Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Armaged-dom: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Armaged-dom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Armaged-dom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Armaged-dom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wszyscy zostali zaproszeni do stołów, ustawionych w auli sportowej. Na „rodzicielskim”, „profesorskim” i „młodzieżowych” stołach poustawiano w równych odstępach butelki szampana; Lidka przypomniała sobie, że przed dwudziestu laty, na maturalnym balu Maksymowa, alkohol był zakazany pod reżimem okropnych kar.

Wspomnienie o Maksymowie napłynęło i odpłynęło, nie zostawiwszy żadnego śladu.

Odszukawszy w tłumie Wielikowa, wsparła się lekko na jego ramieniu i podeszła z nim do „rodzicielskiego” stołu. Wokół nich natychmiast zrobiło się pusto - a może jej się tylko tak wydało.

Podczas gdy Wielikow otwierał butelkę i nalewał Lidce wino, ona sama odszukała wzrokiem Andrieja; na szczęście wokół syna nie było widać żadnej pustki. Przeciwnie, tłoczyli się przy nim jego rówieśnicy, on zaś mówił coś do nich z uśmiechem, trzymając w dłoni szklankę z pomarańczowym sokiem.

- No to wypijmy, Lido. Winszuję, winszuję...

Trąciła się z Wielikowem czarkami i wypiła, nie czując nawet smaku trunku.

Członkowie zespołu „Lidia” odłożyli instrumenty i przyłączyli się do biesiadników. Włączono magnetofon.

Lidka wypiła jeszcze jeden kielich; po trzecim coś miękko uderzyło ją w tył głowy - od środka. I światła w sali stały się jakby bardziej jaskrawe.

- Witalik, ty mną chyba nie gardzisz, co?

- Nie - odpowiedział pisarz z powagą.

- Ale mi nie współczujesz?

Tym razem Wielikow myślał nad odpowiedzią nieco dłużej:

- Nie... nie współczuję. Sama wybrałaś.

Lidka się uśmiechnęła:

- Dziękuję ci... Sama też się nie lituję. Ale chyba wkrótce zacznę sobą gardzić.

Wielikow ponownie zmilczał. W sali podnosił się stopniowo coraz głośniejszy gwar; gdzieś za stołem „młodzieżowym” już śpiewano, choć nie był to wcale pijacki chórek - śpiewano melodyjnie i na głosy. Lidka pomyślała, że ci młodzi ludzie są bardzo muzykalni. I że wejdą we Wrota... obowiązkowo wejdą...

- I jak. Lido, robimy podsumowanie?

Oblizała cierpkie od wina wargi:

- A co, już pora?

- Nie wiem - odezwał się pisarz po kolejnej chwili milczenia.

- Zdradziłam naukę - stwierdziła Lidka cichym głosem

- Wiem... Wielokrotnie.

- Zdradziłam Kostię Woronowa.

- Możliwe.

- Zabiłam w sobie uczonego.

- Nigdy nim nie byłaś.

Lidka poczuła się dotknięta:

- No, przecież idea selekcji... była moja?

Wielikow uśmiechnął się niewesoło:

- Ech, Lida... Wiesz, ile ja miałem podobnych idei? Rozmowy z dalfinami, kosmiczne zdjęcia oceanów, i co tam jeszcze chcesz... Aleja nie jestem uczonym, tylko marzycielem. I utalentowanym łgarzem.

Muzycy z „Lidii” najedli się i napili. Wspiąwszy się na estradę, ujęli w dłonie instrumenty... co wywołało lekkie ożywienie na sali.

- A ja jestem tubka - stwierdziła Lidka. - Tubka z pastą. I sama siebie wycisnęłam. Teraz została ze mnie puste opakowanie. Z ładną zakrętką.

Wielikow objął ją za ramiona.

- Ale przecież nie żałujesz? Zatraciłaś się dla Andrieja... a czy on nie jest tego wart?

„Lidia” szarpnęła struny. W przeciwległym krańcu sali, pod pozostawionym przez nie wiadomo kogo i nie wiadomo po co koszem, natychmiast powstał zaimprowizowany krąg taneczny.

- Zatańczymy? - zaproponował Wielikow.

Lidka przecząco pokręciła ciężką głową.

Nagle zachciało jej się spać. Wyjechać na bezludną wyspę - i nigdy się nie obudzić. I nareszcie się wyspać.

- Lido, a może wyjdziemy na powietrze?

Znów przecząco pokręciła głową.

Muzykanci przerwali rozpoczętą przez chwilą szybką i skoczną melodię. Przez pewien czas w sali słychać było tylko brzęk szklanek i gwar głosów, a potem nagle zabrzmiał walc, dobrze Lidce znany i niezbyt dobrze jej się kojarzący, stary i trochę sentymentalny.

- Mamo? - w następnej chwili tuż obok znalazł się Andriej. Miał rozpiętą marynarkę, nieco poluzowany węzeł cieniutkiego, modnego krawata, ale jego koszula wciąż raziła bielą - a może tak się tylko wydało rozpalonym oczom Lidki.

- Mamusiu, zamówiłem u chłopaków walc...

- Andriusza... - odparła bezradnie.

- Poczekaj, mamo, chcę cię poprosić do tańca!

- Andriusza, ja...

Wielikow puścił jej ramię - i leciutko popchnął ją w stronę syna.

Pod obcasami ich trzewików szeleściły zwoje pomiętych, barwnych serpentyn. Deptali ławice konfetti; oprócz nich nikt chyba nie tańczył. Wszyscy stali i patrzyli, twarze widzów zasnuwała mgiełka, podobna do tytoniowego dymu - choć w sali nie wolno było palić.

Jedna ręka Andrieja legła na jej talii, drugą podtrzymywał jej ramię; dotknięcie było pewne, ciepłe i Lidka nagle się uspokoiła.

Było strasznie i wesoło.

Andriej poprowadził ją po okręgu - albo po jakiejś skomplikowanej spirali; za jego plecami migały rozmazane plamki światła, pachniało winem i latem, i jeszcze - nie wiadomo dlaczego - deszczem, deskami parkowego parkietu i ogórkami; Lidce kręciło się w głowie, ale był to miły, przyjemny zawrót, w takt niezwykłego walca.

Syn należał do niej. Tylko do niej. Nie było na świecie żadnych apokalips, śmierci ani żadnych dziewczyn o imieniu Sasza.

Lidka zrozumiała, że jej droga dobiegła końca, spełniła swój obowiązek i że jest szczęśliwa.

* * *

Dzień minął normalnie. Lidka dwa razy wszczęła ostrą sprzeczkę - pierwszy raz w schronie cennych materiałów, gdzie nie chcieli przyjąć dodatkowych dokumentów dotyczących jej projektu. „Wyczerpała pani swój limit, wszystkie półki mamy zapełnione, a zresztą po co pani schron, skoro i tak jest pani na liście uprzywilejowanych!”

Drugi raz - w kolejce po chleb. Ostatnio w mieście zdarzały się poważne opóźnienia w dostawach i Lidki żądanie dwóch bułek, zamiast jednej, wywołało burzliwy protest stojących za nią klientów.

Ale i tak wzięła dwie bułki.

Kolację zjadła samotnie; Andriej wrócił o dziesiątej wieczorem, zmęczony i poirytowany. Witkowi kompletnie odbiło - stwierdził, zachłystując się kefirem. - Zupełnie poważnie chce złożyć w ofierze jednego smarka. A ten szczyl wie, co go czeka. Zresztą, od urodzenia niemal jest pacjentem psychiatry. Biedny jest, powiada, i mrygi i tak nie przeżyje. Jak myślisz, może zadzwonić na milicję? To podłe, przecież wiem, że go zabiją... i co, mam milczeć?”

Do północy razem szukali wyjścia - i przełożyli ostateczną decyzję na rano; co prawda po dwóch godzinach okazało się, że problem stał się nieistotny. Całkowicie nieistotny.

- Mamo! - Andriej na bosaka wbiegł do sypialni Lidki. - Tam... nie mogłem zasnąć... A niebo jest takie... Takie. Sama zobacz, dobrze?

Niebo powoli zalewała czerwień. Znajoma, ciężka, czerwona poświata.

- Tak - stwierdziła, dziwiąc się własnemu spokojowi. - To wszystko. Ubieraj się, biegniemy do punktu zbiórki.

Andriej stał jak skamieniały. Było mu strasznie. Z pewnością sam się nie spodziewał, że aż tak się przestraszy.

Lidka odciągnęła łańcuszek na jego szyi. Metka ożyła i pulsowała zielonym światełkiem.

- Wszystko w porządku... - stwierdziła, tłumiąc westchnienie ulgi (ileż razy śniło jej się, że nastąpił koniec świata, a tabliczki się nie uaktywniły). - Wszystko w porządku. Za pół godziny znajdziemy się na miejscu zbiórki i wsadzą nas do samochodu. Albo do helikoptera. A reszta - to już nie nasze zmartwienie. Za kilka godzin wszystko się dla nas skończy. No, wdziewaj coś na siebie, nie pójdziesz przecież w slipkach...

Migając bosymi piętami, pobiegł do swojej sypialni. Ubierając się, Lidka słyszała, jak syn miota się po pokoju, rzuca rozmaitymi przedmiotami i mruczy coś pod nosem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Armaged-dom»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Armaged-dom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Ostatni Don Kichot
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Armaged-dom»

Обсуждение, отзывы о книге «Armaged-dom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x