i zadaje monotonnie wciąż te same pytania? Czy to możliwe, iż gdzieś daleko, w zupełnie innym miejscu inne siły rozwiązały za nią i za całą ludzkość - ten rebus?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Armaged-dom»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Armaged-dom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Ostatni Don Kichot
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Armaged-dom»

Обсуждение, отзывы о книге «Armaged-dom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x