Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Armaged-dom
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Armaged-dom: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Armaged-dom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Armaged-dom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Armaged-dom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Widzi pani, Lidio Anatoliewna...
- Można stąd zadzwonić? - zapytała, z trudem poruszając zesztywniałym nagle językiem.
- Oczywiście - kurator podsunął jej pod rękę popękany aparat telefoniczny barwy dziecięcej khaki. - Proszę, niech pani dzwoni...
Lidka, myląc się kilkakrotnie i nie trafiając palcami w otwory tarczy, wybrała znajomy numer.
- Halo... mama? Gdzie jesteś?
Powoli, żeby kurator niczego nie dostrzegł, wypuściła powietrze z płuc. Głos Andrieja był absolutnie spokojny i beznamiętny..
- U ciebie wszystko w porządku? - zapytała, bacząc, żeby jej głos też niczego nie zdradził.
- Jasne - syn chyba nawet się zdziwił. Lidka niezbyt często pozwalała, by tkwiąca w niej strwożona kwoka ujawniała swoją obecność zbędnym telefonem, pytaniem, nadmierną troskliwością.. - Niedługo będę w domu - stwierdziła tylko i odłożyła słuchawkę. Kurator nie spuszczał z niej wzroku. Jego spojrzenie było natarczywie... badawcze.
- Co im... się zarzuca? - zapytała Lidka, zła na siebie, bo struny głosowe musiały ją zawieść akurat w tej chwili. Pytanie zadała nikłym, żałosnym, rwącym się głosem... właściwie głosikiem. Na domiar wszystkiego, w jej oczach pojawiły się pierwsze łzy.
- Jeszcze nitrogliceryny? - zapytał nagle nadmiernie ugrzeczniony kurator.
- Nie - Lidka pokręciła głową, od czego cały spartańsko umeblowany pokoik z kratami na oknach zawirował jak karuzela.
- Widzi pani, Lidio Anatoliewna... Na razie nikogo nie zabili i nikomu nie stała się jeszcze krzywda. Wszystko to przypomina teatr... Zabawę... Każde z nich po kolei odtwarza rolę ofiary. Pani syn był już „ofiarą”, ale, jak pani zdążyła się przekonać, wrócił do domu cały i zdrowy...
Lidka wzrokiem pełnym nienawiści patrzyła w jego szare, otwarcie drwiące z niej oczy.
- ...na razie więc nie popełnili żadnego wykroczenia. Zachowują się spokojnie - szczególnie jeżeli uwzględnić zachowanie członków innych grup rozmaitych młodzieżowych subkultur. Ta akurat grupa składa się z młodych ludzi, będących dziećmi rodziców cieszących się szacunkiem społecznym, licealistów i abiturientów liceum. Za swego ideowego przywódcę uznają pisarza Wielikowa, choć on sam kategorycznie się od nich odcina. Chciałbym panią uprzedzić, Lidio Anatoliewna. Na razie tylko panią uprzedzam. Z tymi, którzy wspinają się po rozmaitych ścianach, nawet z tymi, którzy gwałcą w bramach wracające późną porą pannice - z nimi wszystko jest jasne... A z tamtymi... Sekciarzami, fanatykami... Nie zdziwiłbym się, gdyby któregoś pięknego dnia popełnili grupowe samobójstwo albo wycięli podobny jakiś numer...
Lidka głęboko, aż do pięt, wciągnęła stęchłe powietrze gabinetu.
- Lidio Anatoliewna... może jednak weźmie pani jeszcze tabletkę?
- Nie - odpowiedziała przez zęby. - Dziękuję. Dam sobie radę.
* * *
Wielikow pisał tak, że potrafił wciągnąć czytelnika; wziąwszy jego książkę do ręki, Lidka zwykle czytała ją jednym tchem i dopiero potem wracała do rzeczywistości, za każdym razem przypominając sobie - nie wiadomo dlaczego - chlupot mleka w brzuchu wielkiej cysterny. Dobrze napisane, interesująco i z ikrą, ale przecież bzdura, wszystko to bzdura...
Chłopcy, którzy kiedyś otaczali pisarza pełnym uwielbienia kręgiem, wyrośli na młodzieńców, ale ich uwielbienie wcale nie zmalało. Głęboko ukryta miłość własna pisarza ciągle była podkarmiana słodką odżywką; tym bardziej więc dziwne było, że Lidka patrzyła na słynnego autora nie bez pewnej pobłażliwości. Oczywiście, nie było w tym żadnej ostentacji, ale też Lidka wcale nie starała się tego ukryć. Wedle milczącej umowy Lidka nie traktowała jego pisaniny poważnie, on zaś jej to wybaczał.
„Ostatnią ofiarę” przeczytała pięć razy. I wcale nie dlatego, ze książka jej się aż tak spodobała.
- Andriuszka... może przejdziemy się dziś do parku?
Syn natychmiast zaczął coś podejrzewać. W planach na dziś miał zadania z algebry i pytania egzaminacyjne z fizyki - o czym Lidka doskonale wiedziała.
- A nie możemy porozmawiać w domu?
Patrzył na nią jak szczeniak, który doskonale wie, że nabroił i czeka go bura.
Lidka westchnęła i usiadła na brzeżku stołu: - No, widzisz...
- Mamo... - odezwał się szybko, jakby chciał uprzedzić zarzuty. - Nie brałem żadnych narkotyków. Nawet nie palę, o czym dobrze wiesz...
Lidka zsunęła się ze stołu, przysunęła sobie krzesełko, usiadła na nim i założyła nogę na nogę:
- Kiedy miałam piętnaście lat, w jednym z telewizyjnych programów jakiś chłopak na oczach telewidzów oblał się benzyną i podpalił.
Andriej przez chwilę zwlekał z reakcją. Odsunął tylko podręcznik fizyki.
- I wszyscy na to patrzyli? Widzieli, jak oblewał się benzyną i nikt nie zareagował?
- On to zrobił bardzo szybko - wyjaśniała Lidka łagodnym głosem. - Nikt się tego nie spodziewał. A potem, kiedy się podpalił, w studio wybuchła panika...
- Zginął?
- Tak.
- Po co mi to opowiadasz?
Lidka głęboko odetchnęła:
- Wtedy, pod koniec przedostatniego cyklu, sporą popularnością cieszyła się pewna sekta. Oni wierzyli, że tym razem Wrota się nie otworzą. Cytowali dawne przepowiednie. Okleili miasto swoimi ulotkami... Wtedy wydawało się nam, że istotnie nastąpi koniec świata. Że cały świat zmierza ku zagładzie. Było strasznie i gdyby nie Zarudny...
Zająknęła się na moment. Przypomniała sobie, że chyba już o tym synowi opowiadała. Nie tak szczegółowo, ale opowiadała, i - co najważniejsze - nie pamięta teraz, co mu mówiła, a czego nie.
Andriej czekał w milczeniu, dopóki matka nie pozbiera myśli, Lidka jednak, zamiast ciągnąć dalej, położyła na stole „Ostatnią ofiarę” Wielikowa, kiedyś lśniący gładzią okładek, a teraz mocno już podniszczony tom.
Andriej przeniósł wzrok z twarzy matki na książkę i z powrotem. I zmarszczył brwi.
- Driuszka... - zaczęła Lidka, starając się mówić spokojnie i łagodnie. - Witalik nie napisał tego, co potem wyczytali w jego książce ci... chłopcy. To tylko fantastyka, wymysł... i nic więcej. Witalik był pewien, że wszyscy potraktują to jako artystyczny pomysł... metaforę... Przecież nie można z powagą podchodzić do...
Urwała. Andriej patrzył w bok.
- Opowiedz mi - poprosiła cicho. Długą pauzę wypełniło brzęczenie muchy, która uwięzła między oknem i firanką, i szum silników przejeżdżających samochodów. Wreszcie Andriej podniósł wzrok:
- Mamo... przecież ja cię nie wypytują o twoje... akademickie sprawy. Co ty tam robisz, z kim i po co...
Lidka odczekała, aż ucichnie w powietrzu dźwięk bezgłośnego, ale zamaszystego policzka. A potem oznajmiła, pocierając nieistniejący ślad wyimaginowanego uderzenia:
- Ja w Akademii nie robię niczego, o czym nie mogłabym ci opowiedzieć.
- Naprawdę? - zdziwił się Andriej.
Lidka zawrzała gniewem. W tej chwili niczego nie pragnęła bardziej, niż możliwości złapania smarkacza za włosy i uderzenia jego twarzą w przeklętą książkę Wielikowa. Raz, drugi i trzeci...
Chyba się przestraszył. I pewnie było czego.
- Mamo...
- Milcz!
- Mamo... Człowiek powinien mieć prawo... To nie tragedia, a przeciwnie...
Lidka odwróciła się i wyszła.
* * *
- Znaczy, tak... - zaczął Wielikow. - On nie wie niczego o twoich sprawach i w jego słowach nie należy się doszukiwać żadnych aluzji. Po prostu żąda prawa do własnego życia; ja, powiada, w twoje sprawy nie będę się wtrącał, ale i ty nie pchaj nosa w moje... Zrozumiano?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Armaged-dom»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Armaged-dom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Armaged-dom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.