Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Armaged-dom
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Armaged-dom: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Armaged-dom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Armaged-dom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Armaged-dom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wszyscy zostali zaproszeni do stołów, ustawionych w auli sportowej. Na „rodzicielskim”, „profesorskim” i „młodzieżowych” stołach poustawiano w równych odstępach butelki szampana; Lidka przypomniała sobie, że przed dwudziestu laty, na maturalnym balu Maksymowa, alkohol był zakazany pod reżimem okropnych kar.
Wspomnienie o Maksymowie napłynęło i odpłynęło, nie zostawiwszy żadnego śladu.
Odszukawszy w tłumie Wielikowa, wsparła się lekko na jego ramieniu i podeszła z nim do „rodzicielskiego” stołu. Wokół nich natychmiast zrobiło się pusto - a może jej się tylko tak wydało.
Podczas gdy Wielikow otwierał butelkę i nalewał Lidce wino, ona sama odszukała wzrokiem Andrieja; na szczęście wokół syna nie było widać żadnej pustki. Przeciwnie, tłoczyli się przy nim jego rówieśnicy, on zaś mówił coś do nich z uśmiechem, trzymając w dłoni szklankę z pomarańczowym sokiem.
- No to wypijmy, Lido. Winszuję, winszuję...
Trąciła się z Wielikowem czarkami i wypiła, nie czując nawet smaku trunku.
Członkowie zespołu „Lidia” odłożyli instrumenty i przyłączyli się do biesiadników. Włączono magnetofon.
Lidka wypiła jeszcze jeden kielich; po trzecim coś miękko uderzyło ją w tył głowy - od środka. I światła w sali stały się jakby bardziej jaskrawe.
- Witalik, ty mną chyba nie gardzisz, co?
- Nie - odpowiedział pisarz z powagą.
- Ale mi nie współczujesz?
Tym razem Wielikow myślał nad odpowiedzią nieco dłużej:
- Nie... nie współczuję. Sama wybrałaś.
Lidka się uśmiechnęła:
- Dziękuję ci... Sama też się nie lituję. Ale chyba wkrótce zacznę sobą gardzić.
Wielikow ponownie zmilczał. W sali podnosił się stopniowo coraz głośniejszy gwar; gdzieś za stołem „młodzieżowym” już śpiewano, choć nie był to wcale pijacki chórek - śpiewano melodyjnie i na głosy. Lidka pomyślała, że ci młodzi ludzie są bardzo muzykalni. I że wejdą we Wrota... obowiązkowo wejdą...
- I jak. Lido, robimy podsumowanie?
Oblizała cierpkie od wina wargi:
- A co, już pora?
- Nie wiem - odezwał się pisarz po kolejnej chwili milczenia.
- Zdradziłam naukę - stwierdziła Lidka cichym głosem
- Wiem... Wielokrotnie.
- Zdradziłam Kostię Woronowa.
- Możliwe.
- Zabiłam w sobie uczonego.
- Nigdy nim nie byłaś.
Lidka poczuła się dotknięta:
- No, przecież idea selekcji... była moja?
Wielikow uśmiechnął się niewesoło:
- Ech, Lida... Wiesz, ile ja miałem podobnych idei? Rozmowy z dalfinami, kosmiczne zdjęcia oceanów, i co tam jeszcze chcesz... Aleja nie jestem uczonym, tylko marzycielem. I utalentowanym łgarzem.
Muzycy z „Lidii” najedli się i napili. Wspiąwszy się na estradę, ujęli w dłonie instrumenty... co wywołało lekkie ożywienie na sali.
- A ja jestem tubka - stwierdziła Lidka. - Tubka z pastą. I sama siebie wycisnęłam. Teraz została ze mnie puste opakowanie. Z ładną zakrętką.
Wielikow objął ją za ramiona.
- Ale przecież nie żałujesz? Zatraciłaś się dla Andrieja... a czy on nie jest tego wart?
„Lidia” szarpnęła struny. W przeciwległym krańcu sali, pod pozostawionym przez nie wiadomo kogo i nie wiadomo po co koszem, natychmiast powstał zaimprowizowany krąg taneczny.
- Zatańczymy? - zaproponował Wielikow.
Lidka przecząco pokręciła ciężką głową.
Nagle zachciało jej się spać. Wyjechać na bezludną wyspę - i nigdy się nie obudzić. I nareszcie się wyspać.
- Lido, a może wyjdziemy na powietrze?
Znów przecząco pokręciła głową.
Muzykanci przerwali rozpoczętą przez chwilą szybką i skoczną melodię. Przez pewien czas w sali słychać było tylko brzęk szklanek i gwar głosów, a potem nagle zabrzmiał walc, dobrze Lidce znany i niezbyt dobrze jej się kojarzący, stary i trochę sentymentalny.
- Mamo? - w następnej chwili tuż obok znalazł się Andriej. Miał rozpiętą marynarkę, nieco poluzowany węzeł cieniutkiego, modnego krawata, ale jego koszula wciąż raziła bielą - a może tak się tylko wydało rozpalonym oczom Lidki.
- Mamusiu, zamówiłem u chłopaków walc...
- Andriusza... - odparła bezradnie.
- Poczekaj, mamo, chcę cię poprosić do tańca!
- Andriusza, ja...
Wielikow puścił jej ramię - i leciutko popchnął ją w stronę syna.
Pod obcasami ich trzewików szeleściły zwoje pomiętych, barwnych serpentyn. Deptali ławice konfetti; oprócz nich nikt chyba nie tańczył. Wszyscy stali i patrzyli, twarze widzów zasnuwała mgiełka, podobna do tytoniowego dymu - choć w sali nie wolno było palić.
Jedna ręka Andrieja legła na jej talii, drugą podtrzymywał jej ramię; dotknięcie było pewne, ciepłe i Lidka nagle się uspokoiła.
Było strasznie i wesoło.
Andriej poprowadził ją po okręgu - albo po jakiejś skomplikowanej spirali; za jego plecami migały rozmazane plamki światła, pachniało winem i latem, i jeszcze - nie wiadomo dlaczego - deszczem, deskami parkowego parkietu i ogórkami; Lidce kręciło się w głowie, ale był to miły, przyjemny zawrót, w takt niezwykłego walca.
Syn należał do niej. Tylko do niej. Nie było na świecie żadnych apokalips, śmierci ani żadnych dziewczyn o imieniu Sasza.
Lidka zrozumiała, że jej droga dobiegła końca, spełniła swój obowiązek i że jest szczęśliwa.
* * *
Dzień minął normalnie. Lidka dwa razy wszczęła ostrą sprzeczkę - pierwszy raz w schronie cennych materiałów, gdzie nie chcieli przyjąć dodatkowych dokumentów dotyczących jej projektu. „Wyczerpała pani swój limit, wszystkie półki mamy zapełnione, a zresztą po co pani schron, skoro i tak jest pani na liście uprzywilejowanych!”
Drugi raz - w kolejce po chleb. Ostatnio w mieście zdarzały się poważne opóźnienia w dostawach i Lidki żądanie dwóch bułek, zamiast jednej, wywołało burzliwy protest stojących za nią klientów.
Ale i tak wzięła dwie bułki.
Kolację zjadła samotnie; Andriej wrócił o dziesiątej wieczorem, zmęczony i poirytowany. Witkowi kompletnie odbiło - stwierdził, zachłystując się kefirem. - Zupełnie poważnie chce złożyć w ofierze jednego smarka. A ten szczyl wie, co go czeka. Zresztą, od urodzenia niemal jest pacjentem psychiatry. Biedny jest, powiada, i mrygi i tak nie przeżyje. Jak myślisz, może zadzwonić na milicję? To podłe, przecież wiem, że go zabiją... i co, mam milczeć?”
Do północy razem szukali wyjścia - i przełożyli ostateczną decyzję na rano; co prawda po dwóch godzinach okazało się, że problem stał się nieistotny. Całkowicie nieistotny.
- Mamo! - Andriej na bosaka wbiegł do sypialni Lidki. - Tam... nie mogłem zasnąć... A niebo jest takie... Takie. Sama zobacz, dobrze?
Niebo powoli zalewała czerwień. Znajoma, ciężka, czerwona poświata.
- Tak - stwierdziła, dziwiąc się własnemu spokojowi. - To wszystko. Ubieraj się, biegniemy do punktu zbiórki.
Andriej stał jak skamieniały. Było mu strasznie. Z pewnością sam się nie spodziewał, że aż tak się przestraszy.
Lidka odciągnęła łańcuszek na jego szyi. Metka ożyła i pulsowała zielonym światełkiem.
- Wszystko w porządku... - stwierdziła, tłumiąc westchnienie ulgi (ileż razy śniło jej się, że nastąpił koniec świata, a tabliczki się nie uaktywniły). - Wszystko w porządku. Za pół godziny znajdziemy się na miejscu zbiórki i wsadzą nas do samochodu. Albo do helikoptera. A reszta - to już nie nasze zmartwienie. Za kilka godzin wszystko się dla nas skończy. No, wdziewaj coś na siebie, nie pójdziesz przecież w slipkach...
Migając bosymi piętami, pobiegł do swojej sypialni. Ubierając się, Lidka słyszała, jak syn miota się po pokoju, rzuca rozmaitymi przedmiotami i mruczy coś pod nosem.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Armaged-dom»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Armaged-dom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Armaged-dom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.